Dzisiaj zbudowanie mostu nie jest już wyczynem. Stary Most zrekonstruowano w najdrobniejszych szczegółach kilka lat po zburzeniu, a mostarska starówka od 2005 roku figuruje na Liście światowego dziedzictwa UNESCO. Połączenie brzegów rzeki nie stanowi problemu w przeciwieństwie do stworzenia pomostów dla międzyludzkiego porozumienia.

Miasto powstało na moście. Początek dał mu Stary Most nad Neretwą. Miasto nazwano Mostarem.

W XVI wieku zbudowanie takiego mostu nie było proste. Ten architektoniczny wyczyn połączył dwa do tej pory obce sobie brzegi. I stały się one jednym miastem, a w jego centrum wznosił się Most. Bez codziennego przechodzenia po nim z jednej strony na drugą nie sposób wyobrazić sobie towarzyskiego, ekonomicznego i politycznego życia miasta. Na przestrzeni dziejów most był najważniejszą arterią Mostaru.

Tam, gdzie natura wyrzeźbiła dolinę, aby nurt Neretwy wyznaczył tu dwie odrębne strony, przerzucono most jako wyraz ludzkiej potrzeby kontaktu, spotkania, rozmowy, bezpieczeństwa. Bez tego „wywrotowego” działania, bez tak zuchwałej ingerencji w naturalne ukształtowanie miejsca nie powstałoby tu miasto. Prócz rzeki jego scenerię stanowią wysokie skaliste góry, wznoszące się z obu stron i tworzące swoisty korytarz dla silnych nieprzyjemnych wiatrów, które przebijają się przez miasto. Neretwa płynie z północy ku południu. Wiatry mają więc tylko dwa kierunki. Południowy wiatr znad Adriatyku jest ciepły i wilgotny, północny – suchy i zimny – przynosi mostarianom poprawę pogody i słońce.

Woda i powietrze cyrkulują tu niezmiennie. Tak było, zanim powstało miasto, i tak jest również teraz. Przyroda wyznaczyła tu tylko ten jeden kierunek: północ – południe. Most, a za nim miasto powstały niejako na przekór jej siłom, kierunkom i energii. Ustanowiły bowiem nowy kierunek – widzenia świata, jego rozwoju, ale też problemów, z którymi przyjdzie się miastu borykać.

Wschód – zachód

Na kunszt budowniczego i architekta składają się myśl i doświadczenie, estetyka i technika; towarzyszy im odwaga wizji, wybiegania w przód. Swoją działalnością zmieniają oni świat zewnętrzny, nasze otoczenie, a jednak często nie przewidują konsekwencji społecznych, politycznych, militarnych, kulturowych. Człowiek ciekawy jest tego, co po drugiej stronie rzeki, tego, co jeszcze mu nie znane, jeszcze niewidziane. Stąd ta przemożna chęć sprzeciwienia się naturze. Swoją pracą, rozumem, ciekawością i wolą człowiek pokonuje ograniczenia, które wyznaczyła mu natura.

Cywilizacja odkrywa świat na nowo, przekracza granice, organizuje przestrzeń, tworzy miasta.

Cywilizacja niszczy świat, tworzy granice, dezorganizuje przestrzeń, zabija miasta.

Kilka stuleci po tym, gdy most połączył dwa brzegi i dał początek miastu, w latach dziewięćdziesiątych XX wieku podczas wojen toczących się na Bałkanach wszystkie mostarskie mosty zburzono (prócz Starego Mostu również pięć pozostałych mostów z XIX i XX wieku), a Mostar podzielono na wschodni i zachodni.

Cywilizacja zbudowała. Cywilizacja zniszczyła. Cywilizacja buduje…

W ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego wieku miasto utkwiło w punkcie cywilizacyjnego zera. Bo bez mostów Mostar nie istnieje.

Trzeba jednak uściślić, że to nie Neretwa znów go podzieliła. Dzisiejsza granica między Bośniakami a Chorwatami biegnie ulicą w samym centrum miasta, zwaną przez mostarian Bulevar – Bulwarem. Aż do końca lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia prowadziła tędy linia kolejowa. Ograniczała ona jednak rozwój miasta na zachodnim brzegu Neretwy. W nowym planie zagospodarowania przewidziano więc przeprowadzenie kolei inną trasą, poza śródmieściem, co pozwoliło stworzyć na uwolnionym terenie nowe centrum handlowe, administracyjne i edukacyjne Mostaru. Przy Bulwarze nie zabrakło budynków mieszkalnych, które zajmowały całą lewą stronę ulicy. Główny plac, park, szkołę i ośrodek zdrowia, nowe świątynie oraz obiekty administracyjne i handlowe ulokowano na północ oraz po zachodniej stronie ulicy. Jeszcze dalej na zachód ciągnęły się sady z domami jednorodzinnymi. Wkrótce skraj miasta coraz szczelniej zaczynają wypełniać fabryki – znajdują tu zatrudnienie mieszkańcy, ale zapotrzebowanie na siłę roboczą stale wzrasta. Znikają mostarskie sady, a blokowiska rosną jak grzyby po deszczu. Urbanizacja zachodniej części wymyka się nieco spod kontroli. Nowe miasto, nowa architektura, nowy styl życia.

Tymczasem wschodni Mostar, ze starówką i mostami nad Neretwą, reprezentuje odmienny proces. Jest to miasto narastające organicznie, ewoluujące, gdzie gmachy z końca XIX wieku, w neomauretańskim stylu austriackiej Hercegowiny, stopiły się z poprzedzającą je osmańską tkanką w europejsko-orientalną hybrydę, którą można odważnie nazwać „dialogiem architektonicznym” – architekturą spotkania.

Bulwar oddzielił więc ewolucję od rewolucji.

Podczas wojny, pod koniec XX wieku, Bulwar został doszczętnie zniszczony, a niegdysiejsze centrum zamieniono w kordon izolujący od siebie dwa Mostary – wschodni i zachodni. Stary Most oraz pozostałe pięć mostów, odbudowane, znów łączą brzegi Neretwy, lecz nie zespalają podzielonego etnicznie miasta. Dzisiaj zbudowanie mostu nie jest już wyczynem. Stary Most zrekonstruowano w najdrobniejszych szczegółach kilka lat po zburzeniu, a mostarska starówka od 2005 roku figuruje na Liście światowego dziedzictwa UNESCO. Połączenie brzegów rzeki nie stanowi problemu w przeciwieństwie do stworzenia pomostów dla międzyludzkiego porozumienia. Takich oto „mostów” brakuje Mostarowi. Jak zresztą większości metropolii w świecie zglobalizowanym, potrzebujących wielu „mostów” – „mostów nad suchym”, umożliwiających kontakty podzielonych i zagubionych jednostek i wspólnot.

Od zarania świata nasze zmagania z naturą stanowiły element rozwoju cywilizacyjnego; „udomowienie” jej było osiągnięciem pozwalającym żyć wygodniej i bezpieczniej. Wojna zaś oznaczała odcywilizowanie, „ludzki tajfun” niszczący i zabijający człowieka oraz jego „budowle”. Toteż człowieka zakażonego wojowaniem, nienawiścią i zabijaniem trzeba na powrót „udomowić” lub – jak to powiedział Heidegger – nauczyć go mieszkać, aby potrafił budować. Do spełnienia tego zadania potrzebujemy „mostowni”, warsztatu, gdzie można nauczyć się zamieszkiwania, a potem budowania.

Dzisiejsze dwa Mostary rozdziela Bulwar, jak wcześniej Neretwa pozbawiona mostów. Bulwar to mentalny mur. Przez trzy wojenne lata (1992–1995), które wyniszczały miasto, na całej długości ulicy przebiegał front, czyniąc zeń arenę okrutnych walk pomiędzy wojskiem bośniackim a oddziałami chorwackimi. Dotąd centralna arteria jest dla Bośniaków ze wschodniej części i dla Chorwatów z zachodu krańcem ich miast. Ustalony wojną podział dodatkowo ugruntowuje paralelność etnicznych instytucji politycznych, ekonomicznych, sportowych i kulturalnych oraz programy szkolne, które różnią się nie tylko językiem, ale przede wszystkim wpajanymi „prawdami” o poszczególnych narodach Bałkanów, ich historii i wojnach między nimi. Już drugą dekadę te dwie skłócone wspólnoty żyją obok siebie, nienawidzą…

Wszystko podzielone

Podzielone miasto, podzielone społeczności, instytucje polityczne i kulturalne, szkoły. Nieustanna segregacja i dyskryminacja ze względu na narodowość i wyznanie; grupy artystyczne tworzące bez kontaktu ze sobą, bijatyki kibiców po meczach i transmisjach telewizyjnych będące w istocie starciami na symbole i mity narodowe – substytut niedokończonej wojny i utrzymującego się politycznego status quo. Dwa stadiony, dwie poczty, dwa dworce autobusowe…

Wszystko w Mostarze jest podzielone. Jedyne, co wspólne, to granica.

Bulwar na co dzień budzi lęk wśród mostarian. To teatr ścierania się dwóch ideologii, dwóch nacjonalizmów, choć zaszyfrowanych w barwach i emblematach kibiców piłkarskich. Do tych bijatyk dochodzi tu regularnie. Policja, kontrolując Bulwar, kontroluje spokój w mieście. Ale polityka i strategia rozwoju miasta nie mogą być utożsamiane z kontrolą policyjną i jej interwencjami. Takie doraźne akcje tylko umacniają mur na Bulwarze.

A przecież granica to nie tylko linia konfrontacji, ale też przestrzeń dialogu, miejsce starcia, lecz także spotkania. Jak zatem budować nowe mostarskie mosty?

Kiedy mówię „mostownia”, mam na myśli miejsce-warsztat, gdzie działają dwie „autonomiczne wspólnoty kosmopolityczne”, które postawiły sobie za cel przebudowę Bulwaru, zneutralizowanie linii demarkacyjnej i przemienienie jej w strefę „pomiędzy”, w przestrzeń dialogu. Obie oparły swoje działania na akcjach społecznych, edukacyjnych i artystycznych. Ci, którzy je tworzą, to po prostu „inni”. Nieprzystosowani do życia w jednonarodowych i jednowyznaniowych grupach etnicznych, stworzyli tu dwa domy pogranicza: w jednym mieści się United World College in Mostar (UWCiM)[1], w drugim – Młodzieżowe Centrum Kultury „Abrašević” (OKC Abrašević)[2].

UWC jest domem dla stu pięćdziesięciu licealistów z całego świata i z Mostaru, z programem edukacyjnym przygotowującym do uzyskania matury międzynarodowej. Tu zdobywają wiedzę „obcy” (cudzoziemcy) oraz odważni młodzi mostarianie („inni”) chcący mieszkać i uczyć się na pograniczu. OKC Abrašević jest organizacją mającą korzenie w lewicowo-robotniczych ruchach z początku XX wieku. Zrzesza osoby z różnych grup – społecznie upośledzonych, mniejszości etnicznych, wyznaniowych, seksualnych, jak również grupy artystyczne i subkulturowe – oraz wytwarza przestrzeń dla alternatywnych działań społecznych i politycznych. Powstają ciekawe plany i projekty artystyczno-architektoniczno-urbanistyczne, ale nie tylko akcje i instalacje artystyczne mają perforować mostarski mur, lecz nawet sama siedziba Abraševicia staje się eksperymentalnym transobiektem.

Lustro pomaga

Mieszkańcy Viganelli, miasteczka we włoskich Alpach, cierpieli, bo ciągle brakowało im słońca. Otaczające góry skutecznie odcinały ich od światła. Zimą do wioski nie docierał żaden promień słońca. Egzystowali w nieustającym cieniu. Trudno się dziwić, że humor im nie dopisywał. Aż uznali, że mają dosyć. I sprawili sobie wielkie lustro, które kieruje światło słoneczne wprost na główny plac. Zamontowano je na zboczu jednej z gór – ogromne, mierzące czterdzieści osiem metrów kwadratowych lustro. Steruje nim komputer. Przez sześć godzin dziennie, od połowy listopada do początku lutego, odbite światło słoneczne ogrzewa miejski rynek. Taką to słoneczno-lustrzaną wieść podała lokalna mostarska gazeta.

Lustro pomaga! Światło jeszcze bardziej. W Mostarze światła nie brakuje. Słońca jest nadmiar. O świetle mostarskim tak pisał noblista Ivo Andrić: „Kiedy człowiek spędzi noc w Mostarze, to nie dźwięk budzi go rano, ale światło. Nigdy nie mogłem się napatrzyć na to światło, chociaż wszędzie je napotykałem. Zawsze myślałem, że wraz ze światłem w człowieka wchodzą miłość do życia, odwaga i radość, poczucie umiaru i twórcza praca. Z Mostaru najlepiej pamiętam światło”[3].

Lustro pomaga! Spotkanie jeszcze bardziej. Nie brakuje światła, ale spotkań, szacunku dla drugiego i dialogu.

Każda z dwóch części Mostaru ma swoją główną ulicę, swoją promenadę. Na zachodzie jest nią ulica Kralja Tomislava (chorwackiego króla Tomislava). Wcześniej (przed wojną) nazywano ją Aveniją. Wschodni Mostar ma natomiast długi deptak (ulica Fejićeva), wnikający w starówkę i kończący się przy Starym Moście. Obie promenady biegną równolegle do siebie i do Bulwaru.

Mostar nie jest dużym miastem. Liczy zaledwie sto tysięcy mieszkańców, a mimo to mostarianie nie wiedzą, jak wygląda ich miasto. Żyją w gettach.

Ponad siedemdziesiąt procent z nich spaceruje wyłącznie w swojej części miasta. Mostarski zachód i wschód nie kontaktują się od prawie dwudziestu lat. Niemal osiemdziesiąt pięć procent nastoletnich mieszkańców zachodniego Mostaru nie wie, jak naprawdę wygląda Stary Most, choć rocznie zwiedzają go miliony turystów z całego świata. Taki sam odsetek ich rówieśników ze wschodniej strony posługuje się mapą, aby się poruszać po zachodniej części miasta.

W ramach jednej z planowanych przez zespół Abraševicia akcji społeczno-artystycznych wzdłuż głównych promenad w obu częściach miasta zainstalowane zostaną specjalne ekrany. Na Aveniji, którędy codziennie przechodzą mieszkańcy „zachodu”, będą transmitowane obrazy ze „wschodu”, pojawi się na nich to, co dzieje się na ulicy Fejićevej. Podobna transmisja z Aveniji będzie w tym samym czasie pokazywana na głównej ulicy Fejićevej. Jedni zobaczą drugich. Odbędą wspólny ekraniczny spacer…

Jeśli góra nie chce przyjść do Mahometa, Mahomet pójdzie do niej.

Mostar nie potrzebuje lustra odbijającego światło. Potrzebuje natomiast „lustra” odbijającego codzienne życie oraz pokazującego niewidziane i nieodwiedzane części miasta, co pomoże jego mieszkańcom poznać „obcego” we własnym mieście. To krok ku wyzwoleniu z negatywnych stereotypów i mitów na temat współmieszkańców innego wyznania i narodowości. Negatywne stereotypy są produkowane codziennie przez nacjonalistyczne media i nieodpowiedzialnych polityków, aby utrzymywać status quo podziału oraz mieć możliwość dalszego szerzenia nienawiści i powstrzymywania dialogu społecznego.

Pasaże i przejścia

W samej siedzibie Abraševicia powstał pasaż „dziurawiący” budynek, dzięki czemu granica między Mostarami stała się bardziej ruchoma i niedookreślona. W tej przejściowej sferze zachodzić na siebie będą oba Mostary. Znajdą się tu plakaty, ogłoszenia, fotografie, nagrania dźwiękowe i filmy, co zgromadzi i połączy informacje na temat działań artystów z obu stron i organizowanych tam wydarzeń. Ten pasaż będzie nie tylko bezpiecznym pomostem łączącym dwa miasta, lecz także Mostarem samym w sobie, w miniaturze.

Przechodzić będziemy bez poczucia naruszania granicy, bo granica wypełni się Mostarem.

Zapowiedzi wydarzeń kulturalnych oraz filmowe i dźwiękowe relacje z nich, mieszając się, stworzą niezwykłą mozaikę, która pokaże siłę sztuki podzielonego miasta.

Przejście zatrzyma spacerowicza. Nie będzie on już biegł, przestraszony, aby jak najprędzej opuścić strefę niczyją – domenę pustki i lęku, przestrzeń zawieszenia – i znaleźć się w rewirze oswojonym. Budynek, będący poniekąd częścią infrastruktury muru mostarskiego, stanie się „amortyzatorem”, miękkim przejściem pomiędzy ulicą a wnętrzem, wnętrzem a ulicą.

Zachód – most – wschód.

Pasaż na granicy jako miejsce tętniące życiem.

Most – kod – Mostar.

Od wieków kod miejski Mostaru wyznaczały mosty. Dzisiaj tworzyć musimy mostopodobne konstrukcje w formie instalacji architektonicznych czy artystycznych, dla uzdrowienia i rewitalizacji jego tkanki społecznej. Niegdyś bez połączenia dwóch brzegów Mostar nie stałby się miastem. Teraz znów tego potrzebuje, by stać się nim na powrót.

Most okazuje się najlepszym remedium na urbicid (miastobójstwo) i impulsem do odradzania się miejskości na południu Bałkanów.

***

[1] web.mac.com/scodrington/UWC/Mostar.html (1 XII 2011)

[2] www.okcabrasevic.org (1 XII 2011)

[3] Ivo Andrić, Zuko Džumhur, Mostar, Mostar 1982, s. 5.

O autorach

Husein Oručević

Politolog, dziennikarz i aktywista, związany z zaangażowanym politycznie, społecznie i architektonicznie projektem OKC Abrašević oraz multimedialnym programem wdrażania nowych infotechnologii – abrasmedia.info w Mostarze. Ponadto jest konsultantem programu ArtInDiCities (Sztuka w podzielonych miastach) oraz dziennikarzem Polskiego Radia Kielce i BH Radio 1 w Sarajewie.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020