O przyszłości pewnej koncepcji

Słowacja - Slovensko - Slovakia

O przyszłości pewnej koncepcji

Publikacja: 2 września 2021

NR 9 2012

TAGI DO ARTYKUŁU

DO LISTY ARTYKUŁÓW

Państwo narodowe nie jest ani powszechnym, ani historycznie trwałym sposobem ludzkiego współżycia. Jego najstarsze, zachodnioeuropejskie warianty nie liczą nawet dwustu lat. Rozwój słowackiego społeczeństwa można analizować na tle dłużej trwających procesów.   

Według dostępnych źródeł większość mieszkańców Czechosłowacji w 1993 roku albo nie życzyła sobie podziału państwa, a co za tym idzie: powstania samodzielnej Republiki Słowackiej, albo nie miała na ten temat zdania. Dwadzieścia lat później ich lwia część twierdzi, że powstanie niepodległej Słowacji było nieuniknione, a rozpad Czechosłowacji był logiczną konsekwencją procesu historycznego. Mimo upływu lat Słowacy nie zdają sobie jednak sprawy, że wystarczyłaby niewielka zmiana przy stole rokowań lub modyfikacja mocarstwowych interesów, a kwestia słowacka mogłaby rozwiązać się zupełnie inaczej. Możliwe, że znalazłaby podobne, otwarte, zakończenie, jak w październiku 1918 roku, gdy powstawała Czechosłowacja, albo we wrześniu 1938 i w marcu 1939 roku, gdy się rozpadała; tak jak w sierpniu 1968, gdy reformy wewnątrz komunizmu rozjechały czołgi Układu Warszawskiego, albo w listopadzie pamiętnego roku 1989, kiedy to ulica nie była jeszcze świadoma swojej siły. Za każdym z powyższych „zbiegów okoliczności” stała grupka ludzi, która określała interpretację nowo powstałej sytuacji i w ten sposób ustalała oficjalną formę dyskursu ideologicznego.

Celem tego tekstu nie jest streszczanie historii powstania republiki. Moim zamiarem jest raczej przybliżenie związków między ideologią państwową a jej codziennym, ludzkim wymiarem. Kluczowym zadaniem tego eseju jest przedstawienie sposobu, w jaki słowackie społeczeństwo konfrontuje się z zamknięciem w klatce państwa narodowego, którą mu zgotowały patriotyczne definicje. Społeczeństwo słowackie, podkreślmy, kształtowało się w atmosferze wielokulturowości. Również i dziś, co warto przypomnieć, przynajmniej jedną piątą mieszkańców stanowią mniejszości etniczne, na przykład Węgrzy i Romowie.

Państwo narodowe nie jest ani powszechnym, ani historycznie trwałym sposobem ludzkiego współżycia. Jego najstarsze, zachodnioeuropejskie warianty nie liczą nawet dwustu lat. W niniejszym tekście przedstawię dwa zagadnienia, dzięki którym rozwój słowackiego społeczeństwa można analizować na tle dłużej trwających procesów. Przypuszczam również, że spora część analizy słowackiej codzienności może mieć szerszy wymiar i odnosić się do Europy Środkowej lub innych jej zakątków, gdzie wieloetniczność przetrwała czystki nowoczesnego nacjonalizmu. W przeciwieństwie do polityków i intelektualistów o patriotycznym czy nacjonalistycznym nastawieniu mój sposób myślenia koncentruje się na życiu codziennym tej części Karpat, która niedawno otrzymała nazwę Republika Słowacka.

Wieloetniczny kraj

Znany słowacki historyk, Ľubomír Lipták, stwierdził, że intelektualiści wypromowali następującą tezę: głównym wątkiem słowackiej historii jest „walka o przetrwanie”. Przy jej uzasadnianiu pojawiają się argumenty dotyczące odwiecznego ucisku, narodu rozumianego nie jako kwestia wyboru, ale „sprawa krwi”, wszechmocnego i wszechmogącego państwa, kolektywnych win i zbiorowych praw do odwetu[1]. Z tego też powodu preambuła Konstytucji Republiki Słowackiej cierpi na chroniczną środkowoeuropejską chorobę. Prawo do egzystencji jest w niej definiowane jedynie w sensie etnonarodowym.

Wstęp do podstawowego dokumentu państwowego ustala ponadto hierarchię grup etnicznych w ramach państwa narodowego. Najważniejszy jest „naród słowacki” jako podmiot zbiorowy, który łaskawie pozwala nie-Słowakom istnieć w państwie. Po wtrąceniach na temat trwałości dziedzictwa narodowego i prawa do samostanowienia następują w preambule odniesienia do mniejszości narodowych, a tuż za nimi – aż ciśnie się na usta, że o poziom niżej – do grup etnicznych. Obywateli, którzy nie są częścią uprzywilejowanego narodu „państwowotwórczego”, preambuła zmieniła w nielojalną sitwę.

Mniejszości atakowane są przede wszystkim przez niewzruszonych narodowców, którzy najchętniej śledziliby ich samoistne zanurzenie się w większościowej rzece. Słowaccy narodowcy mają problem z Węgrami, a to głównie dlatego, że ci (najwidoczniej) do żadnej innej grupy etnicznej na świecie się nie garną[2]. Kłopotów przysparzają także Romowie, których nie potrafią sobie wyobrazić jako części owej większości. Czują lęk i odrazę również wobec imigrantów, choć to właśnie dzięki emigracji ich dziadków i babć do Europy Zachodniej, Ameryki Północnej lub chociażby do Czech, ich ojcom i matkom udało się pozyskać kilka kolejnych skrawków ziemi w górach, na których dziś stoją wyciągi narciarskie.

Ernest Gellner, główny analityk nowoczesnych społeczeństw, rozumiał mechanizmy powyższych fobii także dzięki dorastaniu w międzywojennej Czechosłowacji. Kraj jego dzieciństwa, który powstał na gruzach wieloetnicznej monarchii habsburskiej, był – ze względu na zróżnicowanie etniczne – jej miniaturą. Posługując się pewną metaforą, Gellner scharakteryzował społeczeństwo agrarne i nowoczesne. Struktura tego pierwszego, dla którego typowe są przepuszczalne granice i przeplatające się wewnątrz wpływy, przywodzi na myśl zawikłane i wielobarwne formy przedstawione na obrazach austriackiego malarza Oskara Kokoschki. Organizacja społeczeństwa nowoczesnego przypomina mu natomiast kształty o wyraźnych konturach, tak charakterystycznych dla włoskiego artysty, Amadea Modiglianiego[3].

Chociaż heterogeniczna rzeczywistość nie przetrwała czystek etnicznych i nacjonalizmu drugiej wojny światowej, model współżycia różnych grup etnicznych okazał się w Czechosłowacji funkcjonalny. Nie sposób temu zaprzeczyć, nawet jeśli większość teoretyków demokracji uznaje taki model tolerancji, jaki był do pewnego stopnia praktykowany także w mniej demokratycznych państwach środkowoeuropejskich w okresie międzywojennym jak Polska, Węgry czy Jugosławia, za niemożliwy do zrealizowania w nowoczesności. Według nich to właśnie czasy nowoczesne aktywizują masy za pośrednictwem nacjonalizmu – oferty ekskluzywnego przynależenia do „narodu”, co gwarantuje dostęp do elitarnej kultury. W ten sposób partnerskie współżycie z tymi, którzy nie należą do symbolicznej większości, wydaje się trudne do zrealizowania.

Powyższa interpretacja odrzuca codzienne doświadczenie wieloetnicznej tolerancji, które jest często odporne na wpływ nacjonalistycznej polityki. Zaznaczam jednak, że ambiwalentny sposób modernizacji Słowacji i Europy Środkowej, odzwierciedlający niedawne stosunki agrarne, nie przynosi jedynie protekcjonalnego modelu nacjonalizmu etnicznego. Ten zaś najczęściej przejawia się w braku tolerancji polityków wobec mniejszości etnicznych i ich reakcjach, chociaż zaobserwować go można także w życiu codziennym. Rzeczywistość często jednak nie pokrywa się z wyobrażeniami teoretyków prawa czy ideologów indywidualistycznego społeczeństwa obywatelskiego. Codzienna praktyka współżycia przyczynia się do formowania w społeczeństwie zbiorowych alternatyw.

Podobną sławę jak metafora „Kokoschka versus Modigliani” zyskała interpretacja Gellnera dotycząca powstania państw narodowych. Modernizujące się państwo wielonarodowe – agrarna Megalomania – forsowało ujednolicenie zróżnicowanej populacji: jeden język i jedna kultura są potrzebne, by usprawnić nowoczesną armię, przemysł i aparat państwowy. Reakcja wykluczonych lub pozbawionych możliwości praktykowania kultury, którą uznawali za swoją, była natychmiastowa. Model kultury Megalomanii zainspirował jednak ich własny proces emancypacyjny. Wymyślili małą, choć sławetną i bohaterską Rurytanię. Na gruzach habsburskiej Megalomanii powstało kilka Rurytanii. O rurytanizacji Europy (choć w mniejszym wymiarze) możemy mówić także po roku 1989. Z tej perspektywy można interpretować też rozpad Czechosłowacji. Choć Słowacy i Czesi trwają przy komicznej zabawie we własnej etnicznej piaskownicy, to okoliczności powstania Rurytanii na Półwyspie Bałkańskim były bardziej tragiczne w skutkach.

Fundament dla praktykowania modelu wieloetnicznego jest w Słowacji do dzisiaj trwalszy niż na przykład w takich sąsiednich państwach narodowych, jak Czechy, Polska czy Węgry. Nie bez znaczenia jest fakt, że w kotlinie karpackiej asymilacja była trudniejsza, a czystki etniczne (z wyjątkiem Holokaustu) wydają się mieć tutaj mniejsze znaczenie. Słowacja jest najbardziej heterogennym etnicznie państwem wśród sąsiadów, z wyjątkiem Ukrainy. Strach przed wieloetnicznością własnego kraju, strach, który często wpływa na słowacką politykę sprawia, że model codziennej tolerancji kontrastuje z nadal popularną nacjonalistyczną polityką.

To, że Republika Słowacka powstała w sposób względnie bezproblemowy, może być również filarem dla słowackiego modelu wieloetnicznej tolerancji. Szczęściem jest, „że nam powstała republika” bez większych emocji, nie mówiąc już o przelewaniu krwi. W 1993 roku ludzie trzeźwo przyjęli powstanie państwa narodowego. Niedawne powstanie państwa narodowego wiązało się także z jeszcze późniejszym częściowym podporządkowaniem się ponadnarodowej całości – Unii Europejskiej.

Chociaż jeszcze w 2011 roku Słowacja pod względem liczby wydanych pozwoleń na pobyt stały lub nadawania obywatelstwa należała do najmniej otwartych na powyższe kroki krajów europejskich, ten „rasizm” ma raczej swoje źródło w introwersji karpackich elit, aniżeli w celowej, przemyślanej polityce dyskryminacyjnej wobec obcokrajowców. Wśród powodów ograniczeń procesów madziaryzacyjnych na przełomie XIX i XX wieku (których skutkiem było przetrwanie języka Rurytanii na skraju modernizującej się Megalomanii) ważną rolę odgrywał „czynnik zapadłej wsi”, na który zwrócił uwagę Ľubomír Lipták w pracy Slovensko v 20. storočí (Słowacja w XX wieku). W zapadłej wiosce bowiem nie opłacało się nawet madziaryzować. Warto podkreślić raz jeszcze, że długoletnia koegzystencja w wieloetnicznym środowisku niesie w sobie potencjał zaakceptowania etnicznego pluralizmu, wynikającego z rosnącej imigracji, której Słowacja – głównie ze względu na utrzymanie gospodarki i starzenie się populacji – bez wątpienia potrzebuje.

Kosmopolityzm przeciętnych mieszkańców Rurytanii nieustająco kwitł w wielkich miastach poza granicami kraju, nawet jeśli narodowi „budziciele” często krytykowali obieżyświatów za łatwość, z jaką ulegali asymilacji. Nawet jeśli na lokalną emigrację nie zawsze składały się demokratyczne środowiska (na przykład ludacka emigracja po roku 1945), to doświadczenie życia w wielkim mieście znacznie Słowaków wzbogaciło. W najgorszym przypadku dowiadywali się, jak żyć nie chcą, i wracali, by mącić w ojczystych stronach. Istnienie poza granicami Słowacji trzech metropolii[4], o których wszyscy uczyli się w szkole lub słyszeli o nich z opowieści rodziców i dziadków, także posiada ponadetniczny, symboliczny wymiar. O wiele ważniejszym aspektem jest jednak to, że nowoczesna słowacka demokracja formowała się w największych słowackojęzycznych enklawach – w Cleveland, w Pittsburgu, Peszcie czy w Pradze – a zdecydowanie słabiej w zabitym deskami Martinie, małomiasteczkowym centrum słowackiego życia narodowego w czasach Królestwa Węgierskiego.

Osiągnięcia Słowacji w dziedzinie tolerancyjnego współżycia mają więc agrarny charakter. To właśnie dla Królestwa Węgierskiego, nieuznawanego przez słowackich nacjonalistów, zwłaszcza w porównaniu z Czechami czy Austrią, typowa była znaczna tolerancja religijna. Przed wydaniem Patentu Tolerancyjnego utożsamianie się z protestantyzmem czy katolicyzmem było bardziej konfliktogenne niż bycie Słowakiem, Węgrem czy Romem dwa wieki później.

Jak stwierdził w klasycznej już pracy Fredrik Barth, identyfikacja etniczna zmienia się w zależności od sytuacji i osiąga znaczenie dopiero wtedy, gdy pojawi się symboliczna granica określająca członka innej grupy[5]. W Europie Środkowej zazwyczaj działo się tak za pośrednictwem języka. Język nie ustanawia więc różnic, ale może wyostrzyć granice między grupami etnicznymi, przede wszystkim kiedy przedstawiciele jednej grupy etnicznej wymuszają używanie określonego kodu komunikacyjnego w ramach innej grupy czy grup. Mieszkańcy Karpat w życiu codziennym nigdy całkowicie nie przestali porozumiewać się poza oficjalnie uprzywilejowanym językowym kodem. Ta codzienna wielojęzyczność jest więc podstawą, na której razem z tradycjami tolerancji religijnej można wybudować wyobrażenie Słowacji jako wieloetnicznego kraju.

By jednak wspomniana tolerancja stała się praktyką, jej funkcjonalność i naturalność musi uświadomić sobie nie tylko decydująca (nawet jeśli mniejsza) część elit, ale również i większość tych, którzy za elitę się uważają. Kim są jednak ci, którzy jako mieszkańcy wschodniej części Czechosłowacji niedawno osiągnęli „państwową samodzielność”?

Wieś i rodzina

Etnolog Juraj Podoba zapożyczył niedawno metaforę Ľubomíra Liptáka Słowacji jako „oka huraganu” i odwołał się do rozważań historyka Romana Holeca, przez co podkreślił także ambiwalencję niektórych stopni modernizacji społeczeństwa rozumianych w sposób ewolucyjny[6]. Inaczej mówiąc, nie być Zachodem („pozostawać w jego tyle”) nie jest przekleństwem. Dla „oka huraganu” taka sytuacja ma także pozytywne strony. Podoba myślał tu o późniejszym i odmiennym początku kryzysów czy o umiejętnościach dostosowania się od zmian, również w przypadku funkcjonowania modelu codziennych instytucji jak rodzina czy sąsiedzka grupa, które w porównaniu z zachodnimi modelami charakteryzuje większa trwałość.

Nie tak dawno temu w społeczeństwie przemysłowym mieszkańcy Karpat przyzwyczaili się do wcześniej nietypowego modelu zakładania rodziny „na własnych śmieciach”. Dzieci wyprowadzają się od rodziców do samodzielnego mieszkania, a swoich opiekunów umieszczają w domu starców. W Słowacji nadal pod pojęciem rodziny rozumiany jest związek mężczyzny i kobiety z dziećmi, choć nie traci aktualności model rodziny rozumianej jako rozszerzona sieć pokrewieństwa. W nowoczesnych teoriach autorstwa niektórych ekonomistów i socjologów wielka rodzina zazwyczaj jest traktowana jako wylęgarnia korupcji i nepotyzmu. Nadszedł czas, by zacząć analizować jej zalety z perspektywy kapitału społecznego.

Pojęcie rodziny łączy się także z podziałem na strefy żeńską i męską. W społeczeństwach przemysłowych obie sfery konfrontują się z brakiem równouprawnienia płci. Dyskusje na ten temat zazwyczaj są powadzone w ramach trzech połączonych obszarów tematycznych. Pierwszy związany jest z podziałem na sferę publiczną i prywatną. Drugi wiąże się z wyobrażeniami na temat kultury i przyrody, trzeci zaś oparty jest na założeniach dotyczących nierównej kontroli produkcji i konsumpcji w społeczeństwie industrialnym.

Wyobrażenie, zgodnie z którym świat kobiet jest bliższy przyrodzie, przede wszystkim ze względu na macierzyństwo i menstruację, podczas gdy mężczyznom przynależy kultura i polityka, podkreśla biologiczne różnice między płciami. Światopogląd ten odnajdujemy w środowisku chrześcijańskiej prawicy i w nacjonalistycznych ideologiach, a także w świecie polityki lub w zwyczajnym barze. Opinia ta wyraźnie podkreśla władzę mężczyzn oraz wyklucza kobiety ze stosunków produkcji i redystrybucji. We wspieraniu powyższych nierówności spory udział miał najpierw Zachód, a to przede wszystkim od czasów, kiedy dochody mężczyzny (a nie wspólna praca w polu czy zbieractwo) stały się źródłem utrzymania. Ten układ sił rozprzestrzenił się później w innych częściach świata, przede wszystkim po upowszechnieniu kapitalizmu. W Słowacji i w postkomunistycznej Europie po roku 1989 utrwalaniu nierównych stosunków między mężczyznami i kobietami towarzyszył powrót do przedsocjalistycznych konserwatywnych idei, które z powodzeniem połączyły się z konserwatyzmem postkomunistów. Pomimo popularności tych ideologii przez ostatnie czterdzieści, pięćdziesiąt lat całkowite uzależnienie rodzin od męskiego zarobku stało się w szerszym wymiarze nieaktualne.

Transformacja z agrarnego, samowystarczalnego społeczeństwa w jego nowoczesną, przemysłową formę przejawiła się w Słowacji nie tylko na płaszczyźnie rodzinnych czy genderowych wzorców, ale także w stosunku wsi do miasta. W popularnych mediach i w kręgach miejskiej inteligencji wielka rodzina zazwyczaj schematycznie łączona jest z wiejskim sposobem życia, a indywidualizm czy anonimowość charakteryzują miasto. Jednak większość elit w Europe nadal funkcjonuje w ramach rozbudowanej sieci pokrewieństwa (przykładem jest szlachta i mieszczaństwo), a próg elitarnego świata można przekroczyć na przykład poprzez urodzenie dziecka członkowi elity lub sam ślub z nim. W słowackich warunkach powyższe kwestie odgrywają zasadniczą rolę. Typowy podział, według którego wielka rodzina mieszka na wsi, a świeccy indywidualiści w mieście, nie utrzymuje się już, ponieważ granice między światem wsi i miasta zacierają się.

Próby idealizacji wsi mają w Europie Środkowej bogatą tradycję właśnie w miejskim środowisku. Aktualne statystyki dotyczące jakości życia mówią, że wieś wydaje się być bardziej zatomizowana niż miasta, a poczucie izolacji i deprywacji jest na obszarach wiejskich na południu i wschodzie Słowacji bardziej powszechne niż w miastach. Pojęcie środkowoeuropejskiego miasta – szczególnie po 1989 roku – niesie z sobą posmak nostalgii i romantyczne konotacje, czyli to, co wywołuje wyobrażenie o „harmonijnej i nieskażonej wsi”. Miejska nostalgia jest atrakcyjna, ponieważ Europa Środkowa powstała jako intelektualny koncept powrotu do starej Europy w czasach komunizmu. Europa Zachodnia wydawała się wówczas bardziej miejska, cywilizowana i dystyngowana niż nasze socjalistyczne miasta, na pierwszy rzut oka pełne nieokrzesanych, bezbarwnych prowincjuszy.

Miejskość ma u nas posmak przeszłości, ponieważ w czasach socrealizmu była stopniowo wypierana ze słowackiej świadomości. Jest tak również dlatego, że kiedy socjalizm upadł, za pieniądze deweloperów burzono miasto dzielnica po dzielnicy. Podobnie jak w socjalizmie, nostalgiczny powrót do wsi, w której budowano fabryki (filary klasowej solidarności rolników i robotników), również po roku 1989 służył kawiarnianym intelektualistom o zacięciu etnograficznym czy filmowcom o podobnej orientacji w poszukiwaniu wzoru wycackanego „alpejskiego” miasteczka dla klasy średniej, miasteczka bez obcokrajowców i Romów.

W atmosferze miejskiego romantyzmu wieś, z której pochodzą przodkowie każdego mieszczanina, dostała się w ręce niesfornych narodowców. Nie dziwi więc, że słowackie miasto nadal przypomina „wielkie miasto”, które znamy ze sławnego, nagrodzonego Oscarem filmu Obchod na Korze (Sklep przy głównej ulicy). W niedzielę po mszy jest cicho i martwo, a życie rozumiane inaczej niż palenie marihuany lub zakupy w centrum handlowym – nie istnieje. Nie mówię tutaj o demonstracjach, kradzieżach i barykadach, których nie ma kto stawiać! Każdego potencjalnego rewolucjonistę można i tak poznać po imieniu. Nie zapominajmy także o centrach handlowych zbudowanych między blokowiskami i hotelami dla robotników, którzy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych przenieśli się ze wsi do miasta. Dziś ich dzieci kupują na święta Bożego Narodzenia nostalgiczne książeczki o mieszczańskiej przeszłości swojego miasta, w którym nie było szansy, by porozumieć się w języku słowackim. Pomimo zapewnień płynących z ust małomiejskich romantyków po 1989 roku – warto zastanowić się, czy nasze miasta nie są dobrym miejscem do życia właśnie dzięki bliskości wsi, a nie na odwrót.

W tej specyficznej drodze rozwoju – od agrarnego kapitalizmu poprzez socjalizm państwowy i późny kapitalizm – jest zakodowany potencjał mieszkańców karpackich hal i dolin. Dziś jest już jasne, że efektem tych transformacji jest utrzymanie licznych elementów kultury, ale także stworzenie nowych, innowacyjnych wzorców. Niektóre z nich zdążyły się zestarzeć, jak na przykład krwawa zemsta lub równy podział ziemi między potomków; inne do dzisiaj stanowią przeszkodę – jak na przykład nacjonalistyczna polityka czy korupcja. Ale również wolny rynek, który dla wielu jeszcze nie tak dawno jawił się jako kuźnia postępu i innowacji, odsłania mniej oświeconą twarz. Wyobrażenia o jakości życia nie należy mierzyć jedynie parametrami ekonomicznymi wespół z modą prezentowaną w czasopismach i z dominującym dyskursem neoklasycznej ekonomii, który preferuje uniwersalną „mierzalność” bez poszanowania lokalnej wiedzy i kultury.

Agrarna tolerancja

Słowacji nie ogarnął dotychczas emancypacyjny nurt demokratycznej czy lewicowej polityki, tak jak stało się na zachodzie Europy. U nas emancypację „ludu” zastąpili populiści i komuniści. Wyjątkiem jest ruch agrarny w okresie międzywojennym, którego częścią była próba modernizacji społeczeństwa i kształcenia mas, by na bazie małych rodzinnych firm i spółek rozwinąć specyficzny model zrównoważonego rozwoju. Jedyna całościowa nowoczesna koncepcja geopolityczna pióra Milana Hodžy – jak twierdzą Ľubomír Lipták i Pavol Lukáč – ma właśnie charakter agrarny[7].

Również tradycja chrześcijańska w Karpatach nie jest jedynie wynikiem obecności kościoła rzymskokatolickiego czy też protestantyzmu, który po kontrreformacyjnych sporach stał się na Węgrzech dominującym wyznaniem. Owszem, to właśnie tolerancja religijna (ostatnio między katolikami i protestantami) legła u podstaw nowoczesnego społeczeństwa w Europie i w tej części Karpat, którą od niedawna zaczęliśmy nazywać Republiką Słowacką. Słowacki pluralizm, który kontrastuje z nacjonalizmem niektórych polityków i intelektualistów oraz brak monopolu wyznaniowej większości na przenoszenie tradycji, może być w naszych warunkach obiecującą bazą dla wieloetnicznego, chciałbym napisać: trwałego projektu politycznego.

Ze słowackiego przełożyła Magdalena Bystrzak

***

[1] Ľubomír Lipták, Koniec mýtov na Slovensku?, w: Eduard Krekovič, Elena Mannová, Eva Krekovičová, Mýty naše slovenské, Bratislava 2005, s. 240.

[2] Trafną analizę niechęci do Węgrów w słowackich podręcznikach szkolnych można odnaleźć w publikacji Andreja Findora Začiatky národných dejín, Bratislava 2011.

[3] Ernest Gellner, Narody i nacjonalizm, Warszawa 1991.

[4] Mowa o Wiedniu, Budapeszcie i Pradze (przyp. tłum).

[5] Fredrik Barth, Ethnic Groups and Boundaries. The Social Organization of Culture Difference, Boston 1969.

[6] Juraj Podoba, V oku hurikánu? Sociokultúrna zmena a inovácie v kontexte nedovŕšenej modernizácie, w: „OS” 2/2010, s. 11–28; zob. Roman Holec, Sme vyspelejší ako Maďari. Wywiad przeprowadzali: Jaroslav Daniška a Eva Čobejová, „Týždeň” 29/2010, s. 24–27.

[7] Ľubomír Lipták, Nepre(tr)žité dejiny, Bratislava 2008, s. 73; Pavol Lukáč, Stredoeurópanstvo Milana Hodžu, w: Milan Hodža, Federácia v strednej Európe a iné štúdie, Bratislava 1997, s. 11–36.

O autorach

Juraj Buzalka

Antropolog społeczny, wykładowca na Wydziale Nauk Społecznych i Ekonomicznych Uniwersytetu Komeńskiego w Bratysławie, redaktor naczelny czasopisma „OS – občianska spoločnosť”.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020