Rumunia - Romania - România
Nieobecny Cygan-gadzio i obecny Żyd-goj
Publikacja: 20 października 2021
Rumuńscy Żydzi stali w obliczu wyzwania równego temu, jakie mieli przed sobą Cyganie: zgodnie z wytycznymi reżimu musieli poddać się władzy. Zamiast zniknąć i istnieć jedynie jako statystyki państwowe, jak Cyganie, Żydzi byli tu naprawdę.
Przez długi czas w rumuńskim abecedarze do drugiej klasy znajdował się rysunek przedstawiający ludzi w kolorowych kostiumach tańczących horę, a podpis do niego brzmiał: „Naţionalităţile conlocuitoare żyją w harmonii w SRR”[1]. Był rok 1985, kiedy jako uczeń drugiej klasy oglądałem ten obrazek. Pamiętam, że rozejrzałem się i zauważyłem cygańską uczennicę. Ona z pewnością nie mogła być częścią roztańczonego kręgu hory; nie było jej wśród naţionalităţile conlocuitoare, w tej grupie wspólnie żyjących narodowości. Zresztą również mnie, potomka żydowskiej rodziny, nie mogło tam być.
Nieobecny Cygan
Jest kilka powodów wyjaśniających nieobecność Cyganów na obrazku. Po pierwsze rysunek pokazywał, że szczegółowo opracowany plan, zakładający asymilację Cyganów i zmuszenie ich do samodzielnego utrzymywania się, został skreślony z listy priorytetów Ceaușescu. Dzieci cygańskie chodziły do szkoły i częściowo były piśmienne, lecz rezygnowały z nauki, a ich opierający się zmianom rodzice trafiali do aresztu. Dzieci nie porzucały szkoły dlatego, że im się nie podobała, lecz dlatego, że edukacja w ich własnym dialekcie była traktowana po macoszemu – rzekome problemy z nauką wynikały więc z nierozumienia języka, w jakim nauczano. Po drugie, mimo że Ceaușescu nie był politycznym dziedzicem marszałka Antonescu, to podążał śladami swojego poprzednika: przejął od niego pogląd, że Cyganie są problemem społecznym, a nie grupą etniczną.
Nawet dzisiaj Rumuni mówią „a se îneca ca ţiganul la mal” (tonął jak Cygan przy brzegu), mając na myśli kogoś, kto nijak nie może doprowadzić do końca jakiegoś działania, rodzice zaś karcą swoje niegrzeczne dzieci, strasząc je: „Vine ţiganul cu sacul și te ia” (przyjdzie Cygan z workiem i cię zabierze). Przy tym wszystkim Rumuni nie są świadomi cygańskiego dziedzictwa językowego, które posiadają. Weźmy słowo mișto, które było potocznym rumuńskim określeniem oznaczającym „świetny”, zanim nie wyparło go angielskie cool. „Chłopak” to w slangu „gagiu”, a „wariat” – „diliu”; oba słowa są zapożyczeniami z cygańskiego dialektu i pochodzą od słów „gadjo” i „dilo”. Wspomnę przy okazji, że kiedy opowiadający o Cyganach francusko-rumuński film pt. Gadjo Dilo z 1997 roku w reżyserii Tony’ego Gatlifa był wyświetlany w Rumunii, tytuł został przetłumaczony na rumuński. „Po cygańsku” słowa używane na co dzień po prostu nic nie znaczyły.
Cygan-gadzio
Słowo „gadzio” powstało w odpowiedzi na społeczny sprzeciw wobec słowa „Rom”, które odnosi się zarówno do Rumunów, jak i do Cyganów. Dla Rumunów „gadzio” jest niejasne i trudno je skojarzyć z ich codziennym „gagiu”. Jednak słowo „Rroma” powoduje zamieszanie. Rumuni zdecydowanie reagują, kiedy stykają się z różnymi opiniami mediów na temat wielkiego, nigdzie niezakorzenionego kosmopolityzmu Cyganów w Unii Europejskiej. Największą rumuńską grupą na Facebooku jest ta, która postuluje zakaz używania słowa „Rroma” w Unii – ze strachu przed myleniem z Rumunią i Rumunami. Ostatnie ataki hakerów na szanowane gazety, takie jak „Le Monde” i „The Daily Telegraph”, które skończyły się zamknięciem serwisów internetowych tych pism i wyświetleniem nienawistnych informacji, sprowadzały się do jednego żądania: „Przestańcie przyczyniać się do mylenia Romów z Rumunami!”.
Cyganie tymczasem nie mają wątpliwości, że powinni być nazywani Romami. „Rroma” – tak sami o sobie mówią. (Przy okazji słowem tym określa się żonatego mężczyznę). „Gadzio” zaś oznacza dla Cyganów każdego, kto jest obcy ich wersji kultury cygańskiej – dotyczy to również innych gmin cygańskich oraz Cyganów, którzy stoją nieco z boku.
W całym bogactwie treści wizualnych właściwym dzisiejszym czasom Cyganie są niezwykle widoczni. Ich obecność w kulturze cyfrowej jest jednak często przez nich samych postrzegana jako próba zbyt usilnego starania się, by być „gadzio”. Trudno tak naprawdę ocenić, czy to Cyganie czerpią z kultury cyfrowej, czy może kultura cyfrowa stara się spieniężyć metaforyczną wartość Cyganów.
Nieobecny Cygan trzyma się z daleka nie tylko od cyfrowych zapisów obrazów, ale także od europejskich modeli rozumowania i zachowywania pamięci. Pozbawiony korzeni Cygan został przez Ceaușescu siłą osadzony w miejscu. Dyktator uznał za rozsądne skonfiskowanie w latach 1977–1983 cygańskich wozów. W ten sposób, w ramach planu osiedlenia i asymilacji Cyganów, pozbawił ich nie tylko środka transportu, ale także ruchomych domów. Cyganie zaczęli więc zajmować budynki opuszczone przez Sasów i Żydów, bogatszych i lepiej usytuowanych niż ich rumuńscy sąsiedzi. To tylko podsycało negatywny ich odbiór przez inne narodowości. Rumuni i Węgrzy, we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, od czasu do czasu zapominali o sprzecznych interesach i wspólnie spalili około sześćdziesięciu domostw należących do Cyganów. Z wyjątkiem masakry w Bolintinie w kwietniu 1991 roku wolne media w ogóle nie informowały o tych zdarzeniach. Co więcej, nie wspomniały nawet o publicznej „hańbie” państwa rumuńskiego, które wypłaciło odszkodowania pozbawionym własności Cyganom dopiero w 2009 roku.
Cyganie nie oddają się wspomnieniom z takim namaszczeniem jak Europejczycy, jeśli w ogóle wspominają. Nie chcą pamiętać historii swoich prześladowań, ale pielęgnują własne zwyczaje, rzemiosło cechowe i zachowują stroje. Rumuński system edukacyjny jest pełen obowiązkowych „oryginalnych” rumuńskich lektur, która wykorzystują wątki cygańskie: początki niewolnictwa Cyganów, wieszanie, palenie, publiczne egzekucje. Można tu wymienić takie książki, jak Țiganiada, Răzvan și Vidra czy Vasile Porojan[2]. Edukacja społeczna i polityczna nie odnosi się jednak do niedawnej historii cygańskiego niewolnictwa ani nie stara się jej zadośćuczynić. Sami Cyganie nie utożsamiają się z ustnymi przekazami na temat niewolnictwa, tak samo jak nie pamiętają dokładnie swojej Porajmos[3] czy ciężkich czasów wymuszonego osadnictwa w okresie komunizmu. Ostatnie wydarzenia o podobnej sile, takie jak incydent w Baia Mare w 2012 roku czy inicjatywa Organizacji Młodzieży Narodowo-Liberalnej na początku 2013 roku, tak samo oddziałują na ich pamięć[4].
Cygan w wyobraźni Rumunów powinien być „gadzio”, jednak nawet „gadzio” nie ma większych szans na równouprawnienie. W trakcie pogromu w Bolintinie wywłaszczeni lub zamordowani Cyganie nie byli Cyganami z dzielnic cygańskich, lecz Cyganami mieszkającymi wśród Rumunów. Cyganie „gadzio”, którzy łamią zasady i idą na studia, a następnie szukają pracy, są zazwyczaj postrzegani jako gorsi niż ich lepiej wykwalifikowani rumuńscy koledzy. Bycie „gadzio” jest dokładnie tym, czego Cyganie będą bronić całym swym życiem, bez względu na swoje podejście do pamięci. Rumuni najbardziej życzyliby sobie Cygana „gadzio” pozbawionego swoich cech – nawet tej jednej, którą każdy, łącznie z najbardziej otwartym Rumunem, wytyka we wszystkich rozmowach: Cyganie kradną i większość Rumunów ma co najmniej jednego krewnego lub znajomego, który został sprawnie i przebiegle okradziony przez Cygana.
Obecny Żyd
Hipotetycznie Żydzi mogliby dołączyć do wspomnianej we wstępie hory. Jednak do roku 1985 nowe „ostateczne rozwiązanie”, które nie zakładało rozlewu krwi, lecz wzmocnienie budżetu państwa opartego na wyprzedaży majątku żydowskiego, zmniejszyło populację żydowską w Rumunii z już zdziesiątkowanej liczby dwustu tysięcy do jedenastu tysięcy. Ci, którzy pozostali, nadal przekonani, że Izrael jest zbyt młodym państwem, lub ci, którym nie pozwolono wyjechać, ponieważ ich zawody były istotne dla planów rozwojowych SRR, trzymali się swojej żydowskości w mniej lub bardziej rekreacyjny sposób. Mieli dodatkowe święta, krewnych za granicą, zazwyczaj przyjaciela, z którym mogli porozmawiać w swoim języku rumuńskim z naleciałościami jidysz, a także spory zestaw wspomnień z niedalekiej przeszłości. Mogli się o te wspomnienia spierać albo dostrzec dzięki nim oznaki przyszłych problemów we współczesnych wydarzeniach. Byli cichym partnerem naţionalităţile conlocuitoare, ceniącym spokój i cieszącym się specjalnymi prawami. Powodem, dla którego Żydzi chcieli dołączyć do tej grupy, a jednocześnie przez który paradoksalnie nie zostali do niej zaproszeni, była zła opinia o nich: jeśli Żydzi nie są uprzywilejowani, to na pewno są bardzo rozpieszczani.
Liczby ukazywały zdecydowany kontrast. Półtora miliona Cyganów i mniej niż dziesięć tysięcy Żydów mogło świadczyć o tym, że Cyganie byli widoczni a Żydzi – nie. Jednak praktyka pokazuje, że żadna z tych grup nie była tak naprawdę widoczna, a prawa przydzielano nierówno. W wyniku nacisków międzynarodowych organizacji żydowskich, wzmocnionych wysiłkiem lokalnej społeczności, dziedzictwo żydowskie, choć skromne, pozostało nietknięte, nadgryzione jedynie zębem czasu. Jednak rumuńscy Żydzi stali w obliczu wyzwania równego temu, jakie mieli przed sobą Cyganie: zgodnie z wytycznymi reżimu musieli poddać się władzy. Zamiast zniknąć i istnieć jedynie jako statystyki państwowe, jak Cyganie, Żydzi byli tu naprawdę. Oznaczało to, że każdy znał żydowskiego lekarza, żydowskiego aparatczyka, a kilku szczęśliwców mogło przyznać, że osobiście zna głównego rabina Rumunii Mojżesza Rosena. W pewnym stopniu, pod wpływem publikacji w „Revista Cultului Mozaic”[5] i otwarcia Muzeum Historii Żydów w Bukareszcie w 1979 roku, podobnie jak produkty koszerne dostarczane z Izraela, obecność Żydów stała się przedmiotem zainteresowania Rumunów. A także rumuńskich przywódców. Ci przeszli lekcję z lat czterdziestych, kiedy sto tysięcy Żydów wyjechało z Rumunii, opuściło domy i miejsca pracy, nic za sobą nie zostawiając. Dlatego ustalono, że wyjazdy Żydów w przyszłości, podobnie jak wizyty z zagranicy, powinny być rekompensowane w budżecie państwa. Rumuńscy Żydzi sprzedani Izraelowi nie mogli spakować wszystkiego, co chcieli. To, co mogli zabrać ze sobą, było reglamentowane, a to, co zostało – rozkradziono, wyrzucono lub zostało zabrane przez reżimowych czyścicieli.
Dziś Żydzi są bardziej obecni w dyskursie niż w życiu społecznym czy polityce. Kiedy spaceruje się po starym mieście w Bukareszcie natrafi się na tylko jedną tablicę z napisem w języku hebrajskim (na budynku, gdzie mieści się biuro prawnika). W menu restauracji próżno szukać potraw żydowskich, nie ma tablic wskazujących drogę do dzielnicy żydowskiej – są drogowskazy jedynie do biur JDC (Jewish Joint Distribution Committee) i Muzeum Żydowskiego, które wciąż wystawia tę samą kolekcję szkolnie wyglądających kolaży i niezbyt sprawnie postarzonych kserokopii. Żydowska dzielnica Bukaresztu nie została zrewitalizowana. Choć ponad dwadzieścia procent synagog przetrwało epokę komunizmu i oparło się działaniu czasu, po „systematyzacji” pozostała oficjalnie tylko jedna ulica sztetlu – w położonym na północy mieście Dorohoi. Niektóre synagogi są dobrze utrzymane i regularnie sprawowane są w nich obrzędy religijne. Spośród reszty część, szczególnie Casa Tranzit w Klużu czy synagoga w Bystrzycy, została przekształcona tak, by mogły się w nich odbywać imprezy kulturalne. Niepokojące jest zaniedbanie cmentarzy – bardziej się na nich zapomina niż pamięta. Opisuje to Ruth Ellen Gruber w raporcie National Geographic[6], za każdym razem usilnie starając się używać innych słów. Scenariusz jest mniej więcej ten sam: rumuńska rodzina, z praniem rozwieszonym na linach i bydłem pasącym się na macewach, wskaże ci wejście do i wyjście z cmentarza.
Żyd-goj
Turysta wchodzi do rumuńskiego biura informacji turystycznej w pewnym mieście i pyta o lokalne dziedzictwo żydowskie. Widząc zmieszanie na twarzy pracownika biura, od razu dodaje, że ma na myśli synagogę i tym podobne obiekty, a pracownik upewnia się: „Synagoga?”.
Niestety ta scena to nie jest żart. Mowa o Jassach (rum. Iași), które miały kiedyś największą społeczność żydowską w Rumunii i gdzie nadal znajduje się cmentarz o rozmiarach sporej nekropolii, a samo miasto było miejscem największego po Babim Jarze pogromu podczas II wojny światowej.
Rumuni nie są świadomi żydowskiego dziedzictwa i obecności Żydów. A Żydzi są doskonałymi historykami i zbieraczami danych. Przez długi czas, to znaczy przez ponad trzy stulecia, Żydzi stworzyli więcej pisanych dokumentów o wartości historycznej niż Rumuni, począwszy od komentarzy rabinicznych przez księgi cenzusowe gmin po dzienniki osobiste i dzienniki podróży. Spisywanie wspomnień i upamiętnianie wydarzeń w postaci dzieł sztuki zawsze stanowiło żydowski sposób na spędzanie czasu. Niestety na przestrzeni lat ten zwyczaj się zmienił.
W rezultacie dzisiejsi absolwenci studiów historycznych pytani o obecność Żydów w historii Rumunii wzruszają tylko ramionami, nie ma żadnego dialogu kulturowego poświęconego tej kwestii. Społeczności żydowskie nie starają się zaistnieć – nie zależy im na wypełnianiu luki w wiedzy w postaci dyskursu, który miałby oddźwięk również współcześnie. Wspierana państwowymi subwencjami dla mniejszości, a także źródłami miejscowymi społeczność żydowska podtrzymuje tradycję, publikując judaica. Rzadko jednak przedstawiciele tej społeczności są obecni na targach książki, nie odpowiadają na e-maile z zamówieniami książek. Nie ma też żydowskiej księgarni. W centrum Bukaresztu w księgarni Mihaia Eminescu można znaleźć półkę ze skromną kolekcją książek na temat historii Żydów: kilka pozycji wydawnictwa HaSefer[7] opublikowanych przez społeczność żydowską jest pomieszanych z propagandą legionową i zawsze dostępnymi Protokołami Mędrców Syjonu. Dziennik Miriam Bercovici Jurnal de ghetou (Dziennik z getta)[8], jedyne literackie świadectwo deportacji Żydów rumuńskich do Naddniestrza, wydany w 1995 roku przez efemeryczne wydawnictwo, nie spotkał się z uznaniem krytyki, mimo że jego poziom nie odbiegał od poziomu dzienników Ruth Laskier czy Anny Frank. Dzisiaj, w 2013 roku, nadal można nabyć egzemplarz dziennika Bercovici. Trzeba się tylko osobiście skontaktować z byłym pracownikiem wydawnictwa, który przywozi z magazynu niesprzedane egzemplarze pierwszego i jedynego wydania dokumentu.
Przykłady te pokazują, że Rumuni nie interesują się zbytnio dziedzictwem żydowskim czy, jak w przypadku najmłodszego pokolenia, prawie nic nie wiedzą na temat niegdysiejszej obecności Żydów w Rumunii. Pozostałości kultury żydowskiej nie odgrywają większej roli – nawet w topografii miasta. W Târgu Mureș pomnik Holokaustu jest uznawany za „nowy”, choć zanim został umieszczony w centrum w trakcie specjalnej ceremonii, przez dwa stulecia znajdował się na miejscowym żydowskim cmentarzu. Podobnie było z pomnikiem Abrahama Goldfadena, który stał w pobliżu Teatru Narodowego Iași od 1976 roku i został odbudowany w roku 2003. Mimo jego obecności w tym miejscu i faktu nazwania imieniem Abrahama Goldfadena miejscowego festiwalu teatralnego jego żydowskość nie jest dla publiczności oczywista. W takich miejscach, jak Rozavlea, skąd pochodziła i gdzie mieszkała rodzina Ovitz, nie ma żadnej tablicy upamiętniającej tę słynną lilipucią trupę. A przecież przed II wojną światową zespół Ovitzów zjeździł ze swoimi przedstawieniami całą, wynajmował na miesiąc Operę Narodową w Budapeszcie i posiadał pierwszy samochód w okolicy Sygietu Marmaroskiego, nim rodzina została wywieziona od Auschwitz i poddana eksperymentom doktora Mengele. Bukaresztański klub piłkarski Makabi uzyskał w 1948 roku nową nazwę, Dinamo București, i obecnie jest znaczącym graczem na europejskiej scenie piłkarskiej. Nikt jednak nie wspomina o jego korzeniach[9]. O Żydach się nie mówi.
Z tego właśnie powodu Żydzi prawdopodobnie nie są już w Rumunii Żydami. Ze swoją zaniedbaną historią i nieobecnością w mediach, może poza tekstami snującymi teorie spiskowe, z problemem własnej widzialności, Żydzi nie są „prawdziwymi” Żydami. Zadeklarowani antysemici, tacy jak profesor Ion Coja, były sekretarz Partii Komunistycznej na Uniwersytecie Bukareszteńskim, a obecnie tylko profesor, twierdzą, że rumuńscy Żydzi to gorsi i nieprawdziwi Żydzi. Historyk Andrei Oișteanu, a także wielu innych, uważa, że rumuńscy Żydzi, zawsze jednocześnie „prawdziwi” i „wyobrażeni”, są obecnie jedynie „Żydami wyobrażonymi” w dyskursie, który czyni ich nie-żydowskimi i zarazem nie-rumuńskimi.
Zakończenie
Rumuńscy Cyganie i rumuńscy Żydzi opowiadają historie, które są uderzająco podobne, a przy tym zgoła inne. Pamięć żydowska – czy też jej odrzucenie – nadal nie znajduje miejsca w rumuńskiej historiografii, a debata publiczna mająca na celu podjęcie na nowo tego tematu, a także jego odrodzenie, cierpi na lekką zadyszkę. Trzeba przejść długą, trudną i bolesną drogę, nim wszyscy razem połączą się w horę wspólnie żyjących narodowości. Cyganom i Żydom brakuje ludzi, narzędzi i zainteresowania ze strony reszty społeczeństwa, aby „coś” zainicjować. Jednocześnie Rumuni niechętnie podchodzą do ciemnej strony swojej historii, do poprawy relacji czy w uznaniu popełnionych krzywd znalezienia czegoś, co pozwoliłoby na jakieś nowe otwarcie. Użyjmy słów reżysera Florina Iepana, autora poruszającego filmu o nieznanej karcie z historii Rumunii. Film ten próbował zdać nam sprawę z tego, że inwazja na Odessę pod dowództwem marszałka Antonescu i wymordowanie ponad dwudziestu tysięcy żydowskich cywilów odbyła się bez pomocy Niemców. Iepan, prawdopodobnie jeden z niewielu Rumunów przekonanych o wielkiej potrzebie przepisania historii, powiedział: „Mniejszości nie są źródłem poważnych kłopotów – mniejszości nigdy nie stanowiły problemu, podczas gdy wszystkie większe kryzysy w historii Rumunii poważnie się na nich odbijały”.
Z angielskiego przełożyła Karolina Kolenda
***
[1] Abecedar (rum.) – elementarz; hora – tradycyjny taniec rumuński; Naţionalităţile conlocuitoare (rum.) – narodowości wspólnie zamieszkujące kraj.
[2] Cyganiada autorstwa Iona Budai-Deleanu, opublikowana w 1812 r., opisuje alegoryczne zejście Cyganów do piekła. Răzvan și Vidra autorstwa Bogdana Petriceicu-Hasdeu, opublikowana w 1867 r. pod tytułem Răzvan Voivode, od 1869 r. znana jako Răzvan i Vidra, opisuje dzieje wyzwolonego cygańskiego niewolnika, który stawia czoła kłopotom finansowym i miłosnym. Vasile Porojan autorstwa Vasile Alecsandriego, opublikowana w 1880 r., opisuje niedolę społeczną zniewolonych Cyganów. Ich wyzwolenie się oznaczało, podobnie jak dla większości pierwszego pokolenia wyzwolonych Cyganów, brak perspektyw społecznych i finansowych.
[3] Romskie słowo oznaczające Holokaust. Około 36 000 rumuńskich Cyganów zginęło w wyniku bezpośrednich lub odgórnych zarządzeń marszałka Antonescu.
[4] W czerwcu 2012 r. burmistrz Baia Mare postanowił uwięzić siłą i bez procesu około 2000 Cyganów w opuszczonej fabryce, gdzie szkodliwe substancje chemiczne zagrażały życiu więźniów.
Na początku 2013 r. społeczne oburzenie działaniami TNL (Organizacji Młodzieży Narodowo-Liberalnej) przykuło uwagę mediów po tym, jak organizacja ta oferowała wręczenie 300 lei (ok. 70 euro) każdej Cygance, która zgodzi się przejść sterylizację.
[5] Mojżesz Rosen (1912–1994), główny rabin Rumunii w latach 1948–1994, prezes Federacji Społeczności Żydowskich w Rumunii w latach 1964–1994.
„Revista Cultului Mozaic” („Religijny Przegląd Żydowski”), pismo Federacji Społeczności Żydowskich w Rumunii ukazujące się od roku 1956 po rumuńsku, w jidysz i po hebrajsku.
[6] Ruth Ellen Gruber, National Geographic Jewish Heritage Travel: A Guide to Eastern Europe, Washington D.C. 2007, s. 248–280.
[7] Wydawnictwo HaSefer, założone w 1995 r. wydało do tej pory około 200 książek z zakresu historii Żydów i Izraela, literatury, a także tekstów religijnych.
[8] Miriam Bercovici-Korber, Jurnal de ghetou, București 1995.
[9] Nawet muzeum Dynamo pomija epizod historii zespołu (1919–1948), kiedy to klub Makabi Bukareszt zdobył kilka mistrzostw i propagował zasady fair play oraz grę zgodną z obowiązującymi standardami europejskiej piłki nożnej.
Copyright © Herito 2020