Europejski Rok Dziedzictwa Kulturowego 2018

Krajobrazy pamięci Europejczyków. Czy możliwe jest nadawanie europejskiego sensu narodowym miejscom pamięci?

Publikacja: 3 kwietnia 2023

NR 33 2018
DO LISTY ARTYKUŁÓW

Praktyka badań nad pamięcią pokazuje, że żadna nawet najwspanialsza budowla, zdarzenie, symbol itp., istotne dla ludzkości, same z siebie nie stają się częścią dziedzictwa czy kultury pamięci. I niczego nie muszą nam opowiedzieć. To „my” – historycy, politycy, artyści, pisarze, obywatele – musimy im najpierw nadać sens.

 

Cienia się swego boi hipokryta,

Gdy go wewnętrzne przeświadczenie głuszy.

Ubezpieczona w niewinności swojej,

Prawdziwa cnota krytyk się nie boi.

 

Fragment „Antymonachomachii” autorstwa Ignacego Krasickiego (1735–1801), jednego z najwybitniejszych twórców polskiego oświecenia, księcia poetów, satyryka, biskupa katolickiego i jednocześnie przyjaciela protestanckiego króla pruskiego Fryderyka II, nie bez powodu uczyniliśmy mottem eseju. Trafia on w sedno naszej przekornej relacji wobec European Heritage Label – Znaku Dziedzictwa Europejskiego, jednego z flagowych projektów Komisji Europejskiej. Otóż inicjatywa Europejskiego Znaku Dziedzictwa tak nam się podoba, że zwracamy się z apelem o jej gruntowną krytykę. Bez niej bowiem projekt ten może się stać jedynie efektownym sloganem, który utonie w marketingowej konkurencji narodowych kultur pamięci i polityk historycznych. Aby tak się nie stało, należy stworzyć solidne ramy metodologiczne projektu oraz system jego społecznej implantacji i upowszechnienia. Krótko mówiąc: im bardziej jesteśmy „za” Europejskim Znakiem Dziedzictwa, tym bardziej chcemy go poddać gruntownej krytyce!

Osnową i impulsem do naszej refleksji jest teoria badań nad pamięcią zbiorową oraz praktyki i mechanizmy upamiętniania. Odniesiemy się głównie do polsko-niemieckich kultur pamięci oraz do dydaktyki historii w szerokim europejskim kontekście porównawczym. Konkretne ramy rozważań stanowią trzy pytania / problemy. Po pierwsze, co tworzy pułapki metodologiczne w obecnej formule projektu European Heritage Label? Po drugie, po co nam w ogóle tożsamościotwórcza debata o europejskości? I wreszcie po trzecie, jakie dostrzegamy możliwości (potencjał) teoretycznej obudowy projektu po to, by w praktyce stał się on pożądanym i żywym zjawiskiem w społecznej debacie europejskiej?

 

*

Na stronie internetowej projektu czytamy: „Europejskie miejsca dziedzictwa ożywiają narrację europejską i historię, która tworzy ich potencjał. To coś więcej niż tylko estetyka”[1]. Otóż – naszym zdaniem – w tym właśnie sformułowaniu manifestu Europejskiego Znaku Dziedzictwa tkwi kluczowy problem. Praktyka badań nad pamięcią pokazuje, że żadna nawet najwspanialsza budowla, zdarzenie, symbol itp., istotne dla ludzkości, same z siebie nie stają się częścią dziedzictwa czy kultury pamięci. I niczego nie muszą nam opowiedzieć. To „my” – historycy, politycy, artyści, pisarze, obywatele – musimy im najpierw nadać sens. Musimy wokół niego zbudować narrację i strategię komunikacyjną tak, by zapadły one w pamięci i zainteresowały szerokie rzesze ludzi. W tym celu konieczne jest pobudzenie emocji, żeby ludzie sami z siebie zechcieli się z tymi miejscami utożsamiać, poznawać je, budować wokół nich własne relacje emocjonalne i własne opowieści. Dopiero wtedy potencjalnie  miejsca pamięci Europejskiego Znaku Dziedzictwa mają szansę przejść z pamięci zmagazynowanej – czyli niejako wymuszonej w procesie nabywania obowiązkowej wiedzy – w stan pamięci funkcjonalnej, czyli żywej, naprawdę interesującej Europejczyków. Takiego procesu przekształcenia od nich oczekujemy – nie tylko Komisja Europejska – ale przed wszystkim my, obywatele Europy.

Problem polega na tym, że proponowane do Znaku Dziedzictwa Europejskiego miejsca pamięci (sites of memory, jak formalnie nazywają je organizatorzy) stanowią dość luźny i mało sprecyzowany zbiór, który sam z siebie nie tworzy żadnej spójnej narracji o dziejach Europy. Tkwi w nim natomiast potencjał niebezpiecznego zjawiska, które nazwalibyśmy europejską konkurencją pamięci narodowych.

Wystarczy spojrzeć na dotychczasową listę miejsc pamięci, które otrzymały już status Znaku Dziedzictwa Europejskiego, by odnieść wrażenie, że wchodzimy do pięknego ogrodu wydarzeń i artefaktów z przeszłości. Niestety trudno doszukać się w nim planu i spójności, czyli narracji łączącej je w przekonujący przekaz dla kilkuset milionów Europejczyków. Należy też sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wszystkie z miejsc pamięci wymienionych na liście mają potencjał kreowania tożsamości zbiorowych na uniwersalnym poziomie europejskim. Na liście odnajdujemy bowiem na przykład ważne wykopaliska archeologiczne z okresu prehistorycznego, zabytki architektury sakralnej i świeckiej, a także kompleksy założeń urbanistycznych, zbiory muzealne i biblioteczne, ważne instytucje edukacyjne. Znalazły się na niej też ważne dla dziejów poszczególnych krajów i narodów dokumenty aktów państwowych (np. z Polski Konstytucja 3 maja czy akt unii lubelskiej), a także dokumenty aktów o znaczeniu bardziej uniwersalnym, rozpoznawalne na pierwszy rzut oka przez przeciętnego Europejczyka jako par excellence „europejskie”, na przykład oryginał traktatu z Maastricht. Poza tym że każdy z nich jest ważny w narracjach narodowych, niewiele wynika z tego dla pamięci czy narracji o Europie.

Asumpt do naszych rozważań dało użyte w oryginale przez twórców Europejskiego Znaku Dziedzictwa określenie miejsc pamięci jako sites of memory, w nawiązaniu do słynnego dzieła francuskiego historyka Pierre’a Nory „Les lieux de Mémoire”[2]. Tymczasem wszystkie fachowe tłumaczenia słusznie używają pojęcia realms of memory, które bardziej odpowiada potencjałowi metaforycznego (narracyjnego) znaczenia francuskiego le lieu czy jego łacińskiego pierwowzoru locus (lm. loci). Polskie miejsce pod tym względem ma charakter uniwersalny, wielointerpretacyjny, choć w tradycji językowej zdominowane jest przez martyrologiczny kontekst i prawie automatycznie kojarzy się z miejscami „walki i cierpienia” narodu polskiego.

Chodzi zatem o to, aby przekształcić sites of memory wymienione na liście Europejskiego Znaku Dziedzictwa i zmagazynowane w narodowych kulturach pamięci – lub pozbawione nawet takiego ogólnonarodowego zasięgu – w transnarodowe, żywe miejsca pamięci – realms of memory. W tym kontekście chcielibyśmy posłużyć się definicją rozwiniętą w transnarodowym projekcie z lat 2007–2016 „Polsko-niemieckie miejsca pamięci”, w którym wzięło udział 117 autorów z sześciu krajów europejskich i który zakończył się publikacją czterech tomów w języku polskim i pięciu w języku niemieckim[3]. Zawierają one eseje poświęcone 99 wybranym miejscom pamięci – Erinnerungsorte, czyli realms of memory.

Idąc tropem definicji wypracowanych w tym dziele, w naszym ujęciu miejscami pamięci mogą być zarówno realne, jak i wyimaginowane fenomeny historyczne, takie jak zdarzenia i miejsca topograficzne (wyobrażone i rzeczywiste), postaci, artefakty i symbole, które mają wpływ na kształtowanie tożsamości społeczeństw i wzajemne postrzeganie na przykład sąsiadów. Sam jednak fakt, że „coś” miało istotne, historyczne znaczenie, nie powoduje, iż staje się ono miejscem pamięci. Może to nastąpić tylko wówczas, gdy owo „coś” zostanie składnikiem żywej, funkcjonalnej pamięci aktywnie oddziałującej na nasze wybory tożsamościowe. Badacza tak zdefiniowanych miejsc pamięci interesuje istotna dla procesów konstytuowania się i stabilizowania tożsamości obecność przeszłości w teraźniejszości, ponieważ przedmiotem analizy jest złożona historia pamięci, a nie tylko istniejąca tu i teraz kultura pamięci[4].

W przestrzeni publicznej stosunek do miejsc pamięci, do których mogą też należeć pomniki, podlega osobnym mechanizmom. Warto tutaj przywołać refleksję austriackiego pisarza i krytyka teatralnego Roberta Musila. Snując rozważania nad sensem fundowania pomników oraz nad istotą ich swoistego życia, Musil stwierdzał, że wbrew intencji ich twórców szybko stają się one martwymi punktami w krajobrazie. Powstają po to, by – niejako podobnie do funkcji społecznej Znaku Dziedzictwa Europejskiego – sławić bohaterskie czyny, przypominać wybitne postaci i chwalebne wydarzenia. I najczęściej ta inicjacyjna rola kończy się w momencie ich uroczystego odsłaniania. Potem ewentualnie przypominamy sobie o ich istnieniu i znaczeniu przy okazji rocznic, aż wreszcie coraz bardziej stają się pomniki martwymi punktami w topografii, a celebracje uroczystości coraz bardziej nudnymi wydarzeniami, w których bierze coraz mniej ludzi. W końcu obiekty te pełnią funkcję drogowskazu na zasadzie: „za tym pomnikiem proszę skręcić w lewo albo w prawo”. Do przekształcenia sites w żywe realms of memory potrzeba nie tylko znaczka (label), lecz wypracowania strategii ich publicznego życia. Wymaga ona nie tyle zrytualizowanej celebry, ile kreatywnych, ciągle ponawianych działań, które inspirowałyby ludzi różnych pokoleń, orientacji politycznych czy społecznych do dyskusji, świętowania, a dzięki temu do zapamiętywania.

 

Dyskusja, jak przekształcić narodowe doświadczenia w uniwersalne, europejskie opowieści trwa już od lat. Ostatnim żywo dyskutowanym przykładem, jak trudno wymyślić model takiej uniwersalnej europejskiej narracji, jest wystawa w Domu Historii Europejskiej w Brukseli, której fokus spoczywa na historii Europy od 1789 roku. Nie chcemy teraz wchodzić w wielowątkową dyskusję, która w ostatnich latach żywo rozwijała się zarówno przed, jak i po otwarciu stałej wystawy w maju 2017 roku[5]. Chcieliśmy tylko zwrócić uwagę, że jednym z istotnych motywów tej dyskusji w różnych krajach był brak „naszej historii”, czyli niedostateczne uwzględnienie jakiejś narodowej perspektywy. Być może modele uniwersalizacji opowieści w stylu dialogicznego pamiętania (dialogisches Erinnern; dialogic remembrance), proponowanego przez niemiecką badaczkę Aleidę Assmann[6], czy polifonii pamięci (polyphonic remembrance), wokół której rozwija swoje badania Robert Traba[7], są dzisiaj, w dobie największej renacjonalizacji pamięci po 1945 roku, tylko utopijną idée fixe, a na jej realizację w praktyce będą mogły sobie pozwolić dopiero następne pokolenia?

Tezę o dominacji czynnika narodowego („naszego”) nad europejskim potwierdzają obserwacje obchodów jednej z (teoretycznie) najważniejszych rocznic w historii Europy – rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej w dniu 8/9 maja. Obserwacje państwowych upamiętnień tego dnia w Europie zarówno w 2015 roku, czyli w 70. rocznicę wydarzenia, jak i w następnych latach prowadzą do dość sceptycznych konkluzji. Wbrew hasłu „wspólnej europejskiej pamięci” i konsensu co do wspólnej daty większość europejskich krajów budowała własną narrację o zwycięstwie oraz głównie – co nader istotne – o własnych ofiarach[8].

**

Czy wybierając kolejne miejsca pamięci na listę Znaku Dziedzictwa Europejskiego, nie będziemy wpadali w podobną pułapkę narodowych konkurencji? Czy istnieją mechanizmy zapobiegające takiemu zjawisku? Czy uda się wytworzyć mechanizm poszukiwania czynnika europejskości „nie u siebie”, lecz w „obcym”, nawet dalekim kraju? Po co nam w ogóle tożsamościotwórcza debata o europejskości?

Jeśli chodzi o ostatnie pytanie, chcielibyśmy wyjść od tezy brytyjskiego historyka i publicysty „Guardiana” Timothy’ego Gartona Asha, który przed kilku laty współczesną sytuację Europy zdefiniował jako kryzys egzystencjalny[9]. Jego najbardziej widocznymi przejawami są rosnące procesy renacjonalizacji, wzrost tak zwanych ruchów antysystemowych, których ideologicznym rdzeniem jest powrót do populistycznych haseł narodowych z początku XX wieku. Żywią się one i wzrastają na fali zideologizowanej interpretacji niespotykanego na taką skalę napływu do Europy uchodźców i imigrantów z obszarów objętych wojną i klęską głodu na Bliskim Wschodzie i w Afryce oraz migracji wewnątrz Unii Europejskiej. Skoro jest kryzys, potrzeba nam zredefiniowania starych, dominujących narracji, aby tworzyć nową tożsamość kontynentalną oraz ocalić dotychczasowe osiągnięcia w dziedzinie integracji i edukacji obywatelskiej.

Sytuacją idealną byłby taki scenariusz, w którym imigranci, osiedlając się na dłuższy lub krótszy czas w krajach europejskich, zatrzymywaliby część swojego dziedzictwa, równocześnie jednak poprzez udaną integrację przejmowali część dziedzictwa kraju przyjmującego. W takiej udanej integracji użyteczne może być odwołanie się do kontynentalnego (tj. europejskiego) uniwersalnego dziedzictwa kulturowego, uznawanego za dziedzictwo wspólne. Chodziłoby zatem o zadomowienie się w obcej przestrzeni nie poprzez konkurencję „własnego” dziedzictwa z „obcym”, lecz raczej przez poznanie inności i zaakceptowanie różnorodności, to znaczy wielości „domów”, czyli takich miejsc, w których odnajduję siebie w bogactwie otaczającej, zróżnicowanej przestrzeni kulturowej. W przestrzeni takiej nie czułbym się wyalienowany, a co więcej – nie odczuwałbym nawet potrzeby alienacji, aby zachować tożsamość, którą posiadałem przed przybyciem do kraju stającego się moim nowym domem.

Tymczasem tworzy się obecnie sytuacja odwrotna. W odniesieniu do migrantów (nie uchodźców) obrazuje ją dobrze teza Benedicta Andersona o tak zwanym nacjonalizmie diasporowym albo long distance nationalism[10]. Imigranci nie tylko mają kłopoty z poznaniem i zaakceptowaniem kulturowej inności kraju goszczącego, lecz wzmacniają swoje przywiązanie do identyfikacji z własnym narodem.

 

Ludzie ci [imigranci] często próbują kompensować brak akceptacji dumą z kraju, z którego pochodzą. Stało się to dużo prostsze dzięki komunikacji masowej. […] Sprawia to, że powstaje obraz ojczyzny, który okazuje się dla członków diaspory bardziej interesujący emocjonalnie niż kraj, w którym aktualnie żyją[11].

 

Dziedzictwo opuszczonej ojczyzny często traktowane jest jako najważniejsza część osobowości: chroni tożsamość przed dominacją kultury większościowej, ale jednocześnie wzmacnia postawę roszczeniowego nacjonalizmu, o wiele bardziej intensywnego niż w momencie opuszczania rodzinnego kraju.

Jest to konfliktogenny proces, na który trudno dziś znaleźć receptę. Z pewnością potrzeba nam nowych strategii integracyjnych na poziomie społeczno-politycznym. W obszarze kultury ważną rolę mogłyby odgrywać działania na rzecz współdziedziczenia europejskiej spuścizny kulturowej. Odwoływanie się do wspólnego europejskiego dziedzictwa może z jednej strony fundować nowoczesną identyfikację Europejczyków z Europą poprzez uczenie rozumienia różnorodności własnych, narodowych kultur pamięci, z drugiej stanowić rodzaj jednego z katalizatorów rozładowywania konfliktogennych napięć między poszczególnymi narodami europejskimi a napływającymi migrantami. Zarówno przedstawiciele poszczególnych narodów europejskich, jak i imigranci mogą odnaleźć wspólną płaszczyznę dialogu w poszanowaniu transnarodowego (odpowiednio rozpoznanego i zinternalizowanego) dziedzictwa kontynentu. W ten sposób projekt Europejskiego Znaku Dziedzictwa, jako kwintesencja takiego procesu, ma potencjał stania się jednym z ważnych instrumentów europeizowania się narodów europejskich i ich nowych mieszkańców w duchu świadomego wynajdowania tradycji (invention of tradition), żeby odwołać się do koncepcji Erica Hobsbawma i Terence’a Rangera Paradoks w użyciu tego terminu do kreowania wspólnej europejskiej tradycji polegałby na tym, że koncept ten został zastosowany w odniesieniu do dziewiętnasto- i dwudziestowiecznego procesu tworzenia państw narodowych i związanych z nim takich fenomenów jak na przykład nacjonalizm[12]. Nam wszakże chodziłoby o tworzenie takiej tradycji, która nie miałaby służyć kreowaniu narodowej tożsamości i jedności poszczególnych narodów, lecz tożsamości transnarodowej, złożonej z wielogłosu tradycji (legacy) różnych narodów europejskich, które wzajemnie wchodziłyby ze sobą w dialog. Ten proces, którego częścią jest dziedzictwo kulturowe Europy, nazywamy wspomnianą już polifonią pamięci.

Oldenburski historyk Hans Henning Hahn, poszukując modelu transgranicznej polityki pamięci w Europie, dostrzegał, że jednocząca się Europa potrzebuje wprawdzie wspólnej pamięci, niemniej temu procesowi towarzyszy dążenie do autorytatywnej interpretacji nie tylko historii Europy, lecz również historii regionów czy poszczególnych krajów Europy. Ciągle aktualne jest budowanie hegemonialnych dyskursów pamięciowych z wykorzystaniem przewagi potencjału „własnego kraju nad innym”, co tworzy niebezpieczeństwo jednostronnego zawłaszczania pamięci. Równocześnie trudno oczekiwać, że tożsamościowe wspólnoty demokratyczne, w „Europie bez granic” będą funkcjonowały w zamkniętej przestrzeni, tym bardziej że również w strukturach wewnętrznych pamięć zbiorowa podlega stałemu procesowi zmiany i społecznej renegocjacji. Trzeba więc starać się wypracowywać nowe, bezpieczne reguły gry politycznej, które określić można kodeksem zachowania w dziedzinie polityki pamięci. Jego zasadniczym punktem byłaby autonomia poszczególnych wspólnot pamięci, którym należy się respekt w stosunku do ich wspomnień / doświadczeń oraz wspomnień / doświadczeń „innych”. To jeszcze nie dialog, ale krok w jego stronę. Dopiero tak funkcjonująca polifonia różnych pamięci europejskich może z czasem prowadzić do równoprawnego dialogu. Żeby to jednak mogło nastąpić, najpierw potrzebne jest wzajemne wyrównywanie poziomu wiedzy o sobie i przezwyciężanie mocno zakorzenionych kolonialnych przyzwyczajeń interpretacyjnych na linii Zachód – Wschód Europy. Jest to długa droga małych kroków, a dobrym przykładem staje się na niej między innymi praktykowanie współdziedziczenia i kulturowej sukcesji. Poprzez takie praktyki i upowszechnianie się polifonii pamięci być może w przyszłości realne stanie się również dialogiczne pamiętanie[13].

 

***

Powyższa formuła wcale nie musi być wyłącznie intelektualną konstrukcją, gdy spróbujemy ją przełożyć na język praktyk kulturowych. Jak więc opowiadać historię Europy, jak wynajdować jej nową tradycję, wychodząc z ograniczeń – ale też z zalet – narracji narodowych?

Na przeszkodzie takiemu zadaniu stoi między innymi niebezpieczeństwo remitologizacji starych narodowych narracji. Aby realnie pokazać problem, odwołamy się do doświadczeń wspomnianego już wcześniej jednego z największych europejskich projektów naukowych dotyczących miejsc pamięci w perspektywie transnarodowej, czyli do Polsko-niemieckich miejsc pamięci. Mamy nadzieję, że uniknął on pułapki francuskiego pierwowzoru badania lieux de mémoire. Ceną sukcesu koncepcji lieux de mémoire w ujęciu Nory (przypomnijmy, odnoszącego się wyłącznie do Francji) było zbyt mechaniczne powielanie jego wzorca przez kolejne projekty prezentujące różne miejsca pamięci poszczególnych państw narodowych z perspektywy wyłącznie narodowej. W efekcie prowadziło to często właśnie do remitologizacji wytworzonych głównie w XIX i XX wieku narodowych miejsc pamięci.

Bilateralny polsko-niemiecki kontekst pozwolił nam uniknąć tej pułapki. Po pierwsze dlatego, że centralne dwie perspektywy narodowe, polska i niemiecka, zmuszały nas do większego dystansu wobec ekskluzywnych narodowych interpretacji. Żeby nie rozpraszać narracji kolejnymi przykładami, odwołajmy się do raz już naszkicowanego problemu jednego z najbardziej rozpoznawalnych na świecie miejsc pamięci – „8/9 maja 1945 roku”, daty formalnego zakończenia działań drugiej wojny światowej w Europie. Jak już pisaliśmy, do dziś nie istnieje jego wspólna interpretacja wśród krajów europejskich. Na tle historii powszechnej musieliśmy przedstawić dwa spojrzenia na to wydarzenie, to znaczy perspektywę polską, czyli „zwycięzcy”, aczkolwiek mocno wątpliwego w perspektywie uzależnienia Polski od ZSRR po 1945 roku, oraz niemiecką, czyli „pokonanego” oraz sprawcy jednego z największych wywołanych przez człowieka kataklizmów w dziejach Europy[14]. Nie wykluczając żadnej narodowej interpretacji, ukazaliśmy agonistyczny (Chantal Mouffe) obraz polemizujących ze sobą pamięci Polaków i Niemców.

Po drugie, poza narodowymi perspektywami stworzyliśmy dodatkowo siatkę odniesień regionalnych, społecznych, wyznaniowych i genderowych. W ten sposób niejako sama z siebie dokonała się dekonstrukcja narodowej perspektywy i demitologizacja wybranych miejsc pamięci na rzecz spluralizowanej opowieści o Polakach i Niemcach w szerokim kontekście europejskim.

Innym przykładem pozytywnego radzenia sobie z uniwersalizacją narodowych narracji jest polsko-niemiecki projekt wspólnego podręcznika do nauczania historii[15]. Zainicjowany on został oficjalnie w 2008 roku przez rządy Polski i Niemiec oraz Wspólną Polsko-Niemiecką Komisję Podręcznikową Historyków i Geografów, a od 2012 roku realizowany jest przy współudziale dwóch wydawnictw komercyjnych z Polski i z Niemiec. Jest drugim w Europie (i dodajmy: na świecie, po francusko-niemieckim Histoire-Geschichte[16]) przykładem transnarodowego podręcznika do szkolnego nauczania historii. Do tej pory ukazały się już dwa tomy polsko-niemieckiego podręcznika pod wymownym tytułem: Europa. Nasza historia[17].

Zakres podręcznika wychodzi poza historię krajów założycielskich Unii Europejskiej, to jest Europy Zachodniej, i przywraca równowagę w narracji Zachód – Wschód Europy. Ważnym elementem narracji i obudowy dydaktycznej jest założenie, że dziedzictwo Europy opiera się nie na jednym, lecz na kilku filarach: na spuściźnie antyku, obejmującej oprócz kultury starożytnej Grecji i Rzymu również część schedy cywilizacji tak zwanego Bliskiego Wschodu; na dziedzictwie chrześcijaństwa, judaizmu, islamu oraz wczesnośredniowiecznej Europy pogańskiej, współtworzących poprzez wymianę i transfer kulturowy w różnych wymiarach cywilizację europejską; na dziedzictwie nowoczesnej świeckiej kultury europejskiej, „wynajdowanej” pod koniec XVIII wieku, dla której symboliczną cezurę stanowi początek rewolucji francuskiej 1789 roku.

Rubryka „W tym samym czasie w Europie”[18] ukazuje nie tylko paralelność podobnych wydarzeń i procesów w różnych częściach kontynentu europejskiego, lecz także wpływu Europy na tereny pozaeuropejskie z jednej strony oraz – z drugiej strony – wpływu świata pozaeuropejskiego na Europę. Wychodzimy bowiem z założenia, że Europę trudno definiować w jej ścisłych granicach geograficznych. Europa zawsze była i pozostaje kontynentem o otwartych i trudnych do ścisłego zdefiniowania granicach. Można wręcz zaryzykować tezę, że otwartość naszego kontynentu na wymianę i interakcje z innymi kręgami kulturowymi bardziej określała i określa istotę zachodzących na terenach Europy procesów kulturowych niż jej granice, które pozostają tylko fenomenem „wyobrażonym”.

W podręczniku uwzględniamy również zagadnienia bezpośrednio związane z szeroko rozumianym dziedzictwem kulturowym i kulturą pamięci. Przykładem tego może być rubryka „Przeszłość w teraźniejszości”[19]. Jej istotą jest ukazanie, w jaki sposób rozmaite przejawy dziejów i kultur europejskich (lecz także pozaeuropejskich), od zabytków architektury po język (zapożyczenia językowe), warunkują współczesną codzienność i cywilizację Europy. Celem jest wzbudzenie refleksji nad z reguły nieuświadamianą wielowarstwowością współczesnej kultury Europy, głęboko zakorzenionej w historii różnych kręgów kulturowych zarówno naszego kontynentu, jak i innych części świata.

Jedną z ważniejszych zasad, którą posługujemy się w kreowaniu narracji o dziejach Europy, są zasady dydaktyczne kontrowersyjności i wieloperspektywiczności (controversy- and multi-perspective approach). Dochodzą one do głosu w rubryce „Punkty widzenia”, gdzie przedstawiamy głosy historyków w odmienny sposób oceniających to samo historyczne wydarzenie, postać bądź zagadnienie[20]. W ten sposób zapoznajemy uczniów z faktem, że te same fenomeny z przeszłości mogą być interpretowane w różnych narodowych historiografiach i kulturach pamięci w różnych krajach w zgoła odmienny sposób.

Istotną rolę w narracji o „naszej Europie” odgrywa podrozdział „Regiony, które łączą i dzielą”. Pojawia się on w każdym tomie podręcznika i najczęściej poświęcony jest Śląskowi – typowemu regionowi pogranicza (borderland), którego krajobraz kulturowy od średniowiecza po czasy współczesne ukształtowało dziedzictwo kultury polskiej, niemieckiej i czeskiej[21]. Wydaje się bowiem, że dziedzictwo kulturowe rozumiane jako palimpsest różnych wpływów i procesów wymiany najlepiej można zaobserwować w swoistych laboratoriach, jakimi są obszary pogranicza zamieszkiwane w ciągu stuleci przez różne sąsiadujące ze sobą grupy etniczne.

Na koniec z poziomu przykładów stricte bilateralnych, międzypaństwowych przeniesiemy się na poziom kultury lokalnej i działań oddolnych (grassroots initiatives), będących podstawą społeczeństwa obywatelskiego. Mamy na myśli działania Wspólnoty Kulturowej „Borussia” z Olsztyna. Stowarzyszenie to powstało w 1990 roku, w okresie wielkiej transformacji po upadku komunizmu w Polsce. Stworzyło oryginalny program działań, którego sens można spuentować formułą „działaj lokalnie, myśl uniwersalnie”.

Istota programu olsztyńskiej „Borussii” oparta została na kilku kluczowych pojęciach, których krótkie wyjaśnienia zawarte są w antologii opublikowanej pod wymownym tytułem Czas przekraczania granic. Pojęcia te konstruują nowoczesną opowieść o konkretnym miejscu / regionie, kraju (Polsce) oraz Europie. Są nimi między innymi: „otwarty regionalizm”, „czytanie krajobrazu kulturowego” oraz „sukcesja kulturowa”. Intelektualną osnową stała się koncepcja „regionalizmu otwartego”[22]. Chodzi o refleksję i kształtowanie otwartych, obywatelskich postaw, które prowadzić mają do konstruowania nowej tradycji regionalnej, polskiej, europejskiej. W praktyce te cele wyznaczają działania polegające na konfrontacji z wielokulturową przeszłością regionu i otwarciu się na dzieje jej byłych i obecnych mieszkańców, a także na transgranicznej współpracy z Litwą, Niemcami, Rosją i Białorusią oraz wymianie z innymi europejskimi regionami o podobnych problemach z  wielokulturowym dziedzictwem

Koncepcja sukcesji kulturowej stanowi dobre podsumowanie refleksji dotyczącej transmisji dziedzictwa kulturowego, zwłaszcza w krajach Europy poddanych burzliwej historii, częstym ruchom migracyjnym oraz przesunięciom granic państwowych. Przemieszczając się (a kto dzisiaj w Europie nie ma tła migracyjnego w historii ostatnich swoich trzech pokoleń?), ludzie uczestniczą w dziedziczeniu kultury. Oznacza to, że każde miejsce wraz z wymianą ludności podlega ciągle na nowo następującemu udomowieniu (nie używamy w takim wypadku dominującego w literaturze pojęcia „zawłaszczanie”, niosącego w sobie akt przemocy) przez innych, którzy z czasem mogą się stać sukcesorami i jednocześnie sprawującymi nad nim opiekę. W ten sposób może (jako postulat i potrzeba rozumienia przeszłości dla teraźniejszości i przyszłości) być zachowana ciągłość historycznego trwania niezależnie od zmian granic politycznych, przemieszczania się ludności i tak zwanej przynależności narodowej miejsca, zabytku itp. Istotą sukcesji kulturowej jest ochrona dziedzictwa kulturowego przy jednoczesnym prawie nadawania mu autentycznych, aktualnych nowych sensów. Takim sensem jest interaktywny proces budowania zbiorowej tożsamości miejsca opierający się na trialogu między materialnym dziedzictwem zastanym, pamięcią rodzinną i zmieniającymi się wyobrażeniami kolejnych pokoleń. W ten sposób, nie zawłaszczając „nie naszego” dziedzictwa na wyłączność „własnej” kultury, można pozytywnie wynajdować tradycję, z którą będzie się można identyfikować i w teraźniejszości, i w przyszłości. Będzie ona jednocześnie polem dialogu, a nie konfrontacji z dawnymi mieszkańcami, którzy odpominając swoje historie, odkrywać będą również wyobrażenia i tożsamości współczesnych mieszkańców, współwłaścicieli dziedzictwa[23].

W sposób poetycki i emocjonalny istotę sukcesji kulturowej wyłożył Kazimierz Brakoniecki, inicjując projekt „Atlantyda Północy” – zorganizowaną w 1993 roku w Olsztynie wystawę. Pod tą metaforyczną nazwą kryła się przestrzeń między dolną Wisłą a Niemnem, zwana niegdyś krajem Prusów, Prusami Książęcymi i Biskupstwem Warmińskim, później niemieckim Ostpreußen (Prusami Wschodnimi), a po 1945 roku polską Warmią i Mazurami. Już same nazwy odzwierciedlają skomplikowaną przeszłość, przynależność terytorialną i mieszankę ludnościową. Na wystawie „Atlantyda Północy” pokazano bogatą dokumentację fotograficzną różnych miejsc i krajobrazów tego wielokulturowego regionu z przełomu XIX i XX wieku, a zatem z okresu, gdy tereny te były częścią Królestwa Prus i Cesarstwa Niemieckiego. W katalogu wystawy poetyckie credo Kazimierza Brakonieckiego uzupełnia przekaz Roberta Traby na temat sukcesji:

 

Ja – przedstawiciel pokolenia urodzonego w tej krainie po drugiej wojnie światowej – jestem kolejnym spadkobiercą krajobrazu, kultury i pamięci, tworząc wspólnotę żywych i umarłych Prusów, Niemców, Polaków, Warmiaków, Mazurów, Rosjan, Litwinów, Europejczyków. […] Jestem spadkobiercą „Atlantydy Północy”, czułym i krytycznym uczniem historii i krajobrazu[24].

 

Podobnie jak niegdyś dla starożytnych Greków obca Atlantyda stała się mitem, tak dzisiaj nie-polska spuścizna ziem między Dolną Wisłą a Niemnem staje się dla wielu polskich mieszkańców Mazur i Warmii, oprócz pamięci rodzinnej, ich dziedzictwem, a oni jego sukcesorami. Na podstawie swojej pamięci rodzinnej i nie swojej spuścizny konstruują oni nową tożsamość: lokalną, regionalną, narodową (polską) i europejską wbrew wszystkim kataklizmom i traumom niedawnej przecież przeszłości dzielącym narody tego regionu i tej części Europy[25]. Ten ponadczasowy, nadal aktualny cel najtrafniej już przed prawie trzydziestu laty spuentowały słowa „Manifestu Borussii”, które mogłyby również stać się mottem Europejskiego Znaku Dziedzictwa:

 

Tworząc polską tożsamość, dążąc do nowatorskiego i skutecznego działania oraz myślenia, jednocześnie odkrywamy tu zastane dziedzictwo pruskie, niemieckie, rodzime, aby – pomni tragedii dwudziestowiecznych – dowieść, że podążamy do wolnej i demokratycznej ojczyzny, szanując dobro innych bliźniaczych narodów. Pamiątki każdej narodowej przeszłości traktujemy jako pamiątki ludzkości. Nie ma dla nas innego myślenia o świecie niż myślenie etyczne. W drodze do pogodzonej i wolnej Europy ojczyzn pragniemy kultywować miłość do ziemi rodzimej w kontekście wartości ogólnoludzkich opartych na szacunku dla prawdy historycznej, moralnej, egzystencjalnej[26].

 

Zamiast zakończenia

Jakie dostrzegamy możliwości (potencjał) rozbudowy projektu Europejskiego Znaku Dziedzictwa po to, by w praktyce stał się on pożądanym i żywym zjawiskiem w społecznej debacie o europejskim dziedzictwie i tożsamości? Celowo zakończyliśmy nasze refleksje przykładem działań oddolnych. W obecnym kształcie projekt Znaku ma raczej formułę odgórną – top-down. Początek projektu był prawdopodobnie w takiej formie konieczny, tyle że pozostając przy takim wektorze w praktycznej działalności, skazujemy – naszym zdaniem – szlachetną ideę na porażkę i utonięcie w biurokratycznych labiryntach. Sukces Europejskiego Znaku Dziedzictwa może zapewnić jedynie rozszerzenie formuły na działania o wektorze bottom-up, czyli oddolne, które uruchomią obywatelskie inicjatywy i nadadzą projektowi bardziej autentyczny charakter. Wymaga to jednak namysłu nad zredefiniowaniem formuły Europejskiego Znaku Dziedzictwa. Nasza refleksja zmierza w kierunku wyznaczenia kilku priorytetowych zasad.

Po pierwsze, o nadaniu Znaku powinny wyłącznie stanowić nie tylko wartość historyczna czy artystyczna ani też tak zwana wyjątkowość miejsc pamięci „sama w sobie”. Istotą Europejskiego Znaku Dziedzictwa winna być umiejętność nadania europejskiego sensu i stworzenia z tego opowieści o Europie. W ten sposób nawet niewielkie teoretycznie wydarzenie / artefakt może więcej opowiedzieć o istocie europejskości niż „konkurencja” między – na przykład – Notre Dame a katedrą w Kolonii czy krakowską bazyliką Mariacką.

Po drugie, inicjatywa zgłaszania miejsc pamięci na listę Europejskiego Znaku Dziedzictwa powinna uwzględniać w większym stopniu poziom regionalny czy lokalny, to znaczy w praktyce zwrócić uwagę na te wielokulturowe obszary lub regiony, które „łączą” i „dzielą”. Kluczowe wydaje się uczenie czytania krajobrazu, mogące nadać nowy sens rozumienia Europy. Czytanie krajobrazu proponuje, by naszą relację z przestrzenią potraktować jako kompleksowy program edukacyjny odkrywania „obcych” bądź zapomnianych światów i miejsc oraz nadawanie im nowych, autentycznych interpretacji i sensów[27]. Nie powinno być przy tym problemem, czy Europejski Znak Dziedzictwa otrzyma kilkanaście miejsc na przykład w dwumilionowej Słowenii, a tylko pięć w prawie czterdziestomilionowej Polsce.

Po trzecie, żeby uruchomić mechanizm invention of tradition poprzez program Europejskiego Znaku Dziedzictwa, potrzeba dużego wsparcia finansowego Unii Europejskiej oraz szeroko zakrojonej strategii promocji – również na poziomie nowych mediów, tak aby przeciętny posiadacz smartfona dostawał informacje o programie, podobnie jak dostaje newsy dotyczące wydarzeń z dziedziny polityki czy popkultury.

Nie trudno zauważyć, że w trakcie pisania eseju ulegliśmy fascynacji potencjałem projektu Europejskiego Znaku Dziedzictwa, sami wpadając w pewną pułapkę. Tą pułapką jest afirmacja. Żyjemy w czasie, gdy nadawanie pozytywnej interpretacji, szczególnie narodowym historiom, wypiera to, co jest istotą – naszym zdaniem – europejskości, to znaczy dialogiczność i krytycyzm wobec przepracowywania własnej niejednokrotnie skomplikowanej i niejednoznacznej historii. W projekcie Europejskiego Znaku Dziedzictwa nie może zabraknąć tej krytycznej refleksji. Powinna ona uwzględniać również te miejsca pamięci, które świadczą o „grzechach” Starego Kontynentu: o wojnach, nacjonalizmach, dyktaturach i kolonializmie (jego skutki odczuwane są do dziś). Pytaniem pozostaje, w jaki sposób rozwinąć te narracje, aby odpowiedzialność za ich konsekwencje stała się częścią aktywnej pamięci tych krajów i społeczeństw, które bezpośrednio w nich uczestniczyły.

W wielu działaniach Unii Europejskiej odnosi się wrażenie dominacji teleologizacji przeszłości: było źle, ale wszystko prowadzi do idealnego finału, jakim jest Unia. Jest ona bezsprzecznie najważniejszą wykreowaną instytucją i wartością zarazem powojennej Europy, tyle że nie może to być teza z założenia słuszna. Wartość ta może powstać tylko w prawdziwym dialogu różnorodnych podmiotów społecznej debaty, przede wszystkim na poziomie społeczeństwa obywatelskiego, wspomaganego wszakże przyjazną ręką „z góry”. Pamiętajmy jednak, że autentyczny dialog zakłada polifonię głosów (w tym polifonię pamięci i tożsamości) oraz akceptowanie zasad kontrowersyjności i wieloperspektywiczności w narracji o dziejach Europy. Europejski Znak Dziedzictwa nadaje się znakomicie do tego, by taki mechanizm dialogu o Europie, jej dziedzictwie i tożsamości upowszechnić i uczynić autentycznym.

 

 

[1] https://ec.europa.eu/programmes/creative-europe/actions/heritage-label_en (dostęp: 12.10.2018).

[2] Les Lieux de mémoire, red. Pierre Nora, t. 1–3, Paris 1984– 1992 (Bibliothèque illustrée des histoires), wyd. ang.: Realms of Memory, New York 1996–1998; oraz idem, Rethinking France. Les Lieux de mémoire, t. 1–4, Chicago 1999-2012.

[3] Deutsch-Polnische Erinnerungsorte, ,t. 1-4, red. Hans Henning Hahn, Robert Traba, współpraca Maciej Górny, Kornelia Kończal, Paderborn 2012–2015; Deutsch-Polnische Erinnerungsorte, t. 5: Auf Polnisch erinnern, red. Robert Traba, Peter Oliver Loew, Paderborn 2015; Polsko-niemieckie miejsca pamięci, t. 1–4, red. Hans Henning Hahn, Robert Traba, współpraca Maciej Górny, Kornelia Kończal, Warszawa 2012–2015. W 2017 r. po polsku i niemiecku ukazał się jednotomowy wybór 20 Deutsch-Polnische Erinnerungsorte oraz Wyobrażenia przeszłości. Polsko-niemieckie miejsca pamięci w domenie publicznej: https://ebookpoint.pl/ksiazki/wyobrazenia-przeszlosci-polsko-niemieckie-miejsca-pamieci-maciej-gorny-robert-traba-hans-henning-hahn-kor,e_0pqg.htm (dostęp: 2.11.2018).

[4] Deutsch-Polnische Erinnerungsorte, op. cit., t. 1, s. 20; Polsko-niemieckie miejsca pamięci, op. cit., t. 1, s. 18.

[5] Zob. przykłady: przed otwarciem wystawy stałej o koncepcji HEH: Rewriting History, http://www.civitas.org.uk/2011/04/07/rewriting-history/ (dostęp: 2.11.2018); krytyka ze strony Platform of European Memory and Conscience po otwarciu wystawy w artykułach: Platform Prepares Critical Report on the House of European History in Brussels, https://www.memoryandconscience.eu/2017/10/23/platform-prepares-critical-report-on-the-house-of-european-history-in-brussels/ (dostęp: 2.11.2018); Platform Calls for a Broad Debate and a Change of the Permanent Exhibition of the House of European History, https://www.memoryandconscience.eu/2017/11/20/platform-calls-for-a-broad-debate-and-a-change-of-the-permanent-exhibition-of-the-house-of-european-history/ (dostęp: 12.10.2018).

[6] Aleida Assmann, Die Last der Vergangenheit, „Zeithistorische Forschungen / Studies in Contemporary History”, t. 4: 2007, z. 3, s. 375–385; eadem, Kollidierende Gedächtnisse, http://www.taz.de/!5057429/ (dostęp: 12.10.2018).

[7] Robert Traba, Polifonia pamięci, [w:] idem, Przeszłość w teraźniejszości. Polskie spory o historię na początku XXI wieku, Poznań 2009, s. 82–87.

[8] Zob. m.in. z refleksje z odwołaniem do propozycji dialogic remembrance w: Gabriele Woidelko, Die Narben des Krieges in Osteuropa, „Die Zeit Online”, https://www.zeit.de/politik/ausland/2017-05/tag-des-sieges-russland-zweiter-weltkrieg-feiertag (dostęp: 12.10.2018).

[9] Timothy G. Ash, Wolne słowo. Dziesięć zasad dla połączonego świata, tłum. Mieczysław Godyń, Filip Godyń, Warszawa 2018 (brytyjskie wydanie oryginalne: Free Speech. Ten Principles for a Connected World, London 2016).

[10] Benedict Anderson, Long-Distance Nationalism. World Capitalism and the Rise of Identity Politics, Amsterdam 1992.

[11] Benedict Anderson, Kocham ojczyznę bo daleka, „Gazeta Wyborcza”, 2.12.2009 http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,6907292,Kocham_ojczyzne__bo_daleka.html (dostęp: 10.10.2018).

[12] Tomoko Masuzawa, The Invention of World Religions, Or, How European Universalism Was Preserved in the Language of Pluralism, Chicago 2005, s. 14.

[13] Odwołujemy się m.in. do: Robert Traba, Przeszłość w teraźniejszości. Polskie spory o historię na początku XXI wieku, Poznań 2009; idem, Dialogi pamięci. Rozważania wokół recepcji pamięci zbiorowej, „Sensus Historiae”, t. 15: 2014, nr 2, s. 124–125, por. online:

http://www.sensushistoriae.epigram.eu/index.php/czasopismo/article/viewFile/203/199 (dostęp: 20.10.2018); podsumowania koncepcji polifonii pamięci Traby dokonała Elżbieta Rybicka, Geopoetyka. Przestrzeń i miejsce we współczesnych teoriach i praktykach literackich, Kraków 2014.

[14] Jörg Echternkamp, Anna Labentz, Robert Traba, Der Anfang vom Ende, [w:] Deutsch-Polnische Erinnerungsorte, op. cit., t. 1, s. 415–444; eidem, Początek końca, [w:] Polsko-niemieckie miejsca pamięci, op. cit., t. 1, s. 390–415.

[15] Dokładniej o projekcie zob.: Igor Kąkolewski, Was trennt uns – was verbindet uns? Das deutsch-polnische Projekt eines binationalen Schulbuchs für Geschichte, „Jahrbuch des Wissenschaftlichen Zentrums der polnischen Akademie der Wissenschaften in Wien”, t. 6: 2015,  ; zob. też: Schulbuch Geschichte. Ein deutschpolnisches Projekt – Empfehlungen, red. Gemeinsame Deutsch-Polnische Schulbuchkommission, Göttingen 2012, oraz wersja polska: Podręcznik do historii. Projekt polsko-niemiecki. Zalecenia, red. Polsko-Niemiecka Komisja Podręcznikowa Historyków i Geografów, Warszawa 2013.

[16] Niemieckie wydanie: Geschichte – Histoire. Europa und die Welt, Stuttgart – Leipzig 2006–2011.

[17] Europa. Nasza historia / Europa – unsere Geschichte, t. 1–2, Warszawa – Wiesbaden 2016–2017.

[18] Zob. przykład w: ibidem, t. 1, s. 229.

[19] Zob. konkretne przykłady spośród wielu: dwie średniowieczne, jedne z najstarszych w Europie, synagogi: w Wormacji (Niemcy) i Toledo (Hiszpania) – ta ostania przekształcona w chrześcijańską świątynię, Europa. Nasza historia, op. cit., t. 1, s. 133; świątynie chrześcijańskie i niechrześcijańskie różnych grup religijnych zamieszkujących ziemie wielokulturowej polsko-litewskiej Rzeczypospolitej w XVI–XVIII wieku, ibidem, t. 2, s. 76.

[20] Zob. ibidem, t. 1, np. s. 59 – dwugłos uznanych autorytetów z dziedziny muzeologii z Egiptu i Niemiec na temat zwrotu starożytnych dóbr kultury z muzeów europejskich do krajów ich pochodzenia.

[21] Zob. ibidem, t. 1, s. 234; t. 2, s. 103.

[22] Por. Czas przekraczania granic. Antologia Borussii 1990–2015, red. Iwona Liżewska, Kazimierz Brakoniecki, Robert Traba, Olsztyn 2015.

[23] Robert Traba, Kraina tysiąca granic, Olsztyn 2003, oraz idem, Kulturowa sukcesja Otwarty regionalizm, w: Czas przekraczania granic, op. cit., s. 603, 607.

[24] Kazimierz Brakoniecki, Konrad Nawrocki, Atlantyda Północy. Dawne Prusy Wschodnie w fotografii / Die Atlantis des Nordens. Das ehemalige Ostpreußen in der Fotographie, Olsztyn 1993, s. 40 i nast.

[25] Igor Kąkolewski, Große kleine Geschichte oder über das Bedürfnis der Versöhnung und der langen Erinnerung, [w:] Große kleine Geschichte – Regionale Geschichtshefte, red. Kinga Hartmann-Wóycicka, Görlitz – Wrocław 2015, s. 27–32.

[26] Borussiański Manifest, [w:] Czas przekraczania granic, op. cit., s. 13–14.

[27] Robert Traba, Krajobraz kulturowy. Strategie badawcze i interpretacje, [w:] Krajobrazy kulturowe. Sposoby konstruowania i narracji, red. Robert Traba, Violetta Julkowska, Tadeusz Stryjakiewicz, Warszawa – Berlin 2017, s. 11–21.

O autorach

Robert Traba

Profesor nauk społecznych i historyk. Pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Założyciel i wieloletni przewodniczący oraz redaktor olsztyńskiego czasopisma „Borussia”. Założyciel i w latach 2006–2018 dyrektor Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, profesor honorowy na Wolnym Uniwersytecie (Freie Universität) w Berlinie. W latach 2007–2020 współprzewodniczący Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej. Główne obszary zainteresowań badawczych: historia kulturowa, pamięć społeczna, pogranicza Europy Środkowej. Jego ostatnie publikacje to „Die deutsche Besatzung Polens. Essays zur Erinnerungskultur” i jako redaktor „Niedokończona wojna? »Polskość« jako zadanie pokoleniowe”.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Igor Kąkolewski

Profesor, absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego oraz jego pracownik naukowy w latach 1992-2005. W latach 2005-2010 był pracownikiem naukowym Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Od 2008 do 2014 współpracował z Muzeum Historii Żydów Polskich jako członek grupy eksperckiej przygotowującej wystawę stałą. W latach 2010-2013 szef grupy eksperckiej przygotowującej wystawę stałą w Muzeum Historii Polski. Od 2011 roku jest profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a od 2014 pracuje w Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie: najpierw jako zastępca dyrektora,  a od września 2018 jako dyrektor.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020