Zamek dla Berlina

Miasto i muzeum

Zamek dla Berlina czy Berlin dla zamku?

Publikacja: 17 sierpnia 2021

NR 3 2011

TAGI DO ARTYKUŁU

DO LISTY ARTYKUŁÓW

Czy rekonstrukcja nieistniejącego od dawna budynku jest budowlą autentyczną, powiązaną z przeszłością, którą inspirowano się podczas odbudowy tego gmachu? A może jest to po prostu zwykły symbol, talizman lub gorzej – banalny wytwór historycznego kiczu, uniemożliwiający tworzenie budowli będących wyrazem współczesnych czasów i właściwych im ambicji?

Trzeciego września 2008 roku w dzienniku „Berliner Morgenpost” ukazał się artykuł o uroczystości na Long Island w Nowym Jorku, z pewnych względów ważnej dla berlińczyków. Stu pięćdziesięciu sponsorów, gości i deutschlandfreundliche Millionäre, pragnących wesprzeć odbudowę zamku berlińskiego, przybyło do posiadłości nowojorskiego biznesmana i kolekcjonera zabytkowej porcelany Richarda Barona Cohena na galę poświęconą zbiórce środków na rekonstrukcję. Wśród gości podziwiających zbiory Barona (które zawierają na przykład porcelanowe modele zamku z berlińskiej Królewskiej Manufaktury Porcelany) byli między innymi George Bush senior, potentat przemysłu kosmetycznego i kolekcjoner sztuki Ronald Lauder oraz były sekretarz stanu i laureat pokojowej Nagrody Nobla Henry Kissinger.

W przemówieniu otwierającym galę Kissinger zwrócił uwagę, że odbudowa zamku miejskiego (Stadtschloss) w Berlinie jest „rekonstrukcją ważnej części dziedzictwa samego Berlina i całej Europy, dziedzictwa wykraczającego poza granice geograficzne i ideologiczne”[1]. W tej wizji dziedzictwa o charakterze paneuropejskim, pokonującego granice i ramy ideologiczne, zabytkowy zamek w Berlinie jawi się jako ważny wkład w architekturę północnego baroku i najstarszy symbol miasta – tak samo postrzega go wielu historyków o nastawieniu „prozamkowym”. Budowę gmachu zlecił w roku 1450 najważniejszy ród historycznego Berlina, Hohenzollernowie. Stało się to po uzyskaniu przez jego przedstawiciela tytułu elektora brandenburskiego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i przenosinach Hohenzollernów do Berlina z rodowych włości w północnej Bawarii. Przez następne czterysta lat budowla była wielokrotnie powiększana. Powierzchnia zamku i jego przepych architektoniczny rosły wraz ze znaczeniem Hohenzollernów, elektorów i wielkich książąt, którzy z czasem zajęli tron królów Prus, a na koniec zdobyli koronę cesarską Niemiec. W ciężkich działaniach wojennych w 1945 roku zamek uległ zniszczeniu w około siedemdziesięciu pięciu procentach. Jego los przypieczętował przewodniczący rady państwa NRD Walter Ulbricht, który nakazał rozebranie budowli wiosną 1950 roku, dwanaście miesięcy przed pięciusetletnią rocznicą jej wzniesienia.

Najstarszą część terenu, na którym wznosił się niegdyś zamek berliński, zajmował od 1976 do 1990 roku Pałac Republiki (Palast der Republik), uznawany powszechnie za jedną z najważniejszych budowli w całym NRD. Władze Berlina zamknęły pałac w 1990 roku. W latach 2006–2009, pomimo długotrwałych protestów i gorących politycznych dyskusji, budynek wyburzono. Bardzo nagłośnione w środkach masowego przekazu, wieloetapowe roboty demontażowe nazywano bez ogródek rozbiórką (Rückbau). Na początku robót, wiosną i latem 2007 roku, rząd umieścił na ogrodzeniu wokół rozbieranej budowli transparenty mające przekonać opinię publiczną do decyzji o rozbiórce pałacu i odbudowie zamku. Napis na jednym z transparentów głosił, że wyburzenie pałacu było „decyzją demokratyczną” (Eine demokratische Entscheidung), a na innym, na którym widniał zarys Pałacu Republiki, można było przeczytać „Projekt prestiżowy – potwierdzenie statusu Niemiec Wschodnich” (Das Prestigeprojekt – Die DDR macht Staat). Transparenty te były elementami świata „rzeczy niemieckich”, przedmiotami kultury materialnej, w tym przypadku tworzonymi przez władze kolorowymi, błyszczącymi, winylowymi dekoracjami, złożonymi z tekstu i obrazów, których zadanie polegało na odzwierciedlaniu oficjalnego stanowiska władz i przekazywaniu go społeczeństwu oraz turystom. Widniejące na nich slogany stały się jednak pożywką dla krytyki i przez cały czas, gdy znajdowały się na widoku, bawiono się w przerabianie ich na wszelkie sposoby. Jeden z twórców graffiti umieścił na pierwszym transparencie wielki znak zapytania – i w ten sposób zdanie twierdzące stało się pytaniem „Decyzja demokratyczna?” (Eine demokratische Entscheidung?). Obok napis po angielsku krytykował „Zachodni rewizjonizm”, „Negowanie historii” i „Propagandę niekończącego się marnotrawstwa” .

Państwo popiera dziś oficjalnie starania najważniejszej prywatnej organizacji pozarządowej, Förderverein Berlin Schloss e.V., Wilhelma von Boddiena, dążącej do odbudowy zamku. Komentarze twórców graffiti odzwierciedlają z kolei typowe obiekcje mieszkańców dawnego NRD i Berlina Wschodniego, z których wielu mieszka w pobliżu miejsca, gdzie ma powstać zamek, i którzy nadal stanowią największy elektorat mniejszościowej partii PDS, spadkobierczyni komunistów. Zdaniem tych, w których półwiecze NRD budzi nostalgię, zwolennicy opinii Kissingera chcą wymazać z pamięci Niemiec najważniejsze pomniki i wydarzenia historii NRD, a także historię ostrych dyskusji, które rozpętały się po upadku Muru Berlińskiego, na temat, czy należy zachować Pałac Republiki i czy należy odbudować zamek. Podczas gdy władze zjednoczonych Niemiec uznały Pałac Republiki za symbol „dyktatury socjalistycznej” (SED-Diktatur), niegodny statusu ważnej dla miasta budowli i związanej z tym ochrony prawnej, dla mieszkańców byłego NRD rozbiórka gmachu oznaczała całkowite odrzucenie rzeczywistości, w jakiej żyli przez ponad czterdzieści lat.

Jeśli spojrzeć na te kwestie z perspektywy „rzeczy”, w tym przypadku „rzeczy niemieckich”, kultura materialna związana z kontrowersjami wokół odbudowy zamku w Berlinie i wyburzenia Pałacu Republiki jest bardzo wymowna. Wiele może nas nauczyć obserwacja małych przedmiotów – takich jak porcelanowe modele zamku berlińskiego lub rządowe transparenty ozdobione graffiti – czy analiza kwestii o znacznie większej skali, dotyczących na przykład decyzji, które monumentalne gmachy mają być zniszczone, a które zostaną wskrzeszone i włączone na nowo w pejzaż miasta. Zasoby, którymi dysponuje jedna strona, umożliwiają prezentowanie stanowiska państwa na barwnych, profesjonalnie zaprojektowanych i wykonanych winylowych transparentach. Przeciwnicy tego stanowiska krytykują lub drwią z oficjalnych sloganów za pomocą trwałych markerów Scripto. Aby wspierać ideę odbudowy zamku, jedna strona tworzy wspaniałe broszury w pełnym kolorze oraz tablice informacyjne i wydaje pełne nostalgii książki historyczne w najbardziej renomowanych wydawnictwach. Druga strona pisze o konieczności zachowania Pałacu Republiki w publikacjach tworzonych na własną rękę lub wydawanych na własny koszt w małych wydawnictwach, w czarno-białej szacie graficznej. W ostatnich dniach Pałacu Republiki młodym, samozwańczym artystom awangardowym pozwolono na stworzenie improwizowanych instalacji i przemyślanych wystaw oraz na organizację imprez rozrywkowych, dzięki którym zjednoczony Berlin ugruntował swoją sławę miasta radości i spontaniczności. Ale w 2006 roku teren Pałacu Republiki objęły w wyłączne posiadanie maszyny przeznaczone do wyburzenia gmachu. W ten sposób władze rozpoczęły całkowitą przemianę tego miejsca.

Odbudowę zamku berlińskiego należy analizować na tle architektury całego miasta, w odniesieniu do nadzwyczaj kosztownych rządowych planów odtworzenia na wielką skalę historycznej atmosfery „wielkich Prus” z około połowy XIX wieku. Chodzi o roboty na obszarze zajmowanym niegdyś przez zamek oraz w jego najbliższym sąsiedztwie. Dzięki środkom publicznym i prywatnym miasto zlikwidowało budowle takie jak gmach Ministerstwa Spraw Zagranicznych NRD, zaprojektowany przez Josefa Kaisera (ukończony w 1964 i rozebrany w 1996 roku), oraz Pałac Republiki Heinza Graffundera (wzniesiony w 1976, wyburzony w roku 2009). Takie poprawianie na dużą skalę krajobrazu miasta prowadzi w praktyce do zmiany historii poprzez przekształcenie jej materialnych przejawów. Stanowi też przykład monumentalnego zagospodarowania przestrzeni miejskiej, które towarzyszy każdej ważnej zmianie ustrojowej i definiowaniu na nowo narodowej tożsamości.

Podobnie jak zlecone przez władze transparenty, zaprojektowane „rzeczy” o określonym znaczeniu reprezentują pewne opinie i wizję historii w krajobrazie miasta. Decyzje dotyczące architektury na terenie i w pobliżu dawnego zamku berlińskiego oznaczają tworzenie nowej pozjednoczeniowej tożsamości niemieckiej w samym sercu Berlina. Budowa „starych” monumentalnych gmachów jest działaniem z założenia politycznym. Ma reprezentować wizję tożsamości narodowej promowaną przez decydentów, którzy postanowili potwierdzić zasadność swojej władzy, wpływając na symboliczny charakter tkanki architektonicznej Berlina. Tak jak inne kontrowersyjne miejsca w zjednoczonym Berlinie, Schlossplatz ma tendencję, jak pisał niedawno Dirk Verheyen, do „wydobywania na jaw ukrytych konfliktów pomiędzy Ossimi (głównie miejscowymi działaczami) i Wessimi (władzami miejskimi lub państwowymi), które są jednak tylko odbiciem większych problemów, z jakimi mieszkańcy Niemiec Zachodnich i Wschodnich mają do czynienia w dziedzinach politycznej, intelektualnej i psychologiczno-kulturalnej od roku 1990”[2]. To, co się dzieje w Berlinie, nie zawsze ma jednak związek z liczbą zaangażowanych w to ludzi czy z zakresem podejmowanych działań. Adrian von Buttlar, historyk sztuki pracujący na Uniwersytecie Technicznym w Berlinie i wybitny działacz na rzecz ochrony zabytków, pisze, że w połowie lat dziewięćdziesiątych zebrano około osiemdziesięciu tysięcy podpisów pod apelem o zachowanie Pałacu Republiki. Działo się to w czasie, gdy liczba członków Stowarzyszenia na rzecz Zamku Berlińskiego von Boddiena, założonego w 1993 roku, nie sięgała nawet tysiąca osób[3].

Tempo robót związanych z odbudową zamku i licznych otaczających go w przeszłości gmachów nasuwa trudne pytania dotyczące traktowania monumentalnych zabytkowych budowli w historycznym centrum Berlina jako „rzeczy” czy też ważnych „obiektów” symbolicznych. Wiele osób (w tym autor artykułu) odruchowo przyjęło z wielką niechęcią decyzję o odbudowie budynków takich jak zamek, gmach akademii Karla Schinkla i Komendantura Johanna Memhardta na Unter den Linden (stwierdzenie to nie opiera się na danych naukowych; wynika raczej z moich odczuć i prywatnych rozmów z berlińczykami i osobami z innych stron, kiedy przebywałem w Berlinie). Czy ta negatywna reakcja stanowi rzeczywiście potępienie (jawne lub domniemane) władz Berlina za zastępowanie budynków z epoki NRD rekonstrukcjami zabytkowych gmachów, które nie istnieją od wielu dziesiątek lat? Innymi słowy, czy w powszechnych wątpliwościach i sceptycznym podejściu ogółu do planów odbudowy zamku w Berlinie należy widzieć przekonanie, że władze miasta powinny były zdecydować się na budowę zupełnie nowego gmachu? Do tych kwestii dochodzi kolejne niewygodne pytanie: czy rekonstrukcja nieistniejącego od dawna budynku jest budowlą autentyczną, powiązaną z przeszłością, którą inspirowano się podczas odbudowy tego gmachu? A może jest to po prostu zwykły symbol, talizman lub gorzej – banalny wytwór historycznego kiczu, uniemożliwiający tworzenie budowli będących wyrazem współczesnych czasów i właściwych im ambicji?

Podczas debat nad odbudową zamku, toczących się w latach dziewięćdziesiątych, wydawało się niekiedy, że intelektualiści, wprawniejsi w dyskutowaniu nad trudnymi kwestiami związanymi z polityką tożsamości, zaakceptowaliby być może szybciej pomysł wzniesienia w tym miejscu budowli „hybrydowej” – to jest budynku, który mógłby łączyć, jak w projektach niektórych architektów, elementy dawnego zamku ze wschodnioniemieckim Pałacem Republiki. Czy takie eklektyczne dzieło architektoniczne lepiej wyrażałoby postępowego ducha nowych, zjednoczonych Niemiec, składając jednocześnie bardziej szczery, prawdziwy hołd złożonej historii podzielonego do niedawna miasta? Pytania te dotyczą kwestii autentyczności, nowoczesności i pamięci historycznej, nad którymi głowią się berlińscy uczeni z różnych dziedzin, takich jak historia architektury, literaturoznawstwo i kulturoznawstwo. Znakomicie tę debatę podsumowują specjaliści od kulturoznawstwa niemieckiego Godfrey Carr i Georgina Paul: „W dyskusjach najważniejsze miejsce zajmuje próba wyrażenia jednolitej tożsamości kulturowej poprzez gmachy publiczne, które są przecież owocem historii złożonej z politycznego braku ciągłości i antagonizmów ideologicznych”[4].

Mieszkańcy Berlina popierający odbudowę zamku od początku wykluczają rozwiązanie zakładające dostawienie fasady zamku do Pałacu Republiki. Pod przewodnictwem Wilhelma von Boddiena w 1993 roku powstaje Stowarzyszenie na rzecz Zamku Berlińskiego (Förderverein Berlin Schloss e.V.), które za cel stawia sobie doprowadzenie do odbudowy pierwotnej rezydencji królewskiej. Stowarzyszenie tworzy dioramę historycznego Berlina z rekonstrukcją zamku. Opiewa zamek jako „najważniejszą barokową budowlę na północ od Alp”, a jednego z głównych architektów gmachu, Andreasa Schlütera, zwie „Michałem Aniołem Europy Północnej” (tego rodzaju tezy pojawiają się często w periodyku stowarzyszenia „Berliner Extrablatt”). To oczywiście przesada. Nie wolno zapominać, że zamek berliński, podziwiany przez niektórych lokalnie, jest w kanonie historii architektury praktycznie nieobecny – jeśli porównać go na przykład z paryskim Luwrem czy Wersalem, pałacem Buckingham czy katedrą Świętego Pawła w Londynie.

Tymczasem opowieść o tym, jak gigantyczny billboard z 1993 roku, przedstawiający fasadę zamku, nadał rozmach początkowej działalności organizacji pozarządowej Wilhelma von Boddiena „na rzecz Zamku Berlińskiego”, jest dziś powszechnie znana i pisze się o niej w wielu artykułach historycznych i prasowych. Dobrze wiadomo również, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat stopniowo zwiększało się poparcie miasta i władz państwowych dla tej prywatnej inicjatywy na rzecz odbudowy zamku. To właśnie Wilhelm von Boddien i jego współpracownicy popularyzowali ideę odbudowy gmachu w latach dziewięćdziesiątych. Rząd w tym samym czasie zastanawiał się, jak wyburzyć Pałac Republiki bez narażania się na zbyt gwałtowne protesty polityczne czy złą prasę.

To, co się działo z Pałacem Republiki w latach dziewięćdziesiątych, jest potwierdzeniem powyższej tezy. Wokół takich zabytków jak Brama Brandenburska czy ratusz berliński wyrastają rusztowania zakryte osłonami, służące do renowacji tych gmachów. Tymczasem Pałac Republiki nie był zabezpieczony w żaden sposób przed działaniem żywiołów przez cały okres usuwania z niego tanimi środkami azbestu. W związku z tym historyk architektury Johann Friedrich Geist z Berlina Zachodniego ostro krytykuje zaakceptowane przez opinię publiczną wyjaśnienie rządu, że to właśnie obecność azbestu wymagała likwidacji Pałacu Republiki. Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Berlinie Zachodnim, choć również skażone azbestem (w latach siedemdziesiątych stosowano powszechnie te same techniki budowlane), nie zostało wyburzone. Z budżetu państwa przyznano mu bowiem odpowiednie środki na plan zmniejszenia zagrożenia emisją azbestu – o czym nie było mowy w przypadku Pałacu Republiki[5].

Po prawie dwunastu latach kampanii prowadzonej przez von Boddiena w celu odbudowy zamku rząd przyspieszył proces decyzyjny, jako że w tym samym czasie zaniedbywany Pałac Republiki uległ częściowej dewastacji. Władze zgodziły się z ogłoszonymi w 2002 roku wnioskami komisji specjalnej, zalecającymi wyburzenie Pałacu Republiki i odbudowę zamku. Pod wpływem tego raportu 4 lipca 2002 roku deputowani Reichstagu przegłosowali (380 głosami za przy 133 przeciw) decyzję o rozbiórce Pałacu Republiki. Roboty wyburzeniowe, trwające od czerwca 2006 do lutego 2009 roku, były bardzo nagłaśniane, a w towarzyszącej im propagandzie największą uwagę zwracano na ochronę środowiska.

Z perspektywy historii architektury cała sytuacja jest dość niecodzienna. Mamy tutaj historyczną rezydencję królewską, nad którą władcy – jej budowniczowie – przedkładali zazwyczaj pałac w Poczdamie. Rezydencja berlińska znajdowała się jednak w miejscu o ogromnym znaczeniu – historycznym, geograficznym, symbolicznym i urbanistycznym. Symboliczne zabudowanie obszaru zajmowanego przez Pałac Republiki oraz plac Marksa i Engelsa ideologicznie „słuszną” architekturą odgrywa tak samo ważną rolę, jak z zachodniego punktu widzenia likwidowanie budowli enerdowskich. Ponieważ użytkowano je krócej niż dwadzieścia lat (tak jak Pałac Republiki), można było na nie spoglądać jak na czasowe, bezprawne oszpecenie niemieckiej stolicy przez komunistyczne państwo – i uznać, że historycznemu Berlinowi należy przywrócić dawną świetność.

Główne znaczenie dla planowania związanego z zamkiem i dla jego odbudowy miało to, że choć połączenie dwóch niemieckich państw w 1991 roku opiewano jako „zjednoczenie”, w rzeczywistości oznaczało ono poddanie się Niemiec Wschodnich Zachodnim. Terytorium, gospodarka i społeczeństwo Niemiec Wschodnich zostały wchłonięte przez zachodnioniemiecki kapitalistyczny ustrój demokratyczny. Ustrój zachodni, który przez cztery dekady zimnej wojny był „wrogiem” NRD, teraz stał się na dobre i na złe panem Niemiec Wschodnich. Dlaczego tak to podkreślam? Otóż dlatego, że ta polityczna przemiana, która kryje się za pojednawczym, budzącym zaufanie terminem „zjednoczenia”, wyznaczyła również kierunek decyzjom podejmowanym w parlamencie (Reichstagu) i w innych instytucjach w związku z planowaniem rozbiórki i odbudowy obiektów na terenie dawnego zamku. Konflikt pomiędzy rozwiązaniami proponowanymi w sprawie zagospodarowania terenu, na którym wznosił się zamek, i decyzjami o ostatecznym losie budynków NRD oraz zamiarze rekonstrukcji głównych fasad zamku berlińskiego istniał na dobrą sprawę od samego zakończenia zimnej wojny.

Przykładem tych napięć mogą być ambicje władz zachodnioniemieckich wyrażone w przeprowadzce z Bonn do Berlina. Natychmiast po przenosinach budynki w stolicy zaczęły być rozchwytywane przez poszczególne instytucje. Ministerstwo Spraw Zagranicznych planowało wznieść swoją nową siedzibę na terenie dawnego zamku. I o mało do tego nie doszło, jak dowodzi Michael Wise w książce Capital dilemma. Choć ten plan ostatecznie się nie powiódł, Ministerstwu udało się za to rozpocząć proces, który doprowadził do wyburzenia dawnego gmachu enerdowskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, długiej, rażącej brzydotą budowli w kształcie sztaby, wznoszącej się na zachodnim skraju placu Marksa i Engelsa, od bulwaru Unter den Linden do Werderstrasse, wzdłuż zachodniego brzegu Sprewy. Debaty, czy zniszczyć znajdujący się naprzeciwko, po drugiej stronie placu, Pałac Republiki Heinza Graffundera wywołały prawdziwą burzę. Ale gdy jesienią 1995 roku maszyny do rozbiórki zaczęły niszczyć szeregi pionowych okien i aluminiowe płyty gmachu wschodnioniemieckiego MSZ, wzniesionego w 1966 roku według projektu pracowni architektonicznej Josefa Kaisera, opinia publiczna przyjęła to ze względną obojętnością[6].

Do podjęcia decyzji o odbudowie zamku doprowadziły przede wszystkim apele odwołujące się do czterech kwestii: znaczenia zamku z punktu widzenia historycznego, geograficznego, symbolicznego i urbanistycznego. Zwolennicy odbudowy zamku zdobyli większe poparcie dzięki podkreślaniu faktu, że powstanie zamku i szybki rozwój miasta w późniejszych wiekach były związane z uzyskaniem przez ród Hohenzollernów w XV wieku tytułu elektorów Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego oraz z ich przenosinami z Bawarii do tej ongiś niewielkiej mieściny nad Sprewą. Przekonujący argument, używany najczęściej w debatach o odbudowie zamku po zakończeniu zimnej wojny, głosił, że „Zamek nie był w Berlinie – zamek BYŁ Berlinem” (Das Schloss lag nicht in Berlin – Berlin war das Schloss). Hasło to, ukute w 1992 roku przez berlińskiego historyka Wolfa Jobsta Siedlera, stało się czymś w rodzaju motta dla zwolenników rekonstrukcji. Twierdząc, że zamek stanowił historyczne serce Berlina właściwie od samych początków miasta, nie angażują się oni w dyskusje o wartościach estetycznych i wątpliwej autentyczności dwudziestopierwszowiecznej barokowej fasady. Zamiast tego zwracają uwagę na ogromne znaczenie tego obiektu i rolę, jaką jego mieszkańcy odgrywali w przemianach miasta przez ponad pięćset lat. Uważa się, że traktowanie przez czternaście lat kontrowersyjnego Pałacu Republiki jako pokazowego symbolu „dyktatury partii socjalistycznej” – bo RFN nadal tak określa NRD, państwo, które w 1950 roku wysadziło w powietrze ruiny zamku – nie wystarczy, by uzasadnić zachowanie socjalistycznego Pałacu Republiki i przenoszenie go nad „pałac Berlina”.

Argument ten napędza tworzenie kolejnych tez. Esencjalizm geograficzny i historyczny uzasadnia budowę repliki zamku. Zrekonstruowana budowla jest zatem traktowana paradoksalnie jako autentyczny przejaw historii Berlina i symbol lojalności ze strony rządzących reprezentantów elektoratu wobec instytucji takich jak monarchia, która przez wieki brała udział w kształtowaniu Berlina, Prus i całych Niemiec. Odbudowę zamku uważa się za konieczność: pozwoli to przypomnieć o ważnej roli, jaką odgrywał w rozwoju całej okolicy. Wiele budynków w najbliższym otoczeniu zamku stanowiło hołd dla tej majestatycznej budowli. Najlepiej udokumentowanym, archetypowym wręcz przykładem tej strategii architektonicznej jest wspaniała fasada Starego Muzeum (Altes Museum) Schinkla. Jeszcze lepiej uzasadnia to odbudowę zamku w „oryginalnym” kształcie, choćby tylko dla efektu, jaki dawać będą w miejskim pejzażu fasady wzorowane na historycznych. Powszechnie przyjmuje się, że ulice takie jak Unter den Linden, ozdobione wspaniałymi gmachami – jak Arsenał, Stajnie Królewskie czy właśnie Stare Muzeum – zostały wzniesione w powiązaniu z monumentalną architekturą zamku.

Dzięki wyburzeniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych NRD odsłonięto miejsce, gdzie wznosiła się Stara Komendantura Memhardta na Unter den Linden. Gmach odbudowano i od 2005 roku mieści się w nim Fundacja Bertelsmanna. Rozbiórka gmachu MSZ odsłoniła również teren, na którym stała Bauakademie (Akademia Budownictwa) oraz Schinkelplatz (ruiny, w które wojna obróciła Akademię i zabudowę placu, usunięto w 1961 roku). Obecnie Akademia i plac są odbudowywane dzięki pomocy wielkich koncernów, takich jak Daimler-Benz, oraz pozarządowego Stowarzyszenia na rzecz Odbudowy Akademii Budownictwa. Z kolei ostateczna rozbiórka resztek Pałacu Republiki w lutym 2009 roku otwarła drogę do budowy Forum Humboldta ze zrekonstruowanymi fasadami zamku.

Roboty miały trwać od 2010 do 2014 roku. Twórcą nowego gmachu jest włoski architekt Franco Stella, który w 2008 roku wygrał konkurs na projekt trzech fasad, przy czym opracowane muszą być jeszcze szczegóły wystroju wnętrz. W związku z globalnym kryzysem finansowym w 2008 roku wstrzymano jednak środki publiczne na budowę i nie wiadomo, czy i kiedy państwo ponownie znajdzie równie dużą kwotę na ten projekt. Po zakończeniu budowy Forum Humboldta ma mieścić instytucje edukacyjne, kulturalne i naukowe.

Aby zrozumieć, w jaki sposób doszło do podjęcia decyzji o rekonstrukcji zamku, należy uświadomić sobie, że stoi za tym swoista chęć zemsty oraz wyparcia czy całkowitego wyrugowania najważniejszych składników historii NRD, symbolizowanych przez budynek wznoszący się w tym właśnie miejscu. Łączy się z tym zapewne pragnienie wskrzeszenia historycznych budynków wznoszonych w czasach, w których dwie straszliwe wojny światowe nie zdążyły jeszcze rzucić cienia na Berlin i Niemcy i zanim zimna wojna rozdarła kraj na dwa wrogie sobie państwa. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planami, do około 2019 roku odbudowany zamek królewski wraz z otaczającą go zrekonstruowaną zabudową, głównie dziewiętnastowieczną, stanie się sercem nowej turystycznej dzielnicy. W ten sposób historyczne centrum miasta będzie składać się z budowli mających przypominać, że Berlin był stolicą państwa, które zjednoczyło Niemcy w 1871 roku. Na dalszy plan zejdą dzieje miasta-ośrodka władzy w socjalistycznym państwie i sowieckiej kolonii bloku wschodniego. Mniej ważne stanie się też to, że podczas drugiej wojny światowej Berlin był siedzibą sztabu kierującego kampaniami wojskowymi oraz miejscem, w którym decydowano o straszliwych aktach ludobójstwa.

Kolejny aspekt debaty poświęconej zamkowi jest związany z udziałem amerykańskich polityków i filantropów w zbieraniu środków na rekonstrukcję tej budowli. Debata jest bowiem owocem wydarzeń geopolitycznych, które kształtowały obraz miasta od zakończenia drugiej wojny światowej. Amerykańscy konserwatyści, pochwalający odbudowę zamku, wywodzą się z tych samych sfer polityki amerykańskiej, które niegdyś najbardziej zdecydowanie popierały agresywną postawę zachodnich mocarstw wobec prawdziwych i prawdopodobnych zagrożeń ze strony bloku wschodniego (do wspieranych działań należało utworzenie berlińskiego mostu powietrznego, przeciwstawianie się budowie Muru Berlińskiego oraz wydarzenia, które doprowadziły do zakończenia zimnej wojny). Amerykańska pomoc dla planu likwidacji Pałacu Republiki i wzniesienia na jego miejscu zamku berlińskiego z Forum Humboldta stanowi zatem w pewnym sensie kolejny gwóźdź do trumny bloku wschodniego, a jednocześnie pozwala przywrócić część niemiecko-pruskiego dziedzictwa, ważnego dla władz Niemiec Zachodnich, po których stronie Ameryka stała od końca lat czterdziestych.

Podobnie jak amerykańska organizacja Friends of Dresden wspierała odbudowę drezdeńskiego kościoła Frauenkirche, a obecnie działa na rzecz rekonstrukcji zamku w Berlinie, inni Amerykanie uważają, że nie należy zacierać śladów historii NRD, i starają się je chronić i zachowywać. Dzięki temu wiele przedmiotów związanych z kulturą materialną Niemiec Wschodnich, usuwanych i likwidowanych na szeroką skalę w ogólnej gorączce zniszczenia, jaka ogarnęła kraj po zjednoczeniu, trafiło w ręce amerykańskie, na przykład do Wende Museum czy Getty Center for the History of Art and the Humanities. Te dwie instytucje mają dziś jedne z najciekawszych kolekcji planów architektonicznych, makiet, a nawet zbiory zastawy stołowej i artykułów biurowych z Pałacu Republiki – które w Niemczech prawdopodobnie uległyby zniszczeniu. Dziś eksponaty te wypożycza się instytucjom w Niemczech i w innych krajach europejskich oraz pokazuje na wystawach poświęconych kulturze materialnej i historii epoki zimnej wojny.

Plany związane z odbudową zamku berlińskiego rozwijają się w tempie dyktowanym przez zmienny kontekst polityczny i gospodarczy. Tymczasem odwiedzający Berlin turyści mogą podziwiać zarówno nowoczesny pejzaż miejski, jak i architekturę zabytkową, odbudowaną w „poprawionym” centrum miasta, w którym do pierwszej dekady XXI wieku najważniejsze miejsce zajmowały kompleksy budowli enerdowskich. Zwolennicy rekonstrukcji zamku w parlamencie i nie tylko przypominają, że modernizm wybrano jako język architektury w wielu miejscach – jego przykładami są Potsdamer Platz, Sony Center, Muzeum Żydowskie, kopuła Reichstagu i Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. A skoro tak, to centrum Berlina może być miejscem, w którym będzie się rekonstruować historyczne budowle jako hołd dla przeszłości i element dziedzictwa narodowego. Będą one też oczywiście stanowić pomnik zwycięstwa zjednoczonego kraju.

Z angielskiego przełożyła Marta Duda-Gryc

Zmieniona wersja artykułu ukazała się w specjalnym numerze Bulletin of the German Historical Institute, „Germans’ Things: Material Culture and Daily Life in East and West, 1949–2009”, zima 2010/wiosna 2011

***

[1] Reiche Amerikaner sammeln für Berliner Schloss, „Berliner Morgenpost”, 3 IX 2008, wersja internetowa www.morgenpost.de/berlin/article872187/Reiche_Amerikaner_sammeln_fuer_Berliner_Schloss.html (27 IX 2008). Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty są w przekładzie autora.

[2] Dirk Verheyen, United city, divided memories? Cold war legacies in contemporary Berlin, New York and Toronto 2008, s. 184.

[3] Adrian von Buttlar, Berlin’s castle versus palace, „Future Anterior” 2007, nr 1, s. 13–30.

[4] Godfrey Carr, Georgina Paul, Unification and its aftermath: The challenge of history, w: German cultural studies: an introduction, red. Rob Burns, Oxford 1995, s. 338.

[5] Johann Friedrich Geist, Der Palast der Republik aus westlicher Sicht, w: Kampf um den Palast, red. Rudolf Ellereit, Horst Wellner, Berlin 1996, s. 34–36.

[6] Michael Z. Wise, Capital dilemma: germany’s search for a new architecture of democracy, New York 1998, s. 49–50, 113–116.

O autorach

John V. Maciuika

Profesor sztuki i historii architektury w Baruch College oraz CUNY Graduate Center w Nowym Jorku. Jego zainteresowania badawcze obejmują historię architektury i dizajnu od XIX wieku do współczesności, architekturę i nowe media w XXI wieku, relacje polityki i architektury (szczególnie w Niemczech, Austrii i byłych republikach radzieckich), socjologię sztuki. W 2005 roku opublikował książkę „Before the Bauhaus: architecture, politics, and the German state, 1890–1920”.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020