Kassa w twórczości Sándora Máraiego jest miastem mitycznym. Spędził tam dzieciństwo i z tym miejscem łączyły go najważniejsze wspomnienia. Choć po traktacie w Trianon na zawsze opuścił Kassę, w twórczości wielokrotnie do niej powracał. Obok Kolozsváru[1] była miejscem, z którego wyrastały najlepsze wzory świadomego, twórczego i pielęgnującego kulturę mieszczaństwa. Zasługiwało ono na miano patrycjatu, który jest jednym z najważniejszych wątków twórczości Máraiego. Wybitne wczesne powieści – ZbuntowaniWyznania patrycjusza – mają za scenerię Kassę. W Wyznaniach przedstawiona realistycznie, w Zbuntowanych, a potem w dalszych tomach Dzieła Garrenów, nazwana po prostu Miastem – jest już odrealniona, z dodanymi do niej morzem i portem.

Márai śledził burzliwe dzieje Kassy i utrzymywał z nią więź (zresztą przez pewien czas mieszkali tam nadal jego rodzice), nadsyłał korespondencje do wychodzącej w mieście węgierskiej gazety i reagował na zmiany, jakie tam zachodziły, czego dobrym przekładem jest pierwszy z poniższych artykułów.

Drugi pochodzi ze zredagowanego w 1991 roku, ale ogłoszonego dopiero trzynaście lat później tomu Dar losu, zbioru artykułów publicystycznych Máraiego, związanych z powrotem tak zwanej Górnej Prowincji (a później także części Siedmiogrodu) do Węgier w listopadzie 1938 roku. Márai dotarł do Kassy kilka dni po ogłoszeniu postanowień pierwszego arbitrażu wiedeńskiego.

Ostatni raz był tam w 1941 roku, cztery tygodnie po wkroczeniu wojsk niemieckich do Paryża. Poleciał na jeden dzień, by pożegnać się z rodzinnym miastem. Ten krótki pobyt opisał w pięknej książce Kassai őrjárat (Kassański patrol).

Dwukrotna utrata Kassy stała się dla Máraiego nigdy niezabliźnioną raną. Dwadzieścia lat po traktacie trianońskim pisał: „…nie mogę odwiedzić najdroższego miejsca, mojej małej, znajomej ojczyzny; dlatego wszędzie na świecie czuję się bezdomny, podróżuję po miastach Europy i targa mną niewypowiedziana tęsknota, której się wstydzę, o której z nikim nie rozmawiam i której nie potrafią ukoić żadne widoki ani przeżycia”.

Pomimo upływu dziesięcioleci każde wspomnienie Kassy wywoływało u pisarza silną reakcję emocjonalną, czego dowodzą dwa zapisy w Dzienniku z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych: „Przy sąsiednim stoliku w wagonie restauracyjnym pociągu pospiesznego zajęło miejsce jakieś czeskie małżeństwo. Ich sąsiadem jest starszy Austriak. Czeski turysta, brzuchaty grubas, przez sto kilometrów bez ustanku je i mówi. Przechwala się, że często wyjeżdża za granicę, władze praskie wysyłają go na kongresy. Niedawno był w Londynie, a teraz jadą do krewnych w Rzymie. Pewnie dobry komunista, godny zaufania poputczyk ze znaczkiem w klapie. Ktoś w rodzaju »dzielnego wojaka« Szwejka. Przetrwał praską wiosnę, a i pod sowiecką okupacją dobrze mu się wiedzie w Czechosłowacji. Słyszę, jak grubym głosem chełpi się przed swoim sąsiadem przy stoliku: Die östlische Stadt unserer Republik, Košice…[2]. Gdy człowiek się już zestarzeje, opanowanie przychodzi samo. A jednak czuję się tak, jakby mnie ktoś walnął w żołądek. L. i ja nie patrzymy na siebie, ale myślimy o tym samym: że oboje przyszliśmy na świat w tym mieście, które komunistyczny Szwejk nazywa Koszycami. Miasto to w rzeczywistości przez stulecia nazywało się Kassa. I zarówno miasto, jak i żyjąca wokół niego ludność, mieszkańcy regionu Csallóköz, milion osób – w odczuciach i w rzeczywistości były węgierskie. Teraz, kiedy czeski komunista nazywa to miasto Koszycami, rozjaśnia się na chwilę – jak kiedyś – rzeczywistość, którą zakłamuje podstępna propaganda. Twór państwowy, który Beneš i jego towarzysze zlepili za pomocą gwałtu i historycznych fałszów, zmusił do życia w symbiozie narodowości – Węgrów, Słowaków, Niemców – które nigdy nie czuły żadnej wspólnoty z Czechami. »Košice« także w okresie międzywojennym pozostały obce w Czechosłowacji, jak chrześcijański więzień wśród Maurów. Ale gdy kto śmiał o tym mówić i żądał – bez wojny! – pokojowej rewizji, urzeczywistnienia prawa narodu do samostanowienia, takiego osobnika ogłaszano wichrzycielem, buntownikiem-irredentystą. Komunistyczny Szwejk z zadowoleniem popija piwo. Wołam kelnera i płacę”[3].

I zapis drugi: „Poczta przynosi książkę, jej tytuł: Košice. Znajduje się w niej dwieście dwadzieścia jeden fotografii, niektóre barwne, wszystkie bardzo ciekawe. Wydała ją Edicia Obrazových Publikacii. Fotografie poprzedza słowackie słowo wstępne. Ten pięknie wydany, starannie zaprojektowany i wykonany album ukazał się w 1973 roku. Kartkuję książkę i pojawiają się fragmenty znajomych ulic, fasad budynków, wspomnienia rodzinnego miasta, fatamorgany dzieciństwa. Wspaniała katedra, której renowację przed dwoma stuleciami wspomagali przodkowie mego ojca. Gotyckie, renesansowe, barokowe fasady domów, bramy i podwórka śródmiejskiej części miasta. Pokoje o łukowych sklepieniach, w jakich mieszkaliśmy, Ratusz Miejski i Urząd Komitacki, wyważona w proporcjach szlachetność linii Domu Lőcse, rozwijający się przez stulecia według wewnętrznej logiki miejski organizm – wszystko to ukazuje się na kartach książki. Jakże szlachetne było to miasto! Jak bardzo było Miastem, Urbs, siedzibą patrycjatu – i jak rzadko spotykało się takie miasta na Węgrzech! Czesi nie mieli żadnego udziału w budowie Kassy. Te domy budowali przez wieki mieszkańcy miasta – Węgrzy i zmadziaryzowani spiscy osadnicy niemieccy, których nazywano Cipszerami. I ludzie, którzy urodzili się tu, w cieniu gotyckiej katedry, byli »mieszczanami« w inny sposób niż gdziekolwiek indziej na Węgrzech – pozostawali w swej patrycjuszowskiej formie życia bardziej zamknięci niż ziemianie czy arystokracja. Byli patrycjuszami i nie chcieli być niczym więcej ani udawać nikogo innego. Rodzili się, żyli i umierali w tej gotyckiej, renesansowej i barokowej scenerii. Mieli inny sposób bycia i myślenia. Kassa była »inna«. A teraz wydany w 1973 roku album fotograficzny przedstawia to piękne węgierskie miasto tak, jakby jego twórcy, Węgrzy i Cipszerzy nigdy tu nie mieszkali. Jakby ten klejnot, w którego powstaniu czeska umiejętność budowania miast nie miała przez stulecia żadnego udziału, wszak nigdy ich tam nie było – stanowił czeskie dzieło! Propaganda czeska – od 1919 roku niezmiennie, nawet w 1973 roku – pokazuje Kassę w taki sposób, jakby Košice były dziełem i osiedlem Czechów i Słowaków. Kłamstwo ukrywa węgierski charakter miasta, w książce nie wspomina się ani słowem o tym, że Kassa była przez stulecia jednym z ośrodków węgierskich walk o wolność. Przemilcza się, że grób Franciszka Rakoczego znajduje się w Katedrze, nie nadmienia się, że »obywatele Kassy« przeciwstawili się oligarchom. Nic nie mówi o węgierskich pisarzach i poetach, którzy tworzyli w tym mieście i pisali po węgiersku w czasach, gdy Czesi i Słowacy nie mieszkali nawet w jego okolicach. Fotografia przedstawia tablicę pamiątkową »pisarzy słowackich« R.U. Podtaranskyego i I. Zaborskyego jako literackich znakomitości Kassy, ale nie podaje ani jednego nazwiska pisarza węgierskiego spośród tych, którzy tu się urodzili i tworzyli. Ten cyniczny przykład fałszowania historii jest czymś wyjątkowo rzadkim nawet w pełnych fałszerstw powojennych archiwach czeskiej propagandy. Niebezpieczni polityczni szulerzy europejscy, Beneš i jego potomkowie, agenci czeskiej indoktrynacji za pomocą tego albumu fotograficznego starali się oszukać świat, twierdząc, jakoby Kassa była dziełem Czechów. Ale Czesi nie mają nic wspólnego z tym miejskim arcydziełem. Wszystko, co doń dodali, to to, że niedawno z ulicy Głównej zrobili cygański gościniec i obudowali miasto koszmarnymi betonowymi domiszczami, zasiedlając w nich napływową ludność czeską i słowacką, której zadaniem jest zatrzeć węgierski charakter miasta. Gwałt, jaki tak książka zadaje prawdzie na oczach świata, sprawia mi taki ból jak nieoczekiwanie wymierzony cios”[4].

***

[1] Kolozsvár – dzisiaj Kluż-Napoka (Rumunia).

[2] Die östlische Stadt unserer Republik, Košice… (niem.) Košice, najbardziej wschodnie miasto naszej Republiki…

[3] Sándor Márai, Dziennik, tłum. Teresa Worowska, Warszawa 2004, s. 430–431.

[4] Tamże, s. 441–443.

O autorach

Teresa Worowska

Literaturoznawczyni, hungarystka, tłumaczka. W Polsce znana przede wszystkim z przekładów Sándora Máraiego i Pétera Esterházego. Jest laureatką wielu nagród i wyróżnień, m.in. Nagrody „Literatury na świecie” (za przekład „Dzienników” Sándora Máraiego), nagrody im. Pawła Hertza przyznawanej przez „Zeszyty Literackie”, nagrody polskiego PEN Clubu.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020