Pałac Kultury Zagłębia. Noc. Fasada budynku oświetlona jest kolorowymi lampami. Przed budynkiem zaparkowane dwa samochody.

Socrealizm magiczny?

Socrealizm fantastyczny: Pałac Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej

Publikacja: 31 marca 2023

NR 38 2020

TAGI DO ARTYKUŁU

DO LISTY ARTYKUŁÓW

Architekturę polską początku lat pięćdziesiątych postrzegamy najczęściej przez pryzmat sentencji „socjalistyczna w treści i narodowa w formie”. Jakież jest nasze zaskoczenie, kiedy dekoracje obiektu reprezentującego ten właśnie okres nie przystają do żadnego z tych określeń.

 

Trudno uznać fantastyczne stwory za spełniające założenia doktrynalne socrealistycznego budownictwa. Taką niespodziankę możemy sobie zafundować, wchodząc do Pałacu Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej. Pełne fantastycznych zwierząt i kwiatów, wici roślinnych i wielu jeszcze innych elementów stropy pałacu zadziwiają swoistym horror vacui, które oszałamia i zadziwia. Wyszukane formy, niespotykane motywy dąbrowskich sztukaterii podkreślone wystrojem ścian, kamiennymi okładzinami i posadzkami nie pozostawiają wątpliwości, że rzeczownik „pałac” w nazwie nie jest przypadkowy.

Pomysł budowy nowego obiektu kulturalnego w Dąbrowie Górniczej pojawił się już w 1945 roku[1], ale dopiero wraz z obietnicą finansowania inwestycji przez władze wojewódzkie, która padła trzy lata później, nadano mu realne kształty i zaczęto myśleć o programie funkcjonalnym. Kolejny rok przyniósł wpisanie dąbrowskiej inwestycji do planu sześcioletniego oraz wstępną koncepcję przestrzenną obiektu, którą opracował Zbigniew Rzepecki. Architekt był wówczas zatrudniony w Miastoprojekcie Katowice, z regionem jednak związał się już w latach trzydziestych, kiedy pracował dla katowickiego magistratu i Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. W momencie otrzymania zlecenia był bardzo doświadczony, miał na koncie liczne zrealizowane projekty o różnorodnych funkcjach, od szkół po budynki biurowe, wystawiennicze, sakralne i mieszkalne.

Jego koncepcja nowego domu kultury szybko napotkała trudności. Jak się później okazało, były one tylko wstępem do kolejnych. Komisja Oceny Projektów Inwestycyjnych Ministerstwa Kultury i Sztuki, w której zasiadali Piotr Biegański, Stanisław Brukalski, Jerzy Hryniewiecki, Jan Zachwatowicz i Marcin Weinfeld, uznała projekt za zbyt duży, za drogi i nieodpowiadający lokalnym potrzebom. Jednocześnie zwrócono uwagę, że „dom kultury nie stwarza monumentu” i zalecono, aby nowy obiekt wpisać w całościową koncepcję nowego centrum miasta stał się elementem większego założenia nowego centrum miasta.

Tak też się stało, przynajmniej na papierze. Kolejne propozycje zagospodarowania najbliższej okolicy planowanego gmachu, już o znacznie okrojonej kubaturze, uwzględniały nowy ratusz i budynki administracyjne. Stało się to więc pretekstem do uporządkowania układu urbanistycznego Dąbrowy Górniczej – miasta złożonego z osad przemysłowych i rolniczych – i wykreowania nowej, reprezentacyjnej przestrzeni. Projekty otoczenia pałacu ewoluowały od symetrycznych, monumentalnych do swobodniejszych, jednak żaden pomysł Rzepeckiego nie został zrealizowany.

Kolejne liczne komisje szczebla wojewódzkiego i krajowego krytykowały następne wersje projektu: jednym nie odpowiadały pilastry na bocznych ścianach, innym wieżyczki, następni uznawali, że architektura budynku winna się wyróżniać szlachetną prostotą, a bogactwo formy należy skoncentrować na portalu.

Ostateczną wersję projektu Rzepecki ukończył w 1952 roku, co zupełnie nie przeszkodziło w rozpoczęciu rok wcześniej prac budowlanych. Szybko też okazało się, że kosztorys nie odpowiadał realiom i faktycznym potrzebom realizacyjnym. Pięć lat od rozpoczęcia budowy, czyli w 1956 roku, obiekt nadal nie był ukończony i nie było wielkich szans na finał, gdyż znacząco przekroczono budżet. Szybko też wyszły na jaw liczne wady wykonawcze – usterki konstrukcji, zawilgocone piwnice. Nic zatem dziwnego, że zaczęto szukać oszczędności. Na pierwszy ogień poszły dekoracje pałacu, które ze względów ekonomicznych wzbudzały największe kontrowersje. Wtedy też zaczęła się biurokratyczna przepychanka pomiędzy władzami centralnymi a wojewódzkimi – nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności za utrzymanie konkretnego kierunku zmian.

Czynnik ekonomiczny stał się pretekstem dla pomysłu zmian w wystroju. W 1956 roku inwestycja zaliczana kilka lat wcześniej do najważniejszych w regionie, także ze względów propagandowych, i kreowana na ikonę socrealizmu, stała się passé. Nie pasowała do odwilżowej narracji. Uproszczenie projektu wnętrz byłoby władzy znacznie bardziej na rękę, tym bardziej że w przypadku innych budynków takie zabiegi były stosowane z powodzeniem.

Sprawa została zakończona dopiero na posiedzeniu Wojewódzkiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej, w czasie którego omawiano ewentualne zmiany w projekcie. Ze względu na to, że prace wewnątrz były już dość zaawansowane, rezygnacja z nich pociągnęłaby za sobą kolejne koszty. Koreferat w tej sprawie wygłosili architekci Henryk Buszko, Jerzy Gottfried i Wojciech Soboń, którzy odżegnując się od oceniania koncepcji wnętrz, ich charakteru i poziomu opracowania, zasugerowali wprowadzenie tylko niewielkich poprawek, a tym samym utrzymanie projektu Zbigniewa Rzepeckiego w mocy. Prace wykończeniowe trwały jeszcze kilkanaście miesięcy i Dom Kultury oddano do użytku w styczniu 1958 roku, czyli po trzynastu latach od pomysłu i siedmiu od wbicia pierwszej łopaty w grunt.

„Tak, pałac! Nie ma tu ani krzty przesady”[2] – tak relacjonował swoją wizytę w budynku, informując o planowanym otwarciu, dziennikarz lokalnej prasy. Żurnalista nie miał wątpliwości, gdy już wówczas określał budynek mianem pałacu, choć instytucja dopiero w 1964 roku zmieniła nazwę na Pałac Kultury Zagłębia. Miało to z pewnością dwie przyczyny: pierwszą z nich była narracja propagandowa, w której określenie budynku służącego kulturze mianem pałacu funkcjonowało od początku lat pięćdziesiątych, kiedy rozpoczęto budowę warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki, drugą był charakter samych wnętrz dąbrowskiego obiektu.

Jak więc wyglądają te dekoracje, których realizacja stała pod wielkim znakiem zapytania? Nie da się na to pytanie odpowiedzieć krótko, gdyż mnogość pomieszczeń, różnorodność opracowań, stylistyk, użytych materiałów i kolorystyki jest tak duża, że nie sposób ich scharakteryzować w kilku zdaniach lub akapitach i nawet monografia obiektu nie wyczerpała tematu.

Skupmy się zatem na zdobieniu sufitów i zespole trzech sal nazwanym Agorą. Spod feerii detali i ornamentów po krótkiej obserwacji wyłaniają się przedstawienia zoomorficzne, które przy pierwszym spojrzeniu umykają widzowi. W większości nie są to jednak realistyczne wizerunki, lecz stylizowane zwierzęta mitologiczne. Chimery – z głowami lwów i tułowiem kozy – mają końskie ogony, z których wyrastają wijące się węże. Inne stwory, skomponowane z głów kozła i ciała lwa, zostały ułożone na symetrycznych rozetach. Hippokampy – pół konie, pół ryby – zdobią kolejne pomieszczenie. Dochodzą do tego jeszcze węże morskie, jaszczurki, fantazyjne kwiaty i wici roślinne, a nawet szyszki i fasola, dopełniające poszczególne partie dekoracji. Niektóre fragmenty przywodzą na myśl ornamenty Indian południowoamerykańskich, inne wzory mauretańskie, jeszcze inne trudno nawet określić, bo historia sztuki nie znała wcześniej takich form i nie nadała im jeszcze nazw. Dekoracje te nie są polichromowane, utrzymano je w jasnej tonacji, która kontrastuje z marmurowymi okładzinami ścian i boazeriami.

Oprócz sztukaterii salę zdobią malowane fajansowe kafle z motywami zaczerpniętymi z regionu. Można znaleźć na nich górnika i hutnika, park, hutę i wieże wyciągowe kopalni, hałdy, dymiące kominy, są też koza, para na łódce, wędkarze, a także martwa natura z kwiatami i owocami oraz port. Różnice kreski i pociągnięć pędzla sugerują, że kafle wyszły spod rąk kilku osób, prawdopodobnie pracownic Fabryki Fajansu we Włocławku. Na taką proweniencję wskazują również żyrandole, kinkiety i plafoniery autorstwa Heleny i Lecha Grześkiewiczów, którzy współpracowali z włocławską wytwórnią.

Na przedstawieniach górników, hutników i ich zakładów pracy robotnicze treści w pałacu właściwie się kończą. Ich niewielkie rozmiary sprawiają, że są widoczne tylko przy bliższym przyjrzeniu się. Nie można w przypadku powiedzieć, że stanowią główny akcent przedstawieniowy w pomieszczeniach Agory, bo ze względu na wielkość poszczególnych wizerunków oraz ich liczbę odbierane są one bardziej jako deseń kolorystyczny okładziny ścian niż jako nośnik treści ideowych. W pałacu nie ma też żadnych rzeźb robotników, matek z dziećmi, przedstawicieli różnych narodów, sztandarów ani gołąbków pokoju. Na usta ciśnie się więc pytanie: dlaczego nie ma? Z odpowiedzią przychodzi nam badaczka architektury socrealistycznej Aleksandra Sumorok, która zależność tę zauważyła w innych polskich wnętrzach początku lat pięćdziesiątych. Postawiła dość interesującą tezę, że miały one wywoływać radosny nastrój. Efekt ten można było uzyskać, działając na zmysły widza silnymi bodźcami, dla których bogate zdobienia stanowiły znakomite medium. Aby jednak dekoracje były powszechnie zrozumiałe, odwoływano się do klasycznych detali, wykorzystując elementy rodem z historycznych wzorników. Często przetwarzano te szczegóły architektoniczne, upraszczano je lub modyfikowano w taki sposób, aby zmiany dostrzegał odbiorca mający wiedzę z zakresu historii sztuki, a odbiorca nieprzygotowany widział w nich cytaty ze świata starożytnego lub klasycyzmu. Brak elementów o wydźwięku ideologicznym był zabiegiem celowym. Wyszukana i bogata dekoracja wnętrz nie miała być nośnikiem propagandy, ale raczej tłem dla niej. Scenografią, która wytwarzając odpowiedni nastrój, stanowiła świetną oprawę dla słów i pieśni[3].

Zbigniew Rzepecki w projekcie dekoracji dąbrowskiego pałacu nie tylko odwołał się do klasycznych wzorców, ale nawet poszedł o krok dalej i sięgnął do mitologii, a dokładnie do zaczerpniętych z niej przedstawień fantastycznych zwierząt. Nasuwa się pytanie: czy taki wybór był podyktowany chęcią wprowadzenia indywidualnego rysu do koncepcji wnętrz, czy sposobem na puszczenie oka do kolegów po fachu? Wszak koledzy projektowali w podobnych warunkach i z ich desek kreślarskich wychodziły projekty z dekoracjami manierystycznie i architektonicznie przetwarzającymi znane z historii wzorce. Czy wykorzystanie fantastycznych zwierząt było więc swego rodzaju dowcipem, czy tylko wynikało z chęci wyróżnienia się? Współpracownicy Rzepeckiego z katowickiego Miastoprojektu po latach wspominali, że nie projektowali architektury socrealistycznej. Aleksander Franta określił specyfikę odnajdywania się projektantów w realiach socrealizmu następująco: „Nasze projektowanie było wynikiem ścierania się przedwojennego modernizmu z naciskami na wprowadzanie wątków polskich. Ówcześni projektanci postrzegali socrealizm jako rodzaj transplantacji obcej tendencji, co natrafiało na opór. Receptą na to wydawał się być klasycyzm, w który uciekali niektórzy architekci”[4]. W przypadku Rzepeckiego receptą stał się nadmiar ornamentów, będących konglomeratem form różnego pochodzenia z wymyślonymi całkowicie na nowo.

Dzisiaj pozostają nam już tylko domysły. Pałac Kultury Zagłębia po ukończeniu nie doczekał się omówienia na łamach czasopism projektowych. Został oddany do użytku zbyt późno, aby się nim szczycić w „Architekturze”. Z pewnością mógłby zostać okrzyknięty wzorcowym domem kultury, z pewnością chwalono by jego wnętrza, kamienne posadzki, żyrandole i sztukaterie. Może publicyści rozpisywaliby się o mitologicznych stworach, może szukaliby odwołań do nich w literaturze, pewnie porównywaliby budynek z Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie, może także z innymi domami kultury wybudowanymi w regionie.

Pałac doceniono trochę później, w 1979 roku, czyli raptem dwadzieścia jeden lat po otwarciu, kiedy jako pierwszy socrealistyczny budynek w Polsce został wpisany do rejestru zabytków. Odbyło się to bez wielkiego rozgłosu i protestów. Dzisiaj, po kompleksowych pracach konserwatorskich, znów można podziwiać niezwykły efekt zaplanowany przez Zbigniewa Rzepeckiego. Jego nietuzinkowe pomysły na wystrój pałacowych wnętrz da się scharakteryzować jednym przymiotnikiem, który odnosi się nie tylko do mitologicznych stworów, ale przede wszystkim do wrażenia, jakie wywiera na wchodzących do budynku: fantastyczne!

 

 

[1] Zob. Tak, pałac! Pałac Kultury Zagłębia 1958–2018, red. Anna Syska, Zdzisława Górska-Nieć, Dąbrowa Górnicza 2018; liczne dokumenty obrazujące dzieje budowy Pałacu wraz z projektami architektonicznymi i urbanistycznymi znajdują się w archiwum instytucji.

[2] Aleksander Zawadzki weźmie udział w uroczystościach otwarcia Domu Kultury w Dąbrowie, „Wiadomości Będzińskie-Czeladzkie-Dąbrowskie” 1958, nr 90, s. 1. Cyt. za: Arkadiusz Rybak, Szkic historii pałacu – instytucji. Od hali fabrycznej do Pałacu Kultury Zagłębia, w: Tak, pałac!, dz. cyt., s. 31.

[3] Zob. Aleksandra Sumorok, Socrealistyczne domy kultury od wnętrza. Architektura szczęścia?, „Studia z Architektury Nowoczesnej” 2018, nr 6.

[4] Zob. A. Syska, To nie był żaden socrealizm, w: Socrealizmy i modernizacje, red. A. Sumorok, Tomasz Załuski, Łódź 2017, s. 115.

O autorach

Anna Syska

Badaczka i popularyzatorka architektury, zajmuje się dziedzictwem kulturowym województwa śląskiego, a zwłaszcza architekturą XX wieku. Jest autorką i redaktorką licznych artykułów i publikacji poświęconych architekturze przedwojennej i powojennej, między innymi: „Styl gotycki wyklucza się. Międzywojenna architektura w województwie śląskim” i „Tak, pałac! Pałac Kultury Zagłębia 1958–2018” (ze Zdzisławą Górską-Nieć).

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020