Mężczyzna za sterem.

Odra

Odra już nie meandruje

Publikacja: 6 października 2023

NR 50 2023

TAGI DO ARTYKUŁU

DO LISTY ARTYKUŁÓW

Podczas spływu Odrą usłyszeliśmy, że w świadomości lokalnej historia tego regionu zaczyna się po 1945 roku. Odbudowanie tożsamości jest bardzo ważne, powinno zmienić podejście mieszkańców do tych obszarów, powinno pozwolić im utożsamiać się z rzeką. 

Joanna Wiśniowska: Jak skraca się rzekę o blisko 200 kilometrów?

Andrzej Woźnica: Właściwie to o jakieś 160 kilometrów, bo niegdyś Odra miała tysiąc, teraz ma ponad 850 kilometrów. Jak to się robi? Pierwotnie rzeka meandruje, obcina się więc zakola i łączy proste fragmenty.

J.W.: Nawet te sto sześćdziesiąt kilometrów robi wrażenie.

A.W.: Tak, zresztą trudno zmierzyć, o ile dokładnie skrócono Odrę, podane liczby to szacunki, bo trwało to około dwustu lat.

J.W.: Po co skraca się rzekę?

A.W.: Żeby przyśpieszyć transport do morza. Odra od bardzo dawnych czasów jest rzeką żeglowną, kanałem transportowym. Ale do tego nie wystarczy obcięcie zakoli, trzeba jeszcze wyrównać płycizny i głębsze miejsca. Wówczas rzeka staje się bardziej użytkowa.

J.W.: Skrojona na ludzką miarę?

A.W.: Tak, bardziej podporządkowana człowiekowi.

J.W.: Jak wygląda zdrowa rzeka, a nie kanał z wodą służący do transportu?

A.W.: Rzeka porusza się, a więc meandruje. Dobrze to widać, gdy spojrzymy na ortofotomapy, gdzie wyraźnie można dostrzec ślady przemieszczania się rzek. To między innymi starorzecza, pozostałości po dawnych korytach. W Polsce jest coraz mniej meandrujących rzek. Mówi się o Wiśle, że jest ostatnią dziką rzeką Europy, ale ona w dużej mierze również jest skanalizowana, w jej brzegi wkomponowane są ostrogi, urządzenia hydrotechniczne utrudniające meandrowanie.

J.W.: Po co to meandrowanie, co ono zmienia?

A.W.: Wynika z dynamiki rzeki, nurt powoduje, że z jednej strony rzeka wymywa brzegi, z drugiej strony nanosi piaski i iły, tworząc nowy brzeg.

J.W.: Jaką funkcję rzeki pełnią w naturze?

A.W.: Ich głównym celem jest odprowadzanie wód opadowych do morza. Możemy także powiedzieć, że świadczą dla człowieka „usługi ekosystemowe”, czyli wnoszą swój wkład w szeroko pojęty dobrobyt: choćby przez dostarczanie wody do picia i nawadniania pól, tworzenie środowiska życia dla ryb, wpływ na rozwój roślinności. Bez wody nie ma życia. A rzeki to jej magazyny.

Spójrzmy również historycznie – woda była podstawowym czynnikiem rozwoju cywilizacji. Tam, gdzie były jeziora czy rzeki, osiedlali się ludzie. Inaczej niż w jeziorach, woda w rzekach ciągle ulegała wymianie i jej zasoby były wciąż uzupełniane. Nad rzekami pojawiały się więc miasta – nad Wisłą Kraków, Sandomierz, nad Wartą Poznań, nad Odrą Opole, Wrocław, Głogów.

J.W.: Jak ważna była Odra dla rozwoju krainy, przez którą płynie?

A.W.: Bez Odry nie byłoby Śląska. Racibórz, Brzeg, Opole, Wrocław czy Głogów to tylko niektóre z ważnych miast ulokowanych nad tą rzeką. O tym, jak historycznie ważna była ona dla mieszkańców, świadczą stanowione przez biskupów wrocławskich w Nysie pierwsze prawa ochrony wód, które miały zapobiegać zanieczyszczeniu Odry.

J.W.: Decyzja o podporządkowaniu Odry człowiekowi to czas rewolucji przemysłowej?

A.W.: Niewątpliwie jej historia związana jest z uprzemysłowieniem Śląska. Jednak już od średniowiecza wymiana handlowa pomiędzy miastami odrzańskimi sprzyjała wykorzystywaniu rzeki jako arterii komunikacyjnej. Intensywność tej wymiany znacząco wzrosła wraz z rozwojem przemysłu na początku XIX wieku.

J.W.: Odra jest jednolita czy da się ją podzielić?

A.W.: Możemy ją podzielić na cztery odcinki. Pierwszy to górna Odra, ma górski charakter. Zaczyna się od źródeł w Sudetach Wschodnich po czeskiej stronie i płynie około sto kilometrów – przekracza polską granicę w Chałupkach i dopływa do Kędzierzyna‑Koźla. Na tym odcinku znajduje się zbiornik przeciwpowodziowy w Raciborzu.

Następny odcinek to Odra skanalizowana, dwieście kilometrów poprzecinane dwudziestoma pięcioma jazami i śluzami. Ta część ciągnie się od Kędzierzyna‑Koźla do Malczyc. Przepływa między innymi przez Opole, Brzeg, Wrocław. Przemieszczając się nią, płyniemy właściwie kaskadą jezior zaporowych, które możemy pokonywać dzięki śluzom. Płynąc w dół rzeki, obniżamy poziom płynięcia na każdej śluzie. Pierwsza taka śluza na szlaku Odry żeglownej powstała na początku XIX wieku w Kędzierzynie‑Koźlu, a ostatnia – kilka lat temu w Malczycach.

Za Malczycami zaczyna się Odra swobodnie płynąca – to z punktu widzenia przyrodniczego piękny odcinek rzeki, polecam spływ kajakowy tym odcinkiem. Żyją tu liczne ptaki drapieżne, w tym bieliki i kanie rude żywiące się rybami. Na tym odcinku pojawia się wiele ostróg. To już konstrukcje zbudowane przez człowieka. Zwężają rzekę, przez co nurt płynie środkiem, zamiast meandrować.

Ze względu na skrócenie Odry częściej dochodzi na niej do powodzi. W korycie mieści się mniej wody, wały przeciwpowodziowe uniemożliwiają naturalną redukcję fali powodziowej. Tu warto wspomnieć, że często mylimy wezbranie i powódź. To pierwsze to naturalne podwyższenie stanu wody w rzece wynikające z pojawienia się w zlewni zwiększonej ilości wody, na przykład w wyniku opadów. Natomiast powódź to wezbranie powodujące straty materialne. Ponieważ budowaliśmy domy i obiekty gospodarcze na terenach zalewowych rzeki, teraz trzeba je było chronić przez budowę wałów. W ten sposób spowodowaliśmy, że każde duże wezbranie może stanowić zagrożenie dla takich terenów.

J.W.: Jaki jest kolejny odcinek?

A.W.: Kolejny odcinek to Odra przygraniczna, tu trzymają ją w ryzach ostrogi. Ten fragment również zasługuje, żeby go ożywić turystycznie. Zaczyna się u ujścia Nysy Łużyckiej, na końcu wpada do jeziora Dąbie i Zalewu Szczecińskiego. To przygraniczny odcinek, niewiele tu dużych miast, po polskiej stronie są Słubice i Kostrzyn, a po niemieckiej Schwedt i Frankfurt nad Odrą.

J.W.: Przepłynął pan całą Odrę. Coś pana zaskoczyło?

A.W.: Tak, to bardzo urokliwa rzeka – bogata przyrodniczo. Tylu bielików czy kani rudych nigdy nie widziałem.

J.W.: I to mimo ingerencji człowieka w jej bieg?

A.W.: Rzeka sobie radzi, to kwestia czasu. Można to też zaobserwować na Wiśle – choć była kiedyś skanalizowana, to obecnie przyroda powoli zagospodarowuje starą infrastrukturę hydrotechniczną. Wisła staje się bardziej dzika.

J.W.: Każda decyzja o regulacji rzeki ma wpływ na dalsze wydarzenia na niej?

A.W.: Tak, jednak jako ludzie mądrzy powinniśmy przewidywać skutki swoich decyzji i podejmować takie decyzje, które nie zagrożą środowisku rzeki.

J.W.: Czy zmiany klimatu wpływają na ilość wody w rzece?

A.W.: Na pewno tak. Płynęliśmy Odrą w lipcu, głębokość tranzytowa (najmniejsza na szlaku żeglownym w określonym czasie) odcinka Odry za Malczycami to dziewięć centymetrów. Udało nam się przepłynąć. Ale trzeba przyznać, że ten rok był wyjątkowy. Poziom wód Odry zbliżył się do najniższego odnotowanego poziomu z lat pięćdziesiątych.

J.W.: Uwaga Polek i Polaków jest jednak zwrócona raczej w stronę Wisły. Jesteśmy bardziej wiślanym niż odrzanym krajem?

A.W.: Po pierwsze Odra jest mniejsza od Wisły, to dwie różne rzeki. Po drugie mają odmienny charakter zlewni.

J.W.: Może to również kwestia tego, że Odra płynie wzdłuż niemieckiej granicy, a nie, jak Wisła, przez środek państwa.

A.W.: Podczas naszego spływu badawczego Odrą usłyszeliśmy opinię jednego z mieszkańców, że w świadomości lokalnej historia tego regionu zaczyna się po 1945 roku. Bardzo mnie to zaskoczyło. To jakby powiedzieć, że ten region nie ma tożsamości historycznej. Odbudowanie tej tożsamości jest bardzo ważne, powinno zmienić podejście mieszkańców do tych obszarów, powinno pozwolić im utożsamiać się z rzeką.

J.W.: Wspomniał pan, że przepłynął całą Odrę. Czym jest projekt „Czysta Odra? Why Not”, w którym wziął pan wtedy udział?

A.W.: W lipcu 2021 roku Śląskie Centrum Wody wraz z Fundacją Why Not zrealizowało projekt „Czysta Wisła? Why Not”. Jego celem było badanie wód Wisły i jednocześnie promowanie zachowań proekologicznych. W 2022 roku przeprowadziliśmy badanie porównawcze Odry. Spływ odbywał się w drugiej połowie lipca 2022 roku. Wbrew pozorom to nie były wakacje. Co kilometr robiliśmy pomiary, co kilkadziesiąt kilometrów pobieraliśmy próbki. To pozwoliło nam zebrać bogaty zasób informacji, które pozwalają nam zrozumieć tę rzekę.

J.W.: Co na przykład?

A.W.: Już przy okazji badania Wisły zaskoczyło nas, że – wbrew temu, co mówią wszyscy – tylko dziesięć procent soli, która spływała Wisłą do Bałtyku, pochodziła ze Śląska, reszta to zrzuty z dużych miast. Podczas projektu „Czysta Odra? Why Not” mogliśmy zobaczyć, jak na rzekę oddziałują jej dopływy. To niesamowite, bo powierzchnia zlewni Warty to sześćdziesiąt procent powierzchni zlewni Odry, połowę objętości wód Odry poniżej ujścia Warty stanowią wody Warty.

J.W.: „Odra to historia dwustu lat zanieczyszczania wód” – komentował pan po spływie.

A.W.: Powtarza się, że „ktoś zanieczyścił Odrę”, tymczasem robimy to już od dwóch stuleci, a nawet od średniowiecza, gdy zaczęto wrzucać nieczystości do rzeki. W pewnym momencie przekroczyliśmy jednak poziom zanieczyszczeń, z którym rzeka jest w stanie sobie poradzić, usunąć zanieczyszczenia ze swoich wód. W przypadku Odry to co najmniej dwieście lat zanieczyszczania ściekami przemysłowymi i bytowymi wód wynika z intensywnej industrializacji na Śląsku, ale też w Zagłębiu Miedziowym.

J.W.: A co świadczy o złym stanie rzeki?

A.W.: Na przykład mała bioróżnorodność: uboga różnorodność gatunkowa, do tego pojawiają się, a często dominują, gatunki obce. Widać to w górnym biegu i Odry, i Wisły. Pojawia się tam na przykład rdestowiec japoński, który wypiera inne gatunki roślin i porasta całkowicie długie odcinki brzegu rzeki. Ale o złym stanie świadczy także zapach wody, będący skutkiem zanieczyszczenia ściekami bytowymi. W trakcie spływu Wisłą Kraków był wyczuwalny mniej więcej do ujścia Dunajca. W trakcie spływu Odrą Wrocław można było wyczuć do Malczyc. To konsekwencje silnej urbanizacji zlewni tych rzek. Przemysł można skontrolować, gorzej ze zrzutami komunalnymi.

Chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz – cały czas próbujemy przypisać winę za zanieczyszczenie rzeki innym i nie widzimy własnej roli w tym procederze. Podobnie było z powietrzem. Myśleliśmy długo, że to przemysł, a tu już w latach osiemdziesiątych XX wieku zespół profesora Mieczysława Chorążego z Zakładu Biologii Nowotworów Narodowego Instytutu Onkologii zwrócił uwagę, że te zagrożenia wynikają z niskiej emisji pyłów i gazów pochodzących z kominów domów mieszkalnych. Czterdzieści lat minęło, zanim zaczęliśmy traktować poważnie naukowe doniesienia. Tymczasem wciąż nie dostrzegamy naszej roli w zanieczyszczaniu środowiska wodnego biogenami, plastikami, farmaceutykami, używkami… Czasami nawet niewielkie stężenia substancji chemicznych – na przykład hormonów – mogą znacząco wpływać na życie organizmów w ekosystemach wodnych.

J.W.: Czy to dla nas wstyd, że w klasyfikacji inspekcji ochrony środowiska wody Odry są uznawane za pozaklasowe, czyli nieodpowiadające normom czystości?

A.W.: A które wody w Polsce są pierwszej czy drugiej klasy? Nie jest co prawda tak źle, jak przed rokiem 1989, ale wiele lat zaniedbań i niezwracania uwagi na problemy ekologiczne rzek powodują, że są one w złym stanie.

J.W.: Jak się pan czuł jako jeden z ostatnich, którzy przebyli Odrę przed katastrofą?

A.W.: Nie widzieliśmy żadnych sygnałów, że nadchodzi katastrofa. Kończyliśmy rejs, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o martwych rybach. Należy też wziąć pod uwagę, że niekiedy katastrofy są wpisane w historię ekosystemu.

J.W.: Co ma pan na myśli?

A.W.: Czasami katastrofy, nawet o wielkim zasięgu, pojawiają się z przyczyn naturalnych, chociażby wielkie wymieranie gadów. To wydarzenie, które wpłynęło na historię planety. Powódź i susza to także często zjawiska naturalne, z którymi ekosystem musi sobie jakoś poradzić. Jednak wydarzenie z zeszłego roku na Odrze – pomimo tego, że wynikało z rozwoju organizmów żywych w wodach i można by sądzić, że miało charakter naturalny – miało jednak podłoże antropogeniczne, to człowiek je wygenerował poprzez chroniczną presję na środowisko wodne.

J.W.: Co pan czuł – jako obywatel, nie naukowiec – widząc martwe ryby, obumierającą rzekę?

A.W.: Frustrację. Przecież kilka dni obserwowałem bardzo dobry ekosystem. Jednak emocji obywatela nie da się oddzielić od emocji naukowca. Musieliśmy zastanowić się nad tym, co tam się rzeczywiście stało. Jako jedni z pierwszych mówiliśmy, że ta katastrofa może mieć podłoże naturalne, mając na myśli proces biologiczny wywołany antropopresją.

J.W.: Czyli kwestią nie było to, czy dojdzie do katastrofy, ale to, kiedy ona nastąpi?

A.W.: Nie mieliśmy żadnych informacji, że złote algi (Prymnesium parvum) występują w polskich rzekach. O ich obecności pisało się już w latach trzydziestych XX wieku, ale dotyczyło to Zatoki Gdańskiej, gdzie ten glon zaobserwowano. U nas nie monitorowano obecności złotych alg w wodach śródlądowych, mimo że zaobserwowano je w wielu krajach w Europie.

Prymnesium parvum to nie jest wyłącznie polski problem. Od ponad stu lat trwa walka z tymi organizmami na całym świecie. A nasza katastrofa nie jest największą spowodowaną przez te glony. Najbardziej dała się we znaki w Norwegii w latach osiemdziesiątych, gdy w jednym z fiordów zginęło siedemset osiemdziesiąt ton ryb. Wydaje mi się, że jesteśmy coraz bliżej wiedzy na temat przyczyn tego zjawiska, co pozwoli je zrozumieć i zwalczyć. Może to się okazać prostsze, niż sądzimy.

J.W.: Polska będzie wydawać miliardy na kolejne regulacje rzek, a Niemcy, Francuzi czy Holendrzy idą w drugą stronę, przywracają rzekom przestrzeń.

A.W.: Trzeba jasno powiedzieć, że takie podejście jest niezwykle trudne do realizacji. Pojawiają się pomysły rozbetonowania rzek, powrotu do meandrowania. Wymaga to jednak niezwykłej uwagi, czasami takie działania mogą być niebezpieczne dla istniejących ekosystemów. Wiele urządzeń hydrotechnicznych na Odrze umożliwia od wieków funkcjonowanie ekosystemom wodnym Wrocławia, Opola, Brzegu czy innych nadodrzańskich miast. Przez nierozważne działania możemy te ekosystemy bezpowrotnie utracić, pozbawiając miasta tak ważnych w dobie zmian klimatu naturalnych mechanizmów chroniących przed skutkami takich zmian. Na Górnym Śląsku była antropogeniczna rzeka Sztoła, której koryto zasilały słodkie wody wypompowywane z kopalni. Obecnie już nie istnieje. Decyzja o zaprzestaniu pompowania wód spowodowała, że ten ekosystem zniknął.

J.W.: Jak się panu profesorowi podoba pomysł, żeby Odra miała osobowość prawną?

A.W.: To bardziej idea prawna, mnie jako przyrodnikowi trudno się do tego odnieść.

J.W.: Czy po katastrofie przyszedł czas, żeby przemyśleć naszą relację z rzeką i to, jak do tej pory ją traktowaliśmy?

A.W.: Jest takie porzekadło: mądry człowiek uczy się na własnych błędach, a mędrzec na cudzych. Niestety, zbyt rzadko uczymy się na błędach innych. Wszystko trzeba robić rozważnie, na podstawie dogłębnych analiz i badań naukowych.

J.W.: Co ma pan na myśli?

A.W.: Na ochronę środowiska trzeba patrzeć przyczynowo‑skutkowo, usuwając przyczyny problemów, a nie wyłącznie skutki. Potrzebne jest holistyczne spojrzenie na przyrodę i jej funkcjonowanie. Na przykład zamiast zarybiać rzeki i zbiorniki wodne, warto odtworzyć bazę pokarmową ryb, by ich populacje mogły samodzielnie się rozwijać. Zamiast „naprawiać” przyrodę, starajmy się jej pomóc, stwarzając dogodne warunki do rozwoju. Przyroda sobie poradzi.

O autorach

Andrzej Woźnica

Profesor Uniwersytetu Śląskiego, dyrektor Śląskiego Centrum Wody. Specjalista w dziedzinie biochemii i ochrony środowiska. Zajmuje się biotechnologią środowiska, biodetekcją oraz problemami zarządzania środowiskiem zbiorników wodnych. Autor licznych artykułów naukowych i popularnonaukowych.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020