Odra

Akademia Odrzańska na Viadrinie. W górę i w dół granicznej rzeki

Publikacja: 23 października 2023

NR 50 2023
DO LISTY ARTYKUŁÓW

Odra i tereny położone wzdłuż granicy stały się peryferiami Europy, zachodnim skrajem Polski i wschodnią rubieżą NRD. Dopiero przemiany polityczne przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i traktat graniczny z 1991 roku otworzyły drogę do zmian.

 

Odra jest jedną z najpiękniejszych rzek Europy. Przez stulecia była życiodajnym, bogatym w ryby źródłem, nad którym powstawały osady ludzkie, a także osią Nadodrza i arterią komunikacyjną regionów, przez które przepływa. Dopiero państwa narodowe zaczęły wykorzystywać ją jako narzędzie propagandy. Stała się „bastionem niemieckiego Wschodu”, a później rzeką „odwiecznie polską”, „odzyskaną” przez Polaków. Za zbrodnie nazizmu i brutalny ekspansjonizm w czasie II wojny światowej Niemcy zostali ukarani utratą znacznej części swoich wschodnich terytoriów. Najbardziej dotkliwie odczuła to ludność cywilna, zmuszona do ucieczki lub przymusowo wysiedlona z rodzinnych stron. We wspomnieniach świadków tych wydarzeń Odra jawi się często jako bariera do pokonania, przez prowizoryczne mosty lub łodziami, w pospiechu i lęku przed nadciągającą Armią Czerwoną[1]. Na mocy postanowień poczdamskich po raz pierwszy w historii na tak długim odcinku środkowego i dolnego biegu stała się rzeką graniczną, a pojęcie „granica na Odrze i Nysie Łużyckiej” – synonimem nowego porządku w zimnowojennej Europie. Nad jej brzegami miała miejsce bezprecedensowa wymiana ludności, która była udziałem kilkunastu milionów osób. Odbywało się to w chaosie końca wojny i pierwszych powojennych lat. Stąd określenie „polski Dziki Zachód” w mowie potocznej ówczesnych osadników, które wybrałam na tytuł książki tej tematyce poświęconej. Z pamiętników przybyszów dowiadujemy się, że Nadodrze było dla nich przestrzenią obcą, odległą kulturowo, w której trudno było im się zadomowić[2]. W pierwszych powojennych latach Odra stała się granicą szczelnie zamkniętą. Ta sytuacja zmieniła się nieco po podpisaniu traktatu w Zgorzelcu w 1950 roku. Wymuszona przyjaźń polsko-wschodnioniemiecka i nieufność pomiędzy państwami tak zwanego bloku wschodniego powodowały, że zarówno ruch graniczny, jak i wykorzystanie rzeki do celów transportowych i turystycznych było bardzo ograniczone (wyjątek stanowił narzucony przez Moskwę transport węgla z Górnego Śląska do Szczecina i dalej Bałtykiem do ZSRR).

W konsekwencji Odra i tereny położone wzdłuż granicy stały się peryferiami Europy, zachodnim skrajem Polski i wschodnią rubieżą NRD. Zmieniło się to nieco, choć na krótko, po otwarciu granicy w latach siedemdziesiątych. Dopiero jednak przemiany polityczne przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i traktat graniczny z 1991 roku otworzyły drogę do dalszych zmian. Te następowały jednak powoli. Rok 1997 zwrócił na chwilę uwagę Europejczyków na rzekę w związku z powodzią stulecia. Intensywności nabierały współpraca transgraniczna, wymiana handlowa i budowanie wymiany kulturalnej. Przykładem tej ostatniej może być projekt „Polsko-Niemiecki Statek Literacki” – rejs po Odrze polskich i niemieckich prozaików i poetów, którego owocem było kilka ciekawych utworów literackich poświęconych rzece.

Ważną rolę w tym procesie odegrały dwie nowe instytucje: Europejski Uniwersytet Viadrina we Frankfurcie nad Odrą i Collegium Polonicum (filia Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu) po drugiej stronie rzeki, w Słubicach. Od początku ściśle ze sobą powiązane, stały się miejscem debaty naukowej i intelektualnej, a także źródłem wielu wspólnych projektów dla Lubuskiego i Brandenburgii. Koniec lat dziewięćdziesiątych i początek XXI wieku były dobrym czasem dla relacji polsko-niemieckich. Po wejściu Polski w Unii Europejskiej w 2004 roku rządy obu krajów ustanowiły Rok Polsko-Niemiecki w latach 2005 i 2006, mający na celu zacieśnienie współpracy. Chcąc włączyć się w tę ważną inicjatywę, ceniony niemiecki historyk i znawca Europy Środkowo-Wschodniej, profesor Viadriny Karl Schlögel wystąpił z propozycją projektu badawczego poświęconego krajobrazowi kulturowemu Nadodrza. Argumentował wówczas, że ze względu na sytuację geopolityczną Odra przez długi czas była marginalizowana i jako przestrzeń kulturowa niemalże zniknęła ze świadomości Europejczyków, szczególnie tych z zachodniej części kontynentu. Czas najwyższy – postulował – aby to zmienić, na nowo opowiedzieć jej historię, przypomnieć walory przyrodnicze i kulturowe. Inicjatywa spotkała się z aprobatą i frankfurcka uczelnia otrzymała środki na realizację projektu. Profesor Schlögel zebrał wokół siebie zespół entuzjastów, do którego i ja miałam zaszczyt należeć.

Obchody Roku Polsko-Niemieckiego w roku 2006 zbiegły się z pięćsetleciem powstania uniwersytetu we Frankfurcie nad Odrą (uczelnia ta została przeniesiona do innego nadodrzańskiego miasta, Wrocławia, w 1811 roku i otwarta ponownie dopiero sto osiemdziesiąt lat później). Nazwa „Viadrina” wywodzi się z łaciny i oznacza właśnie „położona nad Odrą”. To uzmysłowiło władzom uczelni, że należy podczas tych obchodów przyznać rzece szczególne miejsce. Naukowy projekt profesora Schlögela został zatem rozszerzony o międzynarodową konferencję, która odbyła się w kwietniu 2006 roku we Frankfurcie nad Odrą, a także o wystawę na temat Odry.

Ekspozycja „Oder Panorama – Panorama Odry. Obrazy z rzeki europejskiej” była sporym przedsięwzięciem, wokół którego udało się zebrać grono cenionych ekspertów. Miała ona dotyczyć całej rzeki, od źródła do ujścia. Powstała wizualna rekonstrukcja Odry z naciskiem na newralgiczne punkty jej biegu oraz miasta nad nią położone. Dużo miejsca poświęciliśmy konsekwencjom wyznaczenia granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, oswajaniu rzeki przez nowych mieszkańców po 1945 roku oraz korzyściom gospodarczym i infrastrukturalnym dla nadodrzańskich miejscowości wynikającym z ich położenia. Po raz pierwszy ekspozycja została pokazana w zabytkowym budynku dawnej ujeżdżalni na terenie kampusu uniwersyteckiego we Frankfurcie nad Odrą, a wernisaż odbył się podczas wspomnianej konferencji. Po pewnym czasie wystawa udała się w podróż wzdłuż Odry i była prezentowana w dolnośląskim Lubinie (jesień 2006), we Wrocławiu (wiosna 2007) i w Nowej Soli (jesień 2007), a następnie w Muzeum Narodowym w Szczecinie w 2009 roku.

Wspomniany projekt naukowy miał tytuł „Odra–Oder. Region nadodrzański w Europie. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość”. Naszym celem było kompleksowe, a tym samym interdyscyplinarne spojrzenie na Odrę. Podjęliśmy próbę zbadania tematu pod wieloma kątami: przyrodniczym i transportowym, regulacji rzeki i związanych z tym konsekwencji, z perspektywy współczesnej i historycznej, z punktu widzenia mieszkańców Nadodrza, tych, którzy się tu osiedlili, i tych, których stąd wysiedlono, z uwzględnieniem zniszczeń wojennych i trudu odbudowy. Wyniki projektu prezentują spojrzenie na rzekę wolne od podziałów narodowościowych i interesów poszczególnych państw, są próbą rekonstrukcji przestrzeni kulturowej Nadodrza w jej wielowarstwowości oraz próbą intelektualnego umiejscowienia Odry na powojennej mapie Europy. Swoje przemyślenia przedstawiliśmy podczas konferencji oraz zebraliśmy w publikacjach pokonferencyjnych w języku niemieckim (2007)[3] i polskim (2008)[4].

 

Akademia Odrzańska

W ostatnim dniu konferencji 30 kwietnia 2006 roku odbył się całodniowy rejs po rzece ze Słubic do Kostrzyna i z powrotem. Była to świetna okazja, aby raz jeszcze podyskutować o Odrze – na Odrze. Większość z nas zgodziła się z wnioskiem, że na początku XXI wieku trudno mówić o istnieniu spójnego obrazu kulturowego Odry w świadomości mieszkańców Nadodrza. Prędzej można powiedzieć, że istnieje ona jako część poszczególnych regionów: Dolnego Śląska, Lubuskiego, Brandenburgii czy Pomorza Zachodniego. I chociaż powódź w 1997 roku wyraźnie pokazała, że regiony położone nad tą rzeką są z nią ściśle powiązane, to do 2006 roku ta świadomość w zasadzie zanikła. Był to okres intensywnego kształtowania tożsamości regionalnych, które postępowało w poszczególnych regionach w różnym tempie. Dolnoślązacy mieli już dość dobrze wykształconą identyfikację z regionem i Odra była niewątpliwie jego ważną częścią. Podobnie w przypadku Górnoślązaków, choć dla nich, ze względu na swój górny bieg i marginalne położenie, nie odgrywała ona aż tak ważnej roli. Inaczej w dolnym, rozłożystym biegu rzeki na Pomorzu Zachodnim. Tu należało zmierzyć się z mitem odwiecznie słowiańskiego Szczecina i silnym zwróceniem się miasta w stronę morza Bałtyckiego. Otwarcie granic ułatwiło żeglugę Odrą i kanałem Odra-Hawela do Berlina i stało się atrakcją dla wielu wodniaków. Ważną rolę odegrało utworzenie Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry po niemieckiej stronie i parku krajobrazowego o tej samej nazwie po stronie polskiej. Rzeka dość szybko trafiła na listę miejsc ważnych dla tożsamości regionu. Po niemieckiej stronie, w Brandenburgii, długo kojarzono tę rzekę z utratą wschodnich terenów i wymuszoną zmianą granic. Od lat dziewięćdziesiątych coraz częściej była jednak postrzegana jako przestrzeń atrakcyjna przyrodniczo i miejsce spotkań z polskimi sąsiadami. Wielką popularność zdobyła nowo powstała trasa rowerowa wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej. Przyciągała cyklistów z całych Niemiec i z innych krajów, co przyczyniło się do rozsławienia rzeki jako atrakcyjnego miejsca do aktywnego wypoczynku. Z żeglugą rzeczną na tym odcinku był jednak duży problem, o czym będzie jeszcze mowa.

W środkowym biegu rzeki, tam, gdzie leżą Frankfurt nad Odrą i Słubice, popularyzowano jednak Nadodrze prawie wyłącznie po niemieckiej stronie. Turystycznie na drugi, wschodni brzeg Odry mało kto się wybierał. Brakowało infrastruktury, do końca 2007 roku na przejściach granicznych wciąż jeszcze trzeba było poddawać się kontroli. Poza tym nie bardzo wiedziano, co ma do zaoferowania ziemia lubuska. Ten region pełen zieleni i lasów mijało się pociągiem lub samochodem w drodze do Poznania czy Warszawy, nie myśląc raczej o tym, czy warto się tam zatrzymać.

W ostatnich dwudziestu latach wiele w tej kwestii się zmieniło. Powstałe w 1998 roku województwo lubuskie miało do wykonania ogromną pracę budowania marki regionu. Budowanie marki rozpoczęto od propagowania tradycji winiarskich w regionie i święta winobrania w Zielonej Górze. Ważnym dla turystyki na Odrze przedsięwzięciem była budowa przystani rzecznych. Działo się to nie tylko w miastach. Z czasem także niektóre wioski położone nad rzeką mogły pochwalić się niewielką przystanią. Tu motorem działań były osoby biorące udział we Flisie Odrzańskim, organizowanym od 1995 roku corocznym spływie Odrą do Szczecina. Ponieważ w tym czasie białej floty prawie zupełnie nie było na lubuskim odcinku Odry, ta cykliczna impreza była dużym wydarzeniem i wiele małych miejscowości nadodrzańskich zabiegało o to, aby i w ich przystani zatrzymał się Flis. W kreowaniu marki regionu i przyciągnięciu turystów mały także swój udział letnie festiwale jak Lubuskie Lato Filmowe w Łagowie czy Muzyka w Raju w Paradyżu. Co ciekawe, wśród części mieszkańców regionu długo nie było zgody na nazwę Lubuskie. Uważano ją za sztuczny twór wymyślony dla celów propagandowych w 1945 roku. To określenie wywodzi się od średniowiecznego biskupstwa, którego siedziba, Lubusz (Lebus), do XVI wieku znajdowała się na zachodnim, niemieckim brzegu Odry[5]. Proponowano nazwy alternatywne, takie jak Środkowe Nadodrze. Hydrolodzy zastrzegali jednak, że środkowy bieg rzeki rozpoczyna się na Dolnym Śląsku w Brzegu Dolnym. Był to więc czas intensywnych debat i odkrywania na nowo regionu i jego dziedzictwa kulturowego. Ta kwestia zajmowała nas także podczas realizacji projektu odrzańskiego i przyczyniła się do powstania idei Akademii Odrzańskiej.

Będąc pod wrażeniem pierwszego rejsu podczas konferencji odrzańskiej i zachęcana przez profesora Schlögela, wiosną 2007 roku zorganizowałam pierwszą Akademię Odrzańską. Była to kilkudniowa podróż statkiem po Odrze, podczas której zatrzymywaliśmy się w różnych miejscach Środkowego Nadodrza, najczęściej w miastach, aby spotkać się z ich mieszkańcami i porozmawiać o regionie, wspólnej historii, zadaniach na przyszłość. Uczestnikami Akademii byli polscy i niemieccy studenci, a także eksperci i lokalni aktywiści, których zapraszałam do udziału.

Zanim jednak do tego doszło, należało stawić czoła licznym wyzwaniom. Pierwszy rejs w 2006 roku odbył się jedynie po polskiej stronie. Zatrzymywanie się po obu stronach granicznej rzeki wymagało natomiast uzyskania specjalnych pozwoleń – Odra leżała co prawda w Unii Europejskiej, ale Polska nie była wówczas jeszcze w strefie Schengen. Na kilka miesięcy przed planowaną Akademią zaczęłam się więc o nie starać w Warszawie i w Berlinie. Potem musieliśmy ustalić, w którym miejscu, dniu i o której godzinie straż graniczna ma na nas czekać, aby przeprowadzić kontrolę. Projekt był pionierski i spotkał się z dużą sympatią urzędników, jednak formalności do załatwienia było mnóstwo. Opisuję te okoliczności, aby podkreślić, jak fundamentalna zmiana dokonała się rok później. Podczas kolejnej Akademii Odrzańskiej, wiosną 2008 roku, kiedy Polska weszła do strefy Schengen, nie mieliśmy już tego problemu. Mogliśmy swobodnie poruszać się po rzece.

W tym czasie po granicznej Odrze nie pływały praktycznie żadne statki pasażerskie. Związane to było ze wspomnianymi kontrolami oraz bardzo niestabilnym stanem wody na tym odcinku – podczas suszy opadał on tak bardzo, że żegluga białą flotą stawała się niemożliwa. Aby zorganizować rejs w 2006 roku, ściągnęliśmy z Gorzowa nad Wartą zupełnie wyjątkową jednostkę. Był to lodołamacz Kuna przerobiony na statek wycieczkowy. Jego właściciel i kapitan Jerzy Hopfer twierdził nawet, że to najstarszy czynny lodołamacz na świecie. Zbudowany w Gdańsku w 1884 roku, pływał najpierw pod banderą prusko-niemiecką, potem angielską, a wreszcie – pod polską. W połowie lat dziewięćdziesiątych nie było środków na jego remont, więc statek miał trafić na złom. Jerzy Hopfer, który właśnie przeszedł na emeryturę, postanowił go kupić i po wielu latach żmudnej pracy udało mu się ponownie wypłynąć Kuną na rzekę. Rejs Wartą z Gorzowa, a następnie Odrą w górę jej biegu, do Słubic, zajmował cały dzień i wiązał się z dodatkowymi kosztami. Nie było jednak wyboru. Poza tym kapitan Hopfer nie tylko doposażył statek dla naszej wygody, ale także okazał się kopalnią wiedzy o rzece i wspaniałym gawędziarzem. Kuna stała się okrętem flagowym Akademii Odrzańskiej. Warto dodać, że była to niewielka jednostka, na której mogło się zmieścić maksymalnie czterdzieści osób. Najczęściej siedzieliśmy na zewnątrz, gdyż w jedynym pod pokładem pomieszczeniu – kajucie kapitańskiej –  ledwo się mieściliśmy.

W 2007 roku Akademia Odrzańska rozpoczęła się w Eisenhüttenstadt i płynęliśmy do Szczecina. W 2008 roku wystartowaliśmy w Głogowie z metą we Frankfurcie nad Odrą. Obie Akademie zorganizowałam ze współpracy z wykładowcami i studentami Uniwersytetu Europejskiego Viadrina i Politechniki Wrocławskiej. Z kolei Akademia Odrzańska w 2009 roku po raz kolejny zawitała do Szczecina, gdzie po naszym przybyciu do miasta otwarto w Muzeum Narodowym wystawę „Oder-Panorama | Panorama Odry”.

Gościliśmy między innymi Uwego Radę, niemieckiego dziennikarza i pisarza. W tym czasie pracował właśnie nad książką o historii i dziedzictwie kulturowym Odry oraz życiu ludzi nad rzeką[6]. Jeden z rozdziałów jest poświęcony uczelniom nadodrzańskim, a także Akademii Odrzańskiej jako szczególnej inicjatywie na rzecz budowania mentalnych mostów przez Odrę i zbliżania ludzi po obu stronach granicy. W ten sposób Akademia Odrzańska przeszła do historii, a jej organizatorzy stali się pionierami wodnej turystyki na pograniczu polsko-niemieckim.

Od tego czasu na Odrze i w Środkowym Nadodrzu wiele się zmieniło. Lubuskie przyciąga swoją przyrodą, historią, zabytkami, wydarzeniami kulturalnymi i trasami rowerowymi. Zaczęto także dostrzegać turystyczny potencjał samej rzeki. Osiem polskich i niemieckich nadodrzańskich gmin wspólnie postarało się o pozyskanie środków i zbudowało dwa statki pasażerskie, przystosowane do trudnych warunków żeglugi. Od 2014 roku można dzięki temu skorzystać z wycieczki statkiem po środkowym odcinku rzeki. Marginalizowanie Odry i to, że jako przestrzeń kulturowa niemalże zniknęła ze świadomości Europejczyków, odeszło do historii.

 

 

 

[1] Vide Beata Halicka, The Oder-Neisse Line as a Place of Remembrance for Germans and Poles, „Journal of Contemporary History” 2014, vol. 49 (1), s. 75–91.

[2] Vide Mój dom nad Odrą. Pamiętniki osadników Ziem Zachodnich po 1945 roku, red. B. Halicka, Universitas, Kraków 2016; B. Halicka, „Polski Dziki Zachód”. Przymusowe migracje i kulturowe oswajanie Nadodrza 1945–48, Universitas, Kraków 2015.

[3] Zob. Oder–Odra. Blicke auf einen europäischen Strom, Hrsg. K. Schlögel, B. Halicka, Peter Lang Verlag, Frankfurt am Main 2007.

[4] Zob. Odra–Oder. Panorama europejskiej rzeki, red. K. Schlögel, B. Halicka, Wydawnictwo Instytutowe, Skórzyn 2008.

[5] B. Halicka, Od biskupstwa do województwa. Spacer ulicami Lubusza [Lebus] w poszukiwaniu korzeni ziemi lubuskiej, w: Lubuski palimpsest. W kręgu kultury i literatury polsko-niemieckiego pogranicza, red. Marta J. Bąkiewicz, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra 2017, s. 27–42.

[6] Uwe Rada, Odra. Życiorys pewnej rzeki, Kolegium Europy Wschodniej, Wrocław-Wojnowice 2015.

O autorach

Beata Halicka

Kulturoznawczymi, profesorka Uniwersytetu im Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 2013 roku pracuje w Polsko-Niemieckim Instytucie Badawczym przy Collegium Polonicum w Słubicach. Jej zainteresowania naukowe to: problemy nacjonalizmu i przymusowych migracji w Europie, stosunki polsko-niemieckie, kwestie tożsamości w regionach przygranicznych, a także kultura i polityka pamięci. Za książkę pt. „Polski Dziki Zachód. Przymusowe migracje i kulturowe oswajanie Nadodrza 1945-48” otrzymała Nagrodę Identitias 2016 w kategorii najlepsza książka historyczna roku.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020