Rzeczywistość bałkańska budzi niepokój, ponieważ to, co się tam stało, mogło się wydarzyć w wielu innych zakątkach Europy: wszyscy o tym wiemy, ale nie chcemy tego przyznać. Dlatego uspokaja nas często powtarzana teza, że sytuacja na półwyspie jest wyjątkowa, a tym samym niezrozumiała dla obcych, ponieważ narody bałkańskie to swoiści barbarzyńcy trawieni odwieczną wzajemną nienawiścią, która tłumaczy ich krwawe wojny. Tego rodzaju argumenty są jednak z gruntu fałszywe.

W eseju Gothic woods Mitja Čander[1], redaktor elitarnego zbioru literackiego Beletriny, wyznał publicznie, że jest prawie niewidomy. Chciałabym wykorzystać jego osobistą „walkę z przestrzenią” jako punkt wyjścia do szerszej refleksji o naszym miejscu w świecie.

Čander musi się nauczyć, gdzie są przeszkody – jak przejść przez ulicę, jak znaleźć drogę w labiryncie terminalu lotniska – ale najważniejszy dla niego wniosek brzmi, że po prostu nie byłby w stanie przetrwać bez zaufania do innych.

Osoba niewidoma zwyczajnie nie przeżyje bez zaufania. Čander musi wierzyć, że taksówkarz czy kasjer sklepowy wyda mu tyle reszty, ile mu się należy, i że zawsze znajdzie się ktoś, kto wskaże mu właściwe drzwi w urzędzie. Przypadek Mitji Čandera jest nietypowy ze względu na jego stosunek do obcych ludzi: jako prawie niewidomy musi ufać innym, aby przeżyć.

Przypadek ten ilustruje najważniejszy warunek zwalczenia zakorzenionych stereotypów, które przeszkadzają nam w zrozumieniu bliźnich i w stosunkach z nimi: musimy zwalczyć strach przed zaufaniem komuś.

France Prešeren, dziewiętnastowieczny słoweński poeta narodowy, napisał jeden z najbardziej znanych wersetów w dziejach słoweńskiej poezji: „za granicą jest bliźni, nie diabeł”. Wiersz, z którego pochodzi ten cytat, zatytułowany Toast, jest dzisiaj hymnem narodowym mojego kraju. W Europie wciąż jednak występuje dosyć paranoiczny pogląd na bliźnich. Nie udało nam się zrealizować zalecenia romantycznego poety Prešerena i przekształcić naszego stosunku do bliźnich ze strachu w miłość. Od wieków stosunki między narodami Europy opierają się na podejrzliwości wobec każdego, kto przychodzi z zewnątrz, tak jakby zamierzał nam odebrać nasze cenne dobra i tożsamość. Przywykliśmy myśleć o naszej tożsamości jako nieustannie zagrożonej. Musimy jej bronić, musimy ją chronić, musimy pielęgnować jej autentyczność. Słoweński filozof Slavoj Žižek, któremu udało się dotrzeć ze swoją tezą do publiczności międzynarodowej, mówi, że dzięki strachowi wobec innych czujemy się lepsi, niż naprawdę jesteśmy: jeśli ktoś usiłuje odebrać nam naszą tożsamość, to wydaje nam się ona jeszcze cenniejsza.

Žižek ma słuszność. Ta paranoiczna wizja nadal kwitnie w procesie budowy symboli Unii Europejskiej. Rozpowszechnione jest myślenie o Europie jak o uprzywilejowanej wyspie, na którą mogą wstąpić tylko ludzie z odpowiednimi zasługami. Czucie się Europejczykiem i pragnienie bycia Europejczykiem nie jest wystarczającym warunkiem, aby nim zostać. Europejczykiem może być tylko ktoś, kto na to „zasługuje”.

Presja północnoafrykańskich imigrantów, którzy chcą zrealizować swoje europejskie marzenie, zderza się z działaniami rządów europejskich, które zwiększają nieprzenikalność granic. Im bardziej chronione są granice, tym łatwiej o zatonięcie łodzi, które tłoczą się w Cieśninie Gibraltarskiej lub płyną w stronę Lampedusy. Na plażach co jakiś czas pojawiają się ciała topielców. A kiedy część tych młodych ludzi nareszcie dotrze do Hiszpanii, Francji czy Włoch, z przykrością odkrywa, że jej nowe życie ma niewiele wspólnego z marzeniami, które snuła na drugim brzegu Morza Śródziemnego.

Sytuacja może wydawać się znajoma ludziom dostatecznie wiekowym, aby pamiętali świat sprzed upadku muru berlińskiego. Zachodnia Europa również wyglądała jak mityczny raj – ale w większości przypadków przyniosła rozczarowanie.

Drago Jančar, inny twórca słoweński, napisał swoją powieść Katarina, paw i jezuita[2] na krótko przed wstąpieniem Słowenii do UE. Opowiedział w niej o pielgrzymce słoweńskich chłopów, którzy wybrali się do Kolonii, aby adorować złoty kufer w tamtejszej katedrze. Przyjrzyjmy się ironii Jančara. Złoty kufer w Kolonii to wyimaginowane centrum świata, którego nie ma i do którego nie można dotrzeć. Centrum Europy nie istnieje. Dojrzałość postaci z powieści Jančara nie jest pochodną tego, że znalazły skarb, lecz tego, że odbyły uciążliwą podróż i zdały egzamin z przekroczenia Alp, potężnych gór, które oddzielają ich kraj od sąsiadów.

Gdyby ktoś mnie zapytał, czym jest dzisiaj Europa Środkowa, najchętniej odpowiedziałabym, że długą wędrówką donikąd, ponieważ oznacza nauczenie się tego, jak żyć bez potrzeby ucieczki, jak budować relacje oparte na zaufaniu – jest to trudne poszukiwanie trwałych więzi i unikanie sytuacji, które mogą je narazić na szwank lub nawet je zepsuć.

Półwysep Bałkański wciąż jawi się naszej świadomości jako labirynt uprzedzeń i problemów. Wojna w latach dziewięćdziesiątych stworzyła istny węzeł gordyjski i przyszedł czas, aby spróbować go rozplątać. Trzeba nie tylko dobrze znać fakty historyczne, ale również znać i rozumieć powody, dla których tak wiele aspektów tych wojen było odbiciem dyskursów ideologicznych na Bałkanach i generalnie w Europie.

Rzeczywistość bałkańska budzi niepokój, ponieważ to, co się tam stało, mogło się wydarzyć w wielu innych zakątkach Europy: wszyscy o tym wiemy, ale nie chcemy tego przyznać. Dlatego uspokaja nas często powtarzana teza, że sytuacja na półwyspie jest wyjątkowa, a tym samym niezrozumiała dla obcych, ponieważ narody bałkańskie to swoiści barbarzyńcy trawieni odwieczną wzajemną nienawiścią, która tłumaczy ich krwawe wojny. Tego rodzaju argumenty są jednak z gruntu fałszywe. Za wojnami jugosłowiańskimi w latach dziewięćdziesiątych kryją się bardzo europejskie zjawiska.

Industrializacja przyniosła marzenie o społeczeństwie homogenicznym. Ernst Gellner[3] postawił tezę, że rozwinięte społeczeństwa muszą być homogeniczne. Dalszego postępu można oczekiwać tylko przy większym rynku złożonym z jednakowych obywateli. Motto powinno zatem brzmieć „ujednolicenie dla postępu”.

Problem polega jednak na tym, że Jugosłowianie, zwłaszcza Serbowie, a także Chorwaci, potraktowali to motto zbyt dosłownie i próbowali usunąć dzielące ich różnice ze wszystkich sił i z użyciem skrajnej przemocy: najpierw wydali walkę sąsiadom, a potem usiłowali wykorzenić i zniszczyć różnice wśród swoich. Żadna opozycja nie mogła być tolerowana[4]. Obowiązywał uproszczony obraz rzeczywistości: „nasze” jest dobre, „ich” jest złe. Z taką mentalnością nieustannej konfrontacji nie sposób zbudować żadnej wspólnej przyszłości. Kiedy jakąś wspólnotą zawładnie paranoja, skutki są skrajnie destrukcyjne.

Jugosławia Tity była nieprzerwaną celebracją „Zwycięstwa”. Przywódcy bez ustanku przypominali, że wygraliśmy i że los się do nas uśmiechnął, ponieważ żyjemy w wolnym, dostatnim i szczęśliwym kraju, któremu pisane jest „braterstwo i jedność”.

Retoryka zwycięstwa miała jednak katastrofalne konsekwencje. Wszystko, co wiązało się z przeszłością, można było wykorzystać powierzchownie, bez żadnej refleksji nad rzeczywistą sekwencją przyczyn i skutków. Przeszłość służyła wyłącznie do ukazywania pochodzenia zwycięzców. Wszystko, co kłóciło się z tą narracją, musiało zostać zapomniane, zepchnięte na bok, ukryte i zakazane[5]. Nie mogło istnieć nic, co choćby potencjalnie zagrażało status quo. Postaci, fakty i symbole historyczne można wyrwać z kontekstu i przekształcić w legendy i mity. Komunizm próbował przepisać historię, żeby wszystkie dostrzegalne przyczyny i skutki prowadziły do nieuniknionego zwycięstwa rewolucji, a nacjonalizm jugosłowiański z lat dziewięćdziesiątych wykorzystywał ten sam mechanizm, ale zmienił bohaterów: tylko to, co nasze, ma prawo istnieć, wszystko inne z przeszłości należy zniszczyć. Dosłownie zniszczyć![6] Co kryło się za straszną furią, która starła z mapy Vukovar albo kazała przez wiele miesięcy bezlitośnie oblegać, bombardować i ostrzeliwać Sarajewo, jak nie pragnienie destrukcji? Jaki był sens bombardowania starego miasta w Dubrowniku albo burzenia mostu osmańskiego w Mostarze? Jaki cel, jeśli nie zniszczenie pamięci, mógł przyświecać celowej destrukcji tych miast?

Żołnierze ci walczyli przeciwko kulturze. Kultura zawsze jest hybrydą, mieszanką wpływów, tradycji i nowości. Kultury nie można zbudować na czystości krwi: to po prostu niemożliwe.

Oglądając stary obraz lub zabytkowy budynek albo czytając tekst, uczymy się, jak bardzo skomplikowana jest historia. Jeśli nabędziemy umiejętności odczytywania spuścizny kultury w całej jej złożoności, nauczymy się przekształcać ksenofobię w ksenofilię. Wtedy wiele spośród wpływów i darów, które przechodzą z zewnątrz, nie będzie już zagrożeniem, lecz katalizatorem naszych zamierzeń.

Analityczna próba zrozumienia przyczyn i skutków wydarzeń z przeszłości to jedyny sposób na uniknięcie ślepoty, która zdominowała zachodnie Bałkany w ostatniej dekadzie XX wieku. Rozumienie przeszłości to zawsze walka z zapomnieniem. Próbujemy odzyskać wszystko, co istniało, zachować rzeczy i wspomnienia. Nie powinniśmy jednak zapominać o tym, że ludzki umysł może łudzić oraz że narody tak jak jednostki mają skłonność do zapominania o wszystkim, co bolesne i wstydliwe. Można powiedzieć, że pamięć również ma swoją „plamkę ślepą”, która uniemożliwia nam zobaczenie całości obrazu. Musimy przyznać, że w ciemnych zakamarkach naszych dusz mogą się kryć wstydliwe fakty i rzeczy, i musimy zdać sobie sprawę, że zmierzenie się z nimi wymaga odwagi. Innymi słowy, intelektualne dążenie do zrozumienia przeszłości nie może służyć przypinaniu sobie wyłącznie tego, dzięki czemu jesteśmy wspaniali, ważni i pod pewnymi względami nawet lepsi od innych narodów. Musimy wkładać o wiele więcej energii w poznanie naszych słabości, zdrad i historycznych błędów całej naszej wspólnoty.

Im bardziej będziemy zdolni zrozumieć złożoność naszej spuścizny, tym lepiej zrozumiemy złożoność i wartość innych kultur. Przyszłość – nie tylko Europy Środkowej – zależy od zdolności do budowania więzi z innymi, mostów pozwalających nam i im przechodzić w obie strony. Łącznik między przeszłością a teraźniejszością i przyszłością nie jest ulicą jednokierunkową, lecz jest gęstą siecią relacji.

Z angielskiego przełożył Tomasz Bieroń

 

 Esej napisany do publikacji gromadzącej artykuły z 1. Forum Dziedzictwa Europy Środkowej, która ukazała się nakładem Międzynarodowego Centrum Kultury (wersja angielska). Więcej informacji na stronie www.mck.krakow.pl

***

[1] Mitja Čander, Kuvertirana poteza, Ljubljana 2008, s. 77–83.

[2] Drago Jančar, Katarina, pav in jezuit, Ljubljana 2000; wyd. pol.: Katarina, paw i jezuita, tłum. Joanna Pomorska, Sejny 2010.

[3] Ernst Gellner, Nacionalism and the two forms of cohesion in complex societies, w: Culture, Identity and Politics. Cambridge 1987, s. 6–30.

[4] Senadin Musabegović, Rat: Konstrukcija totalitarnog tijela, Sarajevo 2008.

[5] Bogdan Bogdanović, Grad kenotaf, Zagreb 1993.

[6] Ivan Čolović, Polityka symboli, tłum. Magdalena Petryńska, Kraków 2001.

O autorach

Simona Škrabec

Słoweńska literaturoznawczyni, eseistka i tłumaczka. Jest najwybitniejszą pośredniczką między literaturami słoweńską i katalońską w sferze przekładów i informacji. Jej działalności na polu przekładowym towarzyszą regularne publikacje rozpraw i artykułów naukowych o literaturze europejskiej w XX wieku. Razem z Arnau Ponsem koordynowała nowatorskie badania nad relacjami pomiędzy kulturą katalońska i niemiecką. Jej rozprawa „L’estirp de la solitud” otrzymała nagrodę Josepa Carnera w dziedzinie teorii literatury. W książce „L’atzar de la lluita” podjęła rozważania nad Europą Środkową jako obszarem, na którym wykształciły się główne tendencje współczesności. MCK opublikowało w 2013 jej książkę „ Koncepcja Europy Środkowej w XX wieku”.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020