Zdrowe miejsca

Uzdrowić, naprawić, uczynić lepszym. Karpackie kombinaty zdrowia

Publikacja: 7 lutego 2024

NR 52 2024
DO LISTY ARTYKUŁÓW

Podróż do wód w międzywojniu uczyła geografii nowej ojczyzny, pokazywała jej piękno i pomagała budować narodową tożsamość. Być może najistotniejsze jest jednak to, że po I wojnie światowej w uzdrowiskach leczono rany i wychodzono z traumy pourazowej.

„Jeśli dorobi pan teraz damę, on będzie bił natychmiast gońcem na c1, pan ucieknie skoczkiem. Ale tymczasem on pójdzie swoim samotnym pionem na d7, zagrozi pańskiej wieży i nawet jeśli pan zaszachuje skoczkiem, przegra pan i po dziewięciu czy dziesięciu ruchach jest pan załatwiony. Jest to prawie ta sama kombinacja, jaką na wielkim turnieju w Pieszczanach w roku 1922 zastosował Aljechin przeciwko Bogoliubowowi.

Osłupiały McConnor zdjął rękę z figury i z nie mniejszym zdumieniem niż my wszyscy patrzył na człowieka, który jak anioł spadł nam niespodzianie z nieba. Ktoś, kto umiał obliczyć mata na dziesięć ruchów do przodu, musiał być fachowcem pierwszej klasy, może nawet konkurentem do mistrzostwa jadącym na ten sam turniej, a w jego nagłym zjawieniu się i interwencji właśnie w tak krytycznym momencie było coś nadprzyrodzonego”.[1]

Tym błyskotliwym szachistą znikąd był Doktor B., austriacki adwokat, który w obliczu nazizmu postanowił opuścić Europę, a rozgrywka miała miejsce na statku do Ameryki Południowej. Bohater „Noweli szachowej” to alter ego jej autora, Stefana Zweiga, wiedeńskiego Żyda zmuszonego do ucieczki z ojczyzny. To mroczne, antyfaszystowskie opowiadanie jest konfrontacją z porażką i zanurza się w głąb ludzkiej psychiki. Pisarz ukończył ją po wyjeździe z żoną do Brazylii – wkrótce potem Zweigowie odebrali sobie życie.

Utwór ten to nie tylko podróż do wnętrza duszy, ale też zapis wspomnień Zweiga. W noweli Doktor B. wspomina międzynarodowy turnieju szachowy w Pieszczanach w 1922, będący kontynuacją podobnej imprezy sprzed 10 lat, zorganizowanej jeszcze za czasów monarchii austro-węgierskiej ze wsparciem rządu czechosłowackiego i pod patronatem prezydenta Tomáša G. Masaryka. Przed I wojną światową Pieszczany – słowackie uzdrowisko położone zaledwie 150 kilometrów od Wiednia – były popularnym celem weekendowych wycieczek mieszkańców stolicy Austrii. Miasteczko już w XVI wieku słynęło z gorących siarkowych źródeł, zaś w XIX wieku wyjazdy do wód, dotąd przywilej elit, stały się rozrywką również mieszczan. W kurorcie tym jak w zwierciadle odbijały się zmiany zachodzące zarówno w Wiedniu, jak i w Budapeszcie; był on projekcją marzeń o lepszym życiu i zdrowiu bogacących się społeczeństw habsburskich metropolii. Ci z Wiednia podróżowali głównie do Pistyan, ci z Budapesztu do Pöstyén, przynajmniej do końca I wojny światowej najrzadziej podróżowano do Piešťan.

Do dziś w Pieszczanach można ujrzeć jeden z wyrazów architektonicznych marzeń austro-węgierskiego mieszczaństwa – usytuowany na wyspie, błyszczący secesyjnym luksusem hotel Thermia Palace, z którego w 2000 roku skradziono obraz Alfonsa Muchy (odnaleziony cztery lata później). Słynny czeski malarz odwiedzał zarówno uzdrowisko, jak i wspomniany przybytek, którego właścicielowi, Ludwikowi Winterowi, podarował – jako podziękowanie za pomoc w leczeniu córki artysty – namalowaną na nietypowej pięciokątnej ramie pracę zatytułowaną „Witaj błogosławione źródło zdrowia”, która ozdobiła hotelową jadalnię.

Rodzina Winterów zarządzała uzdrowiskiem od 1889 roku, kiedy to jej nestor, Aleksander, wydzierżawił je od Erdődych – węgierskiego rodu arystokratycznego władającego Pieszczanami od 1778 roku, który przyczynił się do ich rozwoju po wojnach napoleońskich i powodzi z 1813 roku. Pod koniec XIX wieku miasto rosło już nie za sprawą węgierskiej arystokracji, ale dzięki mieszczaństwu z różnych zakątków monarchii, głównie z obu jej stolic. Symbolem tej zmiany był Ludwik Winter – to za jego czasów zaplanowano nowe inwestycje na wyspie pośrodku Wagu, gdzie wzniesiono Thermię, perłę w koronie majątku dzierżawców Pieszczan. Właśnie tam pod koniec I wojny światowej ostatni władca konającego cesarstwa, Karol I, gościł cesarza Niemiec Wilhelma II i cara bułgarskiego Ferdynanda I. Pięć lat później, tym razem w Grand Hotelu Royal, rozegrano głośny konkurs szachowy, wspominany dwie dekady później przez Zweiga.

O uroku słowackiego uzdrowiska decyduje spektakularny krajobraz otoczonej górami doliny, którą tworzy rzeka Wag – jedna z dróg wiodących z południa Europy ku Polsce. Jej rwący, górski nurt swe źródła ma u podnóża Tatr, a następnie akwen ten, stanowiąc malowniczą oś zachodniej Słowacji, w Komárnie wpływa do Dunaju. W odróżnieniu od nieodległej Morawy nie prowadził jednak do przełęczy lub przesmyku w rodzaju Bramy Morawskiej, ale ku najwyższym szczytom Karpat.

Wzdłuż Wagu podróżowali rzymscy legioniści, którzy w 179 roku n.e. w miejscu obecnego Trenczyna założyli obóz Laugaricio. Pamiątką tego wydarzenia jest wyryty w skale pod miejscowym zamkiem – jedną z największych średniowiecznych warowni – napis:

VICTORIAE AVGVSTORV[m] EXERCITVS, QUI LAVGARICIONE SEDIT MIL[ites] L[egionis] II DCCCLV […] IANS LEG[atus] LEG[ionis] [Marcus Valerius Maxim]ian[u]s II AD[iutricis], CVR[avit] F[aciendum].

[Na pamiątkę zwycięstwa legionów cesarskich zimujących w Laugaricio w sile 855 żołnierzy. Napis polecił wykonać legat Markus Waleriusz Maksymianus].

Inicjator tej inskrypcji był rzymskim generałem, dowódcą legionów w czasach Marka Aureliusza, który przeszedł do historii za sprawą wojen toczonych pod koniec II wieku n.e. przez Rzymian z zamieszkującymi dzisiejsze Czechy i Słowację germańskimi plemionami Markomanów i Kwadów, zaś popkultura uwieczniła go w hollywoodzkiej superprodukcji „Gladiator” Ridleya Scotta. To właśnie on dotarł najdalej na północ z rzymskich wodzów, wyznaczając limes swej cywilizacji w Laugaricio. Miejsce to również w XIX wieku było limesem – tym razem mieszczańskiej kultury rozkwitających Wiednia i Budapesztu; Trenczyn, dla lokalnych Trenčín, dla przybyszów Trencsén lub Trentschin, znajduje się około pięćdziesięciu kilometrów na północ od Pieszczan. Dalej, w stronę Tatr, już raczej się nie zapuszczano.

Pod koniec XIX wieku Trenczyn (czy też z węgierska Trencsén) również chciał przyciągać kuracjuszy. Gorące siarkowe źródła w Trenczyńskich Cieplicach znane były już najprawdopodobniej w czasach Germanów, natomiast pierwsza wzmianka o nich pochodzi z XIII wieku, zaś ich lecznicze własności opisał w 1585 roku lekarz Tamás Jordan. Już wtedy funkcjonowały tam pierwsze obiekty lecznicze, ufundowane przez właścicieli trenczyńskiej warowni, węgierską rodzinę książęcą Illésházych.

Po wojnach napoleońskich do Pieszczan i Trenczyńskich Cieplic przybywać zaczęli mieszczanie, a wraz z nimi docierały tam ich wyobrażenia o sztuce i architekturze – najpierw nieśmiało i niespiesznie, dyliżansem. W drugiej połowie stulecia, gdy do Trenczyna doprowadzono kolej, historia przyspieszyła. Wielkie zmiany w drugim z wymienionych uzdrowisk wprowadził baron Georg von Sina (właściwie Georgios Sinas), pochodzący z Grecji przemysłowiec i bankier, który wzbogacił się dzięki wojnom napoleońskim. Ów człowiek znikąd po kongresie wiedeńskim należał już do elity finansowej Wiednia – założony przezeń Bank Sina był trzecim największym w Austrii; ponadto od 1826 roku ten obrotny handlowiec szefował cesarskiemu Bankowi Narodowemu.

Von Sina zgromadzone dzięki swym interesom – rozciągającym się od Odessy po Londyn – środki przeznaczał na nieruchomości, jak wiedeński Pałac Sina lub rozległe posiadłości w różnych zakątkach monarchii. Był on świadom szans płynących z rozwoju długo zacofanych Węgier – znalazł się wśród fundatorów Mostu Łańcuchowego, który łącząc Budę i Peszt, przyczynił się do powstania jednego z najszybciej rosnących wówczas miast Europy. Przemysłowiec ten odcisnął też ślad na architekturze monarchii i jej stolicy – przy okazji wznoszenia swojego wiedeńskiego pałacu sprowadził z Grecji Theophila Hansena, słynnego duńskiego architekta, który po studiach w Berlinie postanowił badać kulturę starożytną. Przeniósł on nad Dunaj antyczne i mauretańskie wzory, a jego najbardziej znanymi dziełami są inspirowane kształtem greckich świątyń gmachy, m.in. wiedeński parlament oraz Akademia Ateńska, ufundowana przez syna von Siny, Simona.

Syn biznesmena wraz z siostrą odziedziczył po ojcu także zainteresowanie Trenczyńskimi Cieplicami, od 1835 roku będącymi własnością rodziny. Niedługo później zbudował on tam park zdrojowy i wywiercił nowe źródła, a w 1888 roku staraniem córki Ifigénii de Castries d’Harcourt w miasteczku wyrosła łaźnia turecka typu Hammam. Budynek o elewacjach z jasnego kamienia przeplatanego cegłą, zdobiony kopułami typowymi dla bliskowschodniej architektury, był ewenementem na terenie Górnych Węgier – tego rodzaju styl był dotąd zarezerwowany dla synagog. Pod koniec XIX wieku obiekty uzdrowiskowe ubierano najczęściej w neorenesansowy lub neobarokowy kostium; sięgano też niekiedy po motywy ludowe. Ifigénia de Castries d’Harcourt, żona francuskiego arystokraty i polityka, podobno do tego stopnia zauroczyła się paryską łaźnią, że postanowiła wznieść identyczną w rodzinnych Trenczyńskich Cieplicach. Jej projektantem był wiedeński architekt Franz Schmoranz, zaś imitujące turecką ceramikę dekoracje pochodziły ze słynnej fabryki rodziny Zsolnayów w Peczu.

Dziedzictwo Austro-Węgier zaskakuje swoim przepychem i bogactwem, przeważnie adresowanymi do masowego gustu bogacącego się mieszczaństwa, szczególnie w takich miejscach jak karpackie uzdrowiska. Skutkiem tego prawie zawsze był architektoniczny kicz, świetnie wykonany i precyzyjnie zaplanowany główny element składowy sztuki epoki pary i elektryczności.

Półwiecze poprzedzające upadek monarchii było złotym wiekiem dla Węgrów, jednak narody, nad którymi panowali, miały zupełnie inne zdanie. Tuż po ugodzie z 1867 roku we wschodniej części cesarstwa ruszyła szybka rozbudowa linii kolejowych, które dotarły m.in. do Trenczyńskich Cieplic; równocześnie zaczęto też madziaryzować region, co przyczyniło się do narodzin słowackiego ruchu narodowego, a w ślad za nim wznoszeniem budynków o estetyce ludowej i tworzeniem oddziałów Sokoła. Dosyć szybko stało się jasne, że Słowacy nie czują wdzięczności wobec niosących swoją „misję cywilizacyjną” Madziarów; wręcz przeciwnie, uważają ich za okupantów i kolonizatorów.

Współcześnie nierzadko można dostrzec nostalgię za czasami Franciszka Józefa czy zachwyty nad dziedzictwem habsburskiej monarchii – w tym architekturą. Przyglądając się bliżej tej kulturze i jej budownictwu, możemy łatwo zauważyć niezagojone rany i długotrwałe konflikty religijne, narodowościowe, klasowe. Według pochodzącego z Moraw austriackiego architekta Adolfa Loosa szansą na ich rozwiązanie była ucieczka w przyszłość. W opublikowanym w 1913 roku eseju „Ornament i zbrodnia”[2] opisywał on, propagując znaną mu ze Stanów Zjednoczonych racjonalną, wolną od dekoracji architekturę, społeczeństwo, które miało dopiero nadejść. Szczerze gardził prowincją i ludowością, a odrzucając ornament, odrzucał też feudalizm, religię i stanowość spowijające monarchię. Projektant słynnego wiedeńskiego „domu bez brwi” chciał żyć w kraju, którego społeczeństwo jest egalitarne i wykształcone, korzysta z łazienki, a Austria początku XX wieku daleko było do tego ideału.

Lukrowany świat walców Johanna Straussa i powieści Gyuli Krúdyego czy Zweiga rozpadł się jesienią 1918 roku. Po narodzinach Czechosłowacji wiedeńczycy i budapeszteńczycy przestali przyjeżdżać nad Wag – od siarkowych źródeł oddzielały ich teraz granice, także językowe i kulturowe. W latach dwudziestych do słowackich uzdrowisk dotarł modernizm – neobarok i secesję zastąpiła architektura wielbiąca racjonalny porządek i chłód, a zamiast walców zaczęto grać jazz.

Nurt ten dla państwa czechosłowackiego był czymś więcej niż tylko kolejnym prądem w sztuce. Nowa forma kultury umożliwiała wyrażenie nowoczesnej tożsamości, ukazanie młodego państwa jako ważnego miejsca refleksji nad przyszłością, gdzie rozum i nauka stoją ponad uprzedzeniami i podziałami minionego świata. Nowa architektura miała zdominować sylwetki Pragi, Brna, Bratysławy i Koszyc, a niebawem dotrzeć także do mniejszych miejscowości, najczęściej w formie gmachów instytucji publicznych oraz sklepów obuwniczych Baťy. Modernizm miał ucieleśniać się nie tylko w miejscu pracy i życia, ale także w uzdrowiskach, dotychczas wypełnionych przedstawicielami elit; teraz ich miejsce zająć mieli urzędnicy i wojskowi, a obok wyższych warstw także rodząca się klasa średnia, młodzież czy harcerze, najlepiej w butach od Baťy.

Podróż do wód w międzywojniu miała jeszcze inny wymiar: uczyła geografii nowej ojczyzny, pokazywała jej piękno i pomagała budować narodową tożsamość. Być może najistotniejsze jest jednak to, że po I wojnie światowej w uzdrowiskach leczono rany i wychodzono z traumy pourazowej – dziedzictwem globalnego konfliktu były niezliczone ofiary oraz masy straumatyzowanych kaleków. Innymi powojennymi wyzwaniami były m.in. pandemia grypy hiszpanki, wywołany głodem wzrost liczby przypadków gruźlicy, a także widmo komunizmu i próby utrzymania pokoju.

Ta nowa rzeczywistość pociągała za sobą także zmiany w refleksji etycznej oraz estetycznej – modernizm był odpowiedzią na traumę wojny i związany z nią skok technologiczny. Część badaczy łączyła już narodziny tego nurtu z udziałem w walkach najważniejszych postaci tego ruchu, Waltera Gropiusa czy Ludwiga Miesa van der Rohego. Sugerowano, że prostota i szpitalna biel oraz otwarcie na otoczenie i zieleń, cechujące modernistyczne gmachy, mogą mieć terapeutyczny wpływ zarówno na ich twórców, jak i lokatorów. Bauhaus odrzucał tradycyjny styl, fascynował się maszyną i przemysłową reprodukcją, czerpał z gier plam kolorów i ich natężeń; nowych rozwiązań poszukiwali też artyści i architekci z krajów powstałych na gruzach habsburskiej monarchii, jak Karel Čapek, który w fantastycznonaukowym dramacie „R.U.R.” z 1920 roku opisał narodziny robota – sztucznej inteligencji mającej służyć ludziom.

W latach 1930–1932 w Pieszczanach powstał jeden z symboli nowych czasów – przerzucony nad Wagiem Most Kolumnowy o prostej żelbetowej konstrukcji, łączący centrum miasta z wyspą i tamtejszą enklawą luksusu, hotelem Thermia Palace. Charakterystycznymi cechami tej przeprawy – służącej zarówno samochodom, jak i pieszym – są modernistyczne zadaszenie i dwuwspornikowa pergola o przekroju w kształcie litery „T”. Wejście na most od strony miasta ozdobiono inskrypcją „Surge et Ambula!” [Wstań i idź!] – słowami, które według Ewangelii św. Mateusza i Łukasza Chrystus miał skierować do paralityka. Teraz wypowiadało je do swoich obywateli państwo – nowoczesny demiurg wskrzeszający ludzi do nowego życia.

Symboliczna była również umieszczona po drugiej stronie tej budowli rzeźba Roberta Kühmayera przedstawiająca barlolámača – młodego mężczyznę łamiącego w rękach kulę; zdaje się ona sugerować, że dzięki pomocy młodego czechosłowackiego państwa ranny w walce weteran może wreszcie stanąć na nogach. Posąg sąsiaduje ze wspomnianym hotelem, powidokiem upadłej monarchii, której historię zakończyła wojna niosąca jej poddanym śmierć bądź kalectwo. Demokratyczna Czechosłowacja chciała zaoferować swoim obywatelom życie i zdrowie, posiłkując się nowoczesnymi technologiami, przemysłem i medycyną, a ideę tę wyrażać miał właśnie Most Kolumnowy. Jego projektantem był młody słowacki architekt Emil Belluš, który, co również symboliczne, po studiach w Budapeszcie postanowił osiąść w rodzimej i dającej większe możliwości Bratysławie.

Spacerując po austro-węgierskich uzdrowiskach, można było się natknąć na więcej politycznych i architektonicznych oznak nowych czasów. W latach 1929–1931 w Trenczyńskich Cieplicach tuż obok łaźni tureckiej stanęła funkcjonalna maszyna lecznicza – nowy budynek krytego basenu, zaprojektowana bez jakichkolwiek regionalnych lub narodowych odwołań prosta, kubiczna bryła o elewacjach wyłożonych cegłą, urozmaicona obszernym poziomym przeszkleniem o horyzontalnych podziałach tworzących kratę. Jej autorem był Artúr Szalatnai-Slatinský, wykształcony w Budapeszcie słowacki Żyd, który po I wojnie światowej podobnie jak Belluš związał się z Bratysławą – tam zrealizował swój najważniejszy projekt, czyli rozbudowę miejscowego zespołu synagog.

W Trenczyńskich Cieplicach zbudowano również maszynę do masowego wypoczynku – nowoczesny basen otwarty o fantazyjnej nazwie Zelená žaba, zaprojektowany w 1934 roku przez Bohuslava Fuchsa. Obiekt ten wyróżnia się wpisaną w krajobraz miękką kompozycją – w wysokie skaliste zbocze architekt wbudował trzy kondygnacje szatni i restauracji oraz dużą zewnętrzną pływalnię – było to jedno z głównych osiągnieć międzywojennego czeskiego modernizmu.

Jego twórca reprezentował najbardziej radykalną wersję tego nurtu; podobną stylistyką cechowały się projekty Jaromíra Krejcara, który w 1932 roku w Trenczyńskich Cieplicach wzniósł sanatorium Machnáč – tym razem nie maszynę, a całą fabrykę zdrowia i dobrego samopoczucia. Jej zadaniem było leczenie przy pomocy świeżego powietrza i słońca – remedium na gruźlicę. Ponadto miejsce to oferowało bliskość przyrody – lekarstwo na melancholię, jak określano wówczas depresję. Budynek wyposażono w obszerne tarasy z miejscami do leżakowania, a w skrzydle mieszkalnym umieszczono nieduże, mocno oszklone pokoje z własnym balkonami. Machnáč wyglądał niczym poszerzone dormitorium dla studentów Bauhausu w Dessau – projekt Gropiusa z 1926 roku.

Trenczyńskie Cieplice w ciągu kilku lat z zanurzonego w estetyce baśni tysiąca i jednej nocy raju dla elit przemieniono w racjonalny kombinat zdrowia i kontaktu z naturą. Czechosłowacja zadbała o swój nowoczesny wizerunek również u podnóża Tatr; w latach trzydziestych zrealizowano tam – w bardzo trudnych warunkach terenowych i klimatycznych – całą serię imponujących inwestycji. Pierwsze hotele i pensjonaty po południowej stronie Karpat wzniesiono jeszcze przed I wojną światową – m.in. w Popradzie i Starym Smokowcu, jednak nie istniał tam odpowiednik naszego Zakopanego, który mógłby przyciągać słowackie elity kulturalne. Polacy od początku lat dwudziestych po swojej stronie gór prowadzili intensywną modernizację, której symbolem były ukończone tuż przed wybuchem II wojny światowej kolejki na Kasprowy Wierch (1936) i Gubałówkę (1938). Czechosłowacja, bardzo ozięble odnosząca się do północnego sąsiada, zapragnęła nie tylko pokazać mu, kto potrafi budować lepiej i z większym rozmachem, ale także podkreślić rolę gór w kulturalnym i społecznym krwioobiegu państwa. Pod koniec 1937 roku oddano do użytku główny odcinek kolejki w Tatrzańskiej Łomnicy, niemalże dorównujący tej na Kasprowy Wierch, a trzy lata później ukończono kolejny jej fragment, prowadzący na szczyt Łomnicy. Inwestycja ta miała być świadectwem, że Czechosłowacja jest nowoczesnym krajem, zdolnym do tworzenia najbardziej wyrafinowanych konstrukcji.

Z myślą o osobach podróżujących pod Tatry już wcześniej postawiono tam kilka imponujących hoteli. Przywołany już wcześniej Fuchs w 1933 roku wspólnie z Karlem Ernstbergerem zrealizował projekt Ośrodka Rehabilitacyjnego „Morava” w Tatrzańskiej Łomnicy; funkcjonalistyczna, pięciokondygnacyjna bryła hotelu oferowała widok na panoramę gór z pokoi wyposażonych w duże okna i balkony, a w sąsiedztwie wzniesiono trzykondygnacyjny zespół kuchni i restauracji – oba budynki były zwieńczone tarasami. Był to prawdziwy popis budowlanego kunsztu i cud nowoczesnej techniki – wówczas ewenement na skalę światową.

Najbardziej spektakularna realizacja międzywojennej Czechosłowacji pod Tatrami to sanatorium przeciwgruźlicze w Wyżnich Hagach, leżących na zachód od Tatrzańskiej Łomnicy. Budowę tego obiektu rozpoczęto w 1935 roku, jednak skala projektu – autorstwa Krejcara – sprawiła, że ukończono ją dopiero sześć lat później. Jej efektem jest podłużna konstrukcja na rzucie przypominającym obrys samolotu; od południowej strony znajduje się ośmiokondygnacyjna, długa na blisko 250 metrów, symetrycznie zaplanowana bryła, w której ulokowano restaurację, pokoje gościnne i galerie do leżakowania. Od północy dostawiono do niej pod kątem prostym budynek szpitalny, a całość dopełnia kilkanaście mniejszych obiektów. Wszystkie z nich cechują się jednolitymi jasnymi elewacjami, pasmowymi układami okien i płaskimi dachami, składając się na spójny modernistyczny kompleks.

Tym razem człowiek, przy pomocy nowoczesnego państwa, pokonał nie tylko chorobę, ale też naturę – wpierw wyleczył traumę wojny, by potem dokonać niemożliwego. Najważniejsze akordy tego triumfu wybrzmiały tuż przed monachijską katastrofą – oddaniem Hitlerowi Kraju Sudeckiego w 1938 roku – i rok późniejszym wybuchem wojny. Wszystkie te inwestycje w chwili powstania budziły ogromne zainteresowanie i podsycały narodową dumę, a równocześnie były elementem transformacji społecznej o niespotykanym zasięgu. Góry niemalże z dnia na dzień przestały być dziewicze i niedostępne – władzę nad nimi przejmowała turystyka.

Podążając dalej na północ, przekroczmy Tatry i udajmy się na chwilę do Zakopanego. Już po II wojnie światowej, pod koniec lat pięćdziesiątych, w Sławie i chwale, zapomnianym potężnym dziele Jarosława Iwaszkiewicza, alter ego pisarza, książę Janusz Myszyński, gorzko przywołuje obraz miasta, które w jego pamięci z arkadii przeistoczyło się w kombinat górskiej rozrywki. Czy mogło być inaczej? Romantyczna fantazja zderzona z masowością traci swą aurę. Na koniec oddajmy głos autorowi „Panien z Wilka”:

„Oczywiście wszystko było inne w Zakopanem i w górach, bo czasu sporo upłynęło od owej pamiętnej wycieczki z 1920 roku, i ludzie byli inni, i stosunek do gór całkiem inny, a przede wszystkim sam Janusz był inny i inaczej na wszystko reagował. Nie umiał się oprzeć smutkowi, gdy widział tłumy na Krupówkach, gdy się musiał wykłócać w kolejce po bilety na Kasprowy. Tak, bo już teraz miały ich wynieść wagoniki na Kasprowy i stamtąd mieli ruszyć. Ależ gdzież mogli „ruszyć”, skoro Malski miał na swych malutkich stópkach ładne żółte buciczki, które mu się zaraz podrą, nim zejdą z Liliowego do schroniska? Przełęcz na Liliowem nabrała teraz dla Janusza zupełnie innego kształtu, gdy się do niej dochodziło „z góry”; wówczas kiedy się ją osiągało z dołu marszem nudnym, a jednocześnie tak pięknym – istniała perspektywa ujrzenia tego dawniej najpiękniejszego widoku – zadumy i samotności Doliny Wierchcichej”.[3]

[1] Stefan Zweig, „Nowela szachowa”, tłum. Izabela Czermakowa, Wrocław 2022. W tym przekładzie nazwę miejscowości zmieniono na „Piszczany”.

[2] Adolf Loos, „Ornament i zbrodnia. Eseje wybrane”, tłum. Agnieszka Stępnikowska-Berns, Tarnów, Warszawa 2013.

[3] Jarosław Iwaszkiewicz, „Sława i chwała”, t. 2, Warszawa 1989.

O autorach

Michał Wiśniewski

Historyk architektury, absolwent historii sztuki i architektury. Pracownik Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Międzynarodowego Centrum Kultury. Stypendysta Fulbrighta. Autor wielu publikacji naukowych i popularyzatorskich poświęconych architekturze Krakowa i Polski XIX i XX wieku, między innymi monografii krakowskich architektów Ludwika Wojtyczki, Adolfa Szyszko-Bohusza i Tomasza Mańkowskiego. Członek zarządu Fundacji Instytut Architektury. Współautor wystaw i publikacji tworzonych przez zespół Instytutu Architektury.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020