Rumunia - Romania - România
Dlaczego Rumunia jest inna?
Publikacja: 15 października 2021
TAGI DO ARTYKUŁU
DO LISTY ARTYKUŁÓWRumunia ma mankamenty, którym nie sposób zaprzeczyć. Niedoskonałości nie są jednak winą kraju, który przypadł Rumunom w udziale. Zależą one od sytuacji historycznej, od rezultatów pewnej historycznej ewolucji. Przyszłość zaś jest otwarta.
Cristian Pătrăşconiu: Pana najkrótsza książka, De ce este România altfel? (Dlaczego Rumunia jest inna?), ma wszelkie przymioty, aby zdobyć największe uznanie czytelników. Już teraz jest bestsellerem. Na czym polega jej sukces?
Lucian Boia: W książce nie ma niczego, o czym nie pisałbym wcześniej, zwłaszcza w pracach Rumuni. Świadomość. Mity. Historia[1] i România,țară de frontieră a Europei (Rumunia, kraj z pogranicza Europy)[2]. Być może to zwięzłość tekstu i koncentracja interpretacji sprawiły, że moja najnowsza książka jest bardziej poczytna i bardziej kontrowersyjna .
C.P.: Jakim krajem jest Rumunia?
L.B.: Rumunia nie jest krajem ani bałkańskim, ani właściwie środkowoeuropejskim, ani wschodnioeuropejskim. Zarazem jednak jest równocześnie bałkańska, środkowoeuropejska i wschodnioeuropejska! Od czasów starożytnych pozostaje też przestrzenią pograniczną, czy to w odniesieniu do Bizancjum, czy w stosunku do krajów łacińskiej Europy. Lokuje się na skraju wielkich sfer cywilizacyjnych i układów geopolitycznych. I ta sytuacja nie zmienia się w epokach nowożytnej i nowoczesnej, kiedy rozwijają się wielkie imperia.
Pogranicze oznacza przestrzeń poniekąd izolowaną, a jednocześnie bardzo otwartą. Kontrast izolacja–otwarcie jest moim zdaniem cechą Rumunii – przestrzeni bardziej odizolowanej niż inne, a zarazem bardziej niż inne – otwartej.
C.P.: „Wszystko zaczyna się od imponującego zapóźnienia” – od takiej konstatacji rozpoczyna pan swój esej.
L.B.: Księstwa rumuńskie pojawiają się około XIV wieku, kiedy sąsiednie kraje mogły się pochwalić swoją własną historią. Dzieje Bułgarii czy Serbii liczyły wtedy już kilka wieków. Węgry są od 1000 roku regionalnym mocarstwem. Również Polska była pod względem terytorialnym wielką potęgą tej części Europy. Rumuni istnieli co prawda przed 1300 rokiem, ale obszar, który zamieszkiwali, był ledwie zorganizowany, a społeczeństwo było słabo rozwinięte. Rumuńskie średniowiecze, jakkolwiek wydawałoby się to dziwne, zaczyna się około XIV wieku. W tym czasie w Europie epoka średniowiecza dobiegała właściwie końca. Spóźniliśmy się na starcie i ten poślizg stworzył dystans niełatwy do odrobienia.
W dodatku księstwa rumuńskie miały przeważnie strukturę wiejską. Rumunii tworzyli społeczeństwo bojarów i chłopów. W efekcie słabiej rozwijały się miasta i ich mieszkańcy, innymi słowy te czynniki, które torują drogę nowoczesności. W miastach żyło się skromnie, a ludność w dużej mierze była nierumuńska: Grecy, Ormianie, Żydzi. Doszło więc kolejne zróżnicowanie Rumunii – wiejskiej i miejskiej, kosmopolitycznej.
C.P.: Pograniczność, zapóźnienie, długotrwałość struktur wiejskich, a co za tym idzie ich pewna anachroniczność. Czy coś jeszcze doda pan do tej listy rumuńskich cech?
L.B.: Kilka uderzających przykładów „inności” Rumunii można odnaleźć w epoce komunizmu. Rumunia jest krajem, który wchodzi w komunizm z najmniejszą liczbą komunistów, a wychodzi z niego z największą. Jest krajem, który najtrudniej przystosowuje się do komunizmu, lecz któremu potem najtrudniej się z nim rozstać.
Na początku komunizmu w Rumunii najsilniej przejawia się ideologia antynacjonalistyczna, ale w końcowej jego fazie dominują radykalne formy nacjonalizmu. W pewnym momencie mamy do czynienia z komunizmem dynastycznym, co zdarza się tylko w Korei Północnej. To w Rumunii wprowadzono w życie szalony projekt wyburzania wsi i cerkwi. Nie zapominajmy, że jest to też jedyny kraj, który wyszedł z komunizmu wskutek krwawej rewolty na wielką skalę. Szczegółowe dane dotyczące rumuńskiego komunizmu ujawniają pokaźne różnice w stosunku do tego, co znaczył komunizm w innych krajach – choć istnieje wiele cech wspólnych.
Rumunia, jak sądzę, obiera najbardziej specyficzną drogę komunizmu – taką, która coraz wyraźniej wiedzie do obłędu właśnie w ostatniej dekadzie tego systemu. Zatem dokładnie wtedy, kiedy w innych krajach komunistycznych dochodzi już do rozluźnienia i poszukuje się nowych rozwiązań.
Niektórzy twierdzą, że powodem „rozregulowania” Rumunii jest komunizm. Ale moim zdaniem ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, dlaczego komunizm rumuński był „inny” od pozostałych jego wersji. Takie samo zresztą pytanie należy postawić wobec Rumunii międzywojennej, zmitologizowanej po 1989 roku. Tamta Rumunia także jest „inna”: z jej ogromnymi – większymi niż gdziekolwiek indziej – kontrastami między poziomami górnym a dolnym. Z jednej strony mamy wybitną elitę, z drugiej zaś – największą liczbę analfabetów w Europie. Bułgaria nie ma wtedy elity intelektualnej na miarę tej rumuńskiej, ale z piśmiennością na najniższym poziomie jest w tym kraju nieco lepiej niż w Rumunii. Rumunia ma najwyższą śmiertelność, lecz też najwyższy wskaźnik urodzeń. Oba wskaźniki są oznakami opóźnienia. Trzeba przyznać, że Rumunia ma najwyższą śmiertelność niemowląt.
C.P.: Czy nagromadzenie różnic jest widoczne również po roku 1989?
L.B.: Oczywiście, że tak. Odnoszę wrażenie, że Rumuni są ponownie społeczeństwem nieegalitarnym, z bardzo wyraźne zarysowaną najniższą warstwą. Na różnych etapach historii nowożytnej i współczesnej Rumunię cechuje nie tylko odmienność od tego, co określilibyśmy średnią europejską, lecz przede wszystkim kraj ten wyróżniają duże kontrasty wewnątrz własnego społeczeństwa.
C.P.: Kiedy odmienność Rumunii była najwyraźniejsza?
L.B.: Chyba w XIX wieku, kiedy zmodernizowaliśmy się na wielką skalę w bardzo krótkim czasie – w ciągu kilku dziesięcioleci! Rumuńskie elity wychodzą z przestrzeni orientalnej, gdzie przebywały przez wieki, i przenikają do zachodniej. Można powiedzieć, że widać to gołym okiem. Około 1800 roku przedstawiciele elity ubierali się po turecku, mówili po grecku, który uważano za język kultury, i pisali po rumuńsku, lecz cyrylicą. Pół wieku później widzimy ich ubranych na modłę europejską, i to według najnowszej paryskiej mody!, mówią po francusku, który jest uważany za język kultury, i piszą po łacinie. Ta fascynująca zmiana dokonała się niezwykle szybko właśnie w warstwie elity! Zatem społeczeństwo rumuńskie ma silną tendencję do zamykania się w sobie, do opierania się zmianom, a jednocześnie wykazuje skłonność do przyswajania modeli. Ta łatwość przejmowania modeli wychodzi mu zarówno na dobre, jak i na złe! Często udaje się nam bez problemów przejąć kulturowe formy, niestety bez treści, ponieważ okazuje się, że wcale nie jest tak prosto przyswoić sobie zasób kulturowy.
C.P.: „Demitologizacja” jest uważana za jeden z najmocniejszych elementów marki Luciana Boi. Jest pan postrzegany jako swego rodzaju burzyciel mitów.
L.B.: Co do burzenia mitów: nigdy nie stawiałem sobie tego za cel, choćby przez świadomość, że mity nie mogą zostać zniszczone. Społeczeństwo potrzebuje mitów, każdy człowiek, każde społeczeństwo musi w coś wierzyć. Jeśli się w nic nie wierzy, to znaczy, że nie ma się perspektyw. Ja starałem się zinterpretować mity historyczne. Oczywiście, interpretując je, mogę je naruszyć, w sensie podważenia ich wiarygodności. Moim zadaniem jako historyka było poddanie ich tylko pod dyskusję.
C.P.: Niektórzy pana polemiści są jednak zdania, że kiedy mówi pan o Rumunii, iż jest „inna”, to właśnie stworzył pan mit.
L.B.: Być może ja sam popadam w mitologizację. Wcale tego nie wykluczam. Naprawdę wierzę w to, co napisałem. Zresztą Rumuni zawsze lubili być inni. Podam przykład: wychodząc od kompleksów niższości, które Rumuni chcieli ukryć za kompleksami wyższości, odwołali się do rumuńskich przodków, którzy niegdyś rządzili światem. Tym samym zaczęli się uznawać za wielką cywilizację. Postawili na swego rodzaju rumuńską wyjątkowość – czy to w sensie negatywnym, czy pozytywnym, lub raczej szukając czegoś pozytywnie waloryzującego jako przeciwwagi dla ujemnych aspektów mitologii narodowej.
Czy my naprawdę na własnej skórze nie odczuwamy, że Rumunia zachowuje się inaczej? A jeśli tak czujemy, to kto jest temu winien? Czy jest to ostatni rząd albo jego poprzednicy, czy może trzeba w tych dociekaniach sięgnąć głębiej do historii?
Jest coś jeszcze: w tezie, którą stawiam, nie odwołuję się w pierwszej kolejności do Rumunów, lecz do Rumunii. Czynię rozróżnienie między Rumunami a Rumunią. Przez długi czas istniała pokusa etnicznych psychologii – mówi się, że rumuńska historia przebiega w taki a taki sposób, bo Rumuni są tacy a tacy. Nie wierzę w to! Nie wierzę w psychologie etniczne, niezmienne. Ja wychodzę od historii – i mówię, że rumuńska historia była na swój sposób „inna”…
C.P.: Mit funkcjonuje „poza dobrem i złem”, jest rodzajem motoru niezbędnego dla rozwoju samoświadomości społeczeństw. Jednak wskazane dotąd przez pana cechy ujmują odmienność Rumunii raczej w aspekcie negatywnym. Dlaczego?
L.B.: Moim założeniem nie była próba uwydatnienia cech negatywnych. Negatywne elementy są bardziej obecne o tyle, o ile sensem mojej pracy było wyjaśnienie, co w Rumunii nie działa. Jakie są historyczne korzenie tych rozregulowań. Oczywiście, koniec końców, każdej wadzie odpowiada też zaleta. Mamy zalety naszych wad i wady naszych zalet! Dwie strony medalu.
Negatywnie oceniam kompleks niższości, którego przejawy są ściśle sprzężone z kompleksem wyższości, równie fikcyjnym, lecz mającym realne efekty! W związku z tym uważam, że Rumuni powinni uregulować własny stosunek do siebie.
Jest też coś, co jest zarazem wadą i zaletą. Mam na myśli przepuszczalność wynikającą z sytuacji pogranicza. Poza tym Rumunii tworzą społeczeństwo, które nie jest rygorystyczne – czy to jest wada, czy zaleta, tego nie wiem. W każdym razie Zachód jest bardziej uporządkowany.
C.P.: W książce pisze pan także o historii i przekleństwie. Czy rumuńska specyfika ma związek z fatalizmem?
L.B.: Są to, naturalnie, figury stylistyczne. Piszę o tym, że rumuńska specyfika nie jest przekleństwem, ale wynika z historii. I dodaję, że czasami może to oznaczać to samo. Rumunia ma mankamenty, którym nie sposób zaprzeczyć. Niedoskonałości nie są jednak winą kraju, który przypadł Rumunom w udziale. Zależą one od sytuacji historycznej, od rezultatów pewnej historycznej ewolucji. Przyszłość zaś jest otwarta. Niektórzy zarzucają mi pesymizm. Otóż pesymizm, podobnie jak optymizm, nie może się odnosić do przeszłości ani do teraźniejszości, lecz tylko do przyszłości. A w stosunku do przyszłości nie jestem ani pesymistą, ani optymistą. Moja postawa jest neutralna, ponieważ nie mam pojęcia, jak przyszłość będzie wyglądać.
C.P.: Adwersarze wytykają panu brak perspektywy porównawczej.
L.B.: Najpierw przestrzegano mnie, że nie powinienem porównywać Rumunii z Europą Zachodnią, która na początku reprezentowała inny typ cywilizacji. Potem jednak takie porównanie okazuje się nie tylko uprawnione, ale wręcz konieczne, ponieważ w procesie modernizacji Rumunia odniosła się do Zachodu. W 1866 roku Rumunia przyjęła konstytucję belgijską. To prawie plagiat, co zmusza mnie do porównania. Kiedy je czynię, stwierdzam, że Belgia jest wtedy jednym z najbardziej rozwiniętych krajów zachodnich, podczas gdy Rumunia jest nadal, w przeważającej mierze, krajem wiejskim, o społeczeństwie patriarchalno-paternalistycznym. A jednak Rumunia przyjmuje tę konstytucję. Z jednej strony Rumunię nazywa się w pewnym momencie Belgią Wschodu, Bukareszt – Małym Paryżem, a Timişoarę – Małym Wiedniem. Z drugiej strony jest oczywiste, że między Wschodem a Zachodem są ogromne różnice.
Moich adwersarzy pytam więc, z jakimi krajami powinno się porównywać Rumunię? Odpowiedzą: z Republiką Mołdowy albo Ukrainą, aby dowartościować nasz kraj!? Ale czy naprawdę musimy się uciekać do porównywania się z krajami tak słabo osadzonymi w historii? Bardziej uprawnione byłoby porównanie z krajami bałkańskimi i środkowoeuropejskimi, ponieważ Rumunia jest położona właśnie między tymi dwiema strefami. Za punkty odniesienia mogłyby więc służyć Węgry i Polska. Jak jednak wypada to porównanie? Węgry i Polska prezentują się lepiej, zarówno na przestrzeni historii, jak i w różnych etapach rozwoju społecznego, ekonomicznego kulturalnego. Chcemy porównać opór stawiany wobec komunizmu w Rumunii i w Polsce? Chcemy zobaczyć, czy damy za wygraną? Polska jest przecież krajem, który faktycznie oparł się komunizmowi, więc w ogóle nie ma o czym mówić… Jeśli porównamy się z krajami bałkańskimi pod względem historycznym, to okaże się, że we wczesnym średniowieczu państwa bałkańskie były lepiej rozwinięte niż Rumunia, ponieważ były bliżej obszaru zaawansowanego cywilizacyjnie, czyli Bizancjum. Bułgaria aż do XIV wieku stała o wiele wyżej od Rumunii, która w ogóle nie istniała, a kultura średniowieczna była u nas tworzona według modelu bułgarskiego. Środowisko kultury w średniowiecznej Rumunii jest bułgarskie, choćby przez język, który my nazywamy starosłowiańskim. Następnie państwa bałkańskie upadły pod naporem Turków i rzecz jasna później weszły w nowoczesność. (Tak samo było z Grecją, która skądinąd odegrała szczególną rolę w imperium otomańskim).
L.B.: Możemy więc porównywać przypadek za przypadkiem, kraj za krajem. Mam wrażenie, że w stosunku do krajów bałkańskich Rumunia ujawnia dużo większe kontrasty między elitą a najniższymi warstwami społeczeństwa. Rumuńskiej inteligencji międzywojennej mogą nam pozazdrościć państwa bałkańskie. Jej reprezentanci dotrzymują kroku Europie. Najniższą warstwę stanowią analfabeci, których odsetek jest w Rumunii wyższy niż na Bałkanach, o czym już wspomniałem. Rumunia jest więc krajem kontrastów i krajem nieegalitarnym. Z kolei w porównaniu z krajami środkowoeuropejskimi Rumunia pozostaje w tyle, choć częściowo przynależy do Europy Środkowej.
Dodam, że fakt, iż pojawił się ktoś taki jak Ceauşescu i „zapanował” nad naszym krajem, ma swoje źródło w okresie międzywojennym. Ceauşescu jest produktem rumuńskiego międzywojnia. Nie zapominajmy o tym!
C.P.: A Unia Europejska? Takie porównanie narzuca się samo z siebie, odkąd Rumunia znalazła się strukturach UE i NATO. Czy inność Rumunii wpływa na nie, w jakiś sposób je wypacza, zaburza?
L.B.: Mówiąc bez ogródek, Rumunia nie zasłużyła na przystąpienie do Unii, o czym wie każdy człowiek z Zachodu. Została ona przyjęta z powodów geopolitycznych, ze względu na sytuację panującą w Europie. Wszyscy w końcu się zgodzili, i Rumunia weszła do UE. Przeszkody zaś przy wejściu do strefy Schengen – które niektórzy określają nadużyciami – wynikają z tego, że gdy Rumunia wstępowała do Unii, przyznano jej zbyt duży kredyt zaufania. Teraz, kiedy odracza się jej wcielenie do Schengen – choć jest też w tym trochę niesprawiedliwości – Rumunia płaci za dawne niedociągnięcia. Te starsze i te aktualne.
Myślę, że obecność Rumunii w strukturach unijnych odbija się na nich ujemnie, ale „starzy członkowie” dobrze o tym wiedzieli i w chwili, gdy przyjęli Rumunię, powinni byli sobie z tym poradzić. Oczywiście Rumunia nadal plasuje się poniżej poziomu wszystkich krajów UE, z wyjątkiem Bułgarii, która, co oczywiste, pozostaje jedynym możliwym dla nas punktem odniesienia. Jesteśmy państwami na szarym końcu Unii Europejskiej. Przy czym Bułgaria lokuje się za Rumunią, jeśli patrzeć globalnie. Co ciekawe, w pewnych sprawach radzi sobie jednak lepiej niż Rumunia. Jest to kraj biedniejszy od Rumunii, który na przykład bardzo dobrze organizuje turystykę – coś, czego Rumunom się nie udało. Bułgaria to także kraj, który lepiej niż Rumunia wykorzystuje fundusze europejskie. Rumunia ma doskonałe warunki dla przemysłu turystycznego, ale go nie rozwija, nie jest też zdolna do odpowiedniego absorbowania środków unijnych. Bułgaria ma się lepiej niż Rumunia, choć wydawałoby się, że powinna mieć się gorzej. Kiedy kraj, który jest jeszcze biedniejszy od nas, radzi sobie lepiej niż my, czyż nie jest to jeden z argumentów na rzecz naszej „inności”?
Z rumuńskiego przełożyła Joanna Kornaś-Warwas
***
[1] Lucian Boia, Rumuni. Świadomość. Mity. Historia, przekład, posłowie, redakcja naukowa K. Jurczak, Kraków 2003.
[2] Lucian Boia, România, țară de frontieră a Europei, Bucureşti 2007, książka opublikowana po raz pierwszy po angielsku pt. Romania. Borderland of Europe, London 2001.
Copyright © Herito 2020