Fotografia w sepii. Na placu stoją żołnierze w eleganckich mundurach.

Austria

W długim oddechu historii

Publikacja: 6 marca 2023

NR 44 2021

TAGI DO ARTYKUŁU

DO LISTY ARTYKUŁÓW

Historia Republiki Austrii rozpina się między wojną a pokojem, między represjami a przebudzeniem obywatelskim i kulturalnym, między recesją a olbrzymim postępem gospodarczym i społecznym.

 

„Wyprzedzając orkan, słońce leci na zachód, minęło dwa tysiące lat, a nam nic nie pozostało”[1], pisze Ingeborg Bachmann w wierszu „Rozległy krajobraz pod Wiedniem”, w którym długi oddech historii przeszywa Wiedeń.

Sto lat zajęło – w sam raz jak na długi oddech historii – by wykształcić w sobie umiejętność przypominania i mentalnego przekraczania granic czasowych i przestrzennych. Święta państwowe wymagają od nas zatrzymania się na chwilę i spojrzenia wstecz oraz ku przyszłości. To zawsze jest chwila wyzwalająca i uroczysta, ale jednocześnie wstydliwa, w której ujawniają się nie tylko wzorcowe osiągnięcia i sukcesy, lecz także polityczne zawirowania.

Jak kolektywna historia staje się widoczna i zrozumiała, skoro składa się z całkowicie nieprzeniknionych ludzkich historii?

Długi oddech historii jest najbardziej odczuwalny w rodzinnych wspomnieniach i najsilniej je przeszywa. Sto lat obejmuje prawie trzy generacje, które żyją zazwyczaj blisko siebie, a lata ich życia przez jakiś czas się zazębiają, co sprawia, że historię przekazują właściwie z ust do ust.

Moja pamięć generacyjna rozpościera się pomiędzy rozpadem monarchii austro-węgierskiej a powstaniem Republiki Austrii. Mój dziadek jako osiemnastoletni chłopak w październiku 1917 roku brał udział w ostatniej ofensywie w dolinie Soczy i jako żołnierz armii austro-węgierskiej został ranny nad rzeką Piawą. Kiedy wyzdrowiał i wreszcie mógł wrócić do domu, do życia została powołana republika. Moja babka natomiast twierdziła, że przeżyła trzy wojny: I wojnę światową, obronę Karyntii oraz II wojnę światową. Jej delikatna postać, na której odbiły się wspomnienia burzliwej historii, w tym pobytu w obozie koncentracyjnym Ravensbrück, wprawdzie już niewidoczna dla oczu, ale stale obecna jest w moich myślach i uczuciach.

Kiedy tylko odwracamy wzrok od przodków i patrzymy na wszystko globalnie, historia jawi się nam jako coś przelotnego czy wręcz nieuchwytnego. Trudno nam przeniknąć umysłem to nagromadzenie śladów i ruin, które są niczym „mane, tekel, fares” – przepowiednia zapisana na babilońskiej ścianie, nieczytelna kulturowa i materialna plątanina. Tylko w krótkich chwilach szczęścia wierzymy, że udaje nam się przejrzeć głębię historii oraz znaleźć odpowiedzi na najbardziej palące i zajmujące nas pytania.

Zostałam zaproszona do wygłoszenia mowy podczas tej uroczystości państwowej. To zaskakujące zaproszenie jednocześnie mnie zaszczyciło i przyprawiło o przyspieszone bicie serca wywołane wątpliwościami. Długo się zastanawiałam, z jakiej pozycji powinnam mówić. Nie mogę się bowiem wypowiadać ani w imieniu żadnej partii, ani instytucji czy jakiejkolwiek grupy. Mogę przemawiać co najwyżej jako indywidualna osoba z własną historią życiową, jako poetka, karyntyjska Słowenka, Austriaczka, która pozostaje w określonym związku z Republiką Austrii. Związek taki nie oznacza tylko, że zostało się wykształconym przez państwowe instytucje, że płaci się podatki, ale oznacza to również wmieszanie się w sprawy polityczne. W takiej relacji nie chodzi tak naprawdę o korzyści ani poczucie bezpieczeństwa, ale o tożsamość, o to, kim jesteśmy i kim chcemy być.

Tożsamość natomiast postrzegam jako proces, a nie skończony stan czy pewny i niezbywalny fakt. Ona nie zaczyna się ani nie kończy tu i teraz, pochodzi z przeszłości, z języka, z tego, co odziedziczone, wyuczone, przeżyte i doświadczone, z lęków i tęsknoty, z tego, kim byliśmy, kim jesteśmy i kim chcemy się stać. Kiedy tożsamość krzepnie, ogranicza albo narzucana z zewnątrz, wówczas przemienia się tylko w hasło, zarzut lub maskę. Tożsamość opiera się na relacjach, a relacje mogą być rozwojowe lub niszczące. Również struktury państwowe podporządkowane są poszukiwaniu identyfikacji oraz licznym zmianom. W tych właśnie kontekstach kształtuje się stosunek jednostki do państwa.

Natomiast podstawowym kryterium tej niezwykłej relacji jest demokracja. Demokracja organizuje prawo oraz reguluje uczestnictwo w procesach społecznych i politycznych. Jej sedno stanowią kompromisy, dyskusje, argumentacja, korekty i wolność jednostki. Natomiast państwo autorytarne szykanuje słabszych, innych, ukróca przejawy wolnej woli, możliwości sprzeciwu, uczestnictwa w polityce, kontroli władzy i zmian. Demokracja przypomina rodzinę, której członków łączą bliskie relacje. Jej przeciwieństwem jest model autorytarny – zarówno w rodzinie, jak i w państwie o dolach i niedolach wszystkich decyduje stojący na czele patriarcha.

Historia Republiki Austrii rozpina się między wojną a pokojem, między represjami a przebudzeniem obywatelskim i kulturalnym, między recesją a olbrzymim postępem gospodarczym i społecznym.

Republika Niemieckiej Austrii powstała jako demokratyczny projekt po załamaniu się starego monarchistycznego porządku. Nowe siły polityczne traumę rozpadu i wojny chciały przemienić w spełniony sen o postępie. Lecz strata przeszłości, połączona z dramatycznym kryzysem gospodarczym, okazała się nie do uniesienia. Młoda demokracja parlamentarna musiała się zmierzyć z cieniami z przeszłości – lękami i autorytarnymi tradycjami. We wspomnieniach Pierwsza Republika jawi się jako okres niezgody na utratę potężnych władców. Już w XIX wieku, w trakcie postępującej industrializacji i zwiększonej mobilności, ludzie poczuli się oderwani od swoich korzeni i wspólnot. Po niszczycielskiej wojnie poczucie opuszczenia nasiliło się jeszcze bardziej. Z tych czasów do dziś pobrzmiewa – obok różnych współczesnych głosów kulturowo-historycznych – melancholijny ton nostalgii za ojczyzną. To poczucie straty odcisnęło piętno na całej austriackiej kulturze. Wytrwale podtrzymywany jest obraz minionej idylli, pod którym głęboko kryją się wszystkie zranienia i poniżenia.

Bólu po odejściu starego świata nie mogli zrównoważyć nawet socjaldemokraci, choć wprowadzili powszechne prawo wyborcze, z którego po raz pierwszy mogły skorzystać kobiety, walczyli o sprawiedliwe wynagrodzenia i ośmiogodzinny dzień pracy. To, co dawne, ciągle oddziaływało na współczesność: na wzmaganie się nastrojów antysemickich, na tęsknotę za silną władzą i konflikt między austriackością a niemieckością. Na początku Republika Austrii próbowała wszystkie wielojęzyczne i wielokulturowe relacje przypisać byłej monarchii. Żądanie, by zrezygnować ze swojego języka i kultury, najsilniej odczuli karyntyjscy Słoweńcy. Patrząc wstecz, można by rzec, że większość Austriaków w Pierwszej Republice niczego nie chciała bardziej, aniżeli stać się Niemcami. Cena za te dążenia była jednak wysoka. Austriacka demokracja szybko zaczęła się przemieniać w autorytaryzm, osuwać w wojnę domową, a wreszcie w nazistowską dyktaturę. Pozostałości wielojęzycznej i różnorodnej religijnie, demokratycznej rzeczywistości ostatecznie zostały zniszczone po przyłączeniu się do trawionych terrorem i gwałtem hitlerowskich Niemiec oraz po wybuchu wojny. Mówi się, że Austria na kilka lat zniknęła z mapy świata, ale Austriacy byli przecież obecni na wszystkich frontach, także podczas apokaliptycznych mordów w okupowanej Europie Wschodniej.

Jak mogło do tego dojść – to pytanie do dziś napełnia nas przerażeniem.

Jeśli popatrzymy, kto w czasach nazistowskich walczył za Austrię, stwierdzimy, że były to nieliczne jednostki. Ruch oporu, który umożliwił Austrii powrót na drogę wolności, oczywiście istniał, ale zdecydowanie częściej sprzeciw wobec nazizmu miał charakter indywidualny. Ten fakt rzuca specjalne światło na doniosłość etycznego zachowania jednostki. W Austrii opór stawiali ludzie, którzy w czasach zorganizowanej przemocy i totalnej propagandy nie wyzbyli się humanitarnych zachowań. Był to konglomerat zwyczajnych, codziennych, pomocnych i odważnych gestów, skierowanych przeciwko niszczycielskiemu i zorganizowanemu złu przeciwko ludzkości. Demokrację, którą dziś znamy, zawdzięczamy jednak nie tylko odwadze cywilnej jednostek oraz wielu ofiarom nazistowskiego reżimu. Jest ona także wynikiem politycznych szczęśliwych przypadków i umiejętności negocjacyjnych konkretnych osób.

Chciałabym jeszcze przypomnieć o stracie, która przy oficjalnych okazjach jest często pomijana, a mianowicie o utraconym pokoleniu austriackich pisarzy i pisarek, artystów i artystek, którzy w czasach nazistowskich zmuszeni byli wyemigrować, aby ratować życie, którzy popełnili samobójstwo albo zostali zabici. Ich dzieła jeszcze dziś przynoszą chlubę krajowi, który ich nie chciał. W ich książkach pobrzmiewają historie z przeszłości, ukrywają się obrazy i tęsknoty za dawnym światem, tak bliskim obecnemu i jednocześnie tak od niego odległym.

Myślę, że musimy zaufać głębokiemu wstrząsowi wszystkich, którzy przeżyli katastrofę II wojny światowej, i podsumowującemu go stwierdzeniu: „Nigdy więcej”. Inaczej będziemy skazani na powtórkę politycznych błędów z przeszłości. Z tego wewnętrznego przekonania ludzi, którzy przeżyli, powstała Powszechna deklaracja praw człowieka i z niego narodziła się również idea wspólnej Europy. Te dokonania są niezwykle istotne dla naszej przyszłości – jako obietnica i zobowiązanie.

Fundamentami sukcesów drugiej republiki stały się konstytucja, neutralność oraz wzrost gospodarczy i partnerstwo społeczne. Austriacy i Austriaczki wykształcili wówczas swoją tożsamość, od której dziś wychodzimy, kiedy myślimy o Austrii. Na ten czas przypadły decydujące polityczne, prawne, strukturalne i instytucjonalne zmiany, które objęły cały kraj i dotyczyły wszystkich obywateli i obywatelek. Mieliśmy szczęście, że doświadczyliśmy powściągającej kapitalizm socjalnej gospodarki rynkowej, która umożliwiła społeczeństwu udział w sukcesach państwa. Zrównanie praw i emancypacja kobiet przełamały tysiącletnią tradycję męskiego uprzywilejowania. Jednak wdrożenie równych praw w życiu codziennym przychodziło i nadal przychodzi z trudem. Republika miała spore trudności z wprowadzeniem w życie praw austriackich mniejszości narodowych, które miały umocowanie w konstytucji. Problemy te były następstwem niemiecko-nacjonalistycznych tradycji, o których republika chciałaby zapomnieć.

Pisarze i pisarki, artyści i artystki po stracie poprzedniego pokolenia mieli w głowach obraz kraju, który nieustannie, uparcie i niemal siłowo próbował uciec w idyllę i zapomnienie, jak sformułował to kiedyś Peter Handke. W swoich dziełach, które często spotykały się z niezrozumieniem, starali się zachować krytyczny dystans wobec Austrii.

Wraz ze wstąpieniem do Unii Europejskiej podjęliśmy niemal marzycielską i przełomową decyzję, ciągle bojąc się własnej odwagi. Globalizacja gospodarki, połączona z postępującą digitalizacją, walka z niszczeniem i zaśmiecaniem naszej planety wymagają międzynarodowej, politycznej współpracy. Austria, przyłączając się do wielojęzycznej Europy, powróciła także do swoich różnorodnych językowo korzeni i uznała je wreszcie za część swojej istoty.

Jednakże wejście do Unii Europejskiej nie sprawiło, że stanęliśmy  pewnie na politycznym gruncie. Czujemy, że wkraczamy w okres zmian, który zaczyna przypominać nasilający się huragan. Jeszcze nie zdążyliśmy się dobrze przyzwyczaić do poszerzonych możliwości decydowania o losach Europy, a już widzimy, że sytuacja polityczna w Europie się zmienia.

Kiedy zaczęliśmy doświadczać pozytywnych skutków działania państwa opiekuńczego, oświadczono nam, że jesteśmy już dorośli i sami powinniśmy się o siebie zatroszczyć. Kto stoi obecnie za kulisami naszego kraju i stamtąd nim kieruje – stary i potężny ojciec czy inny byt, który trudno nam sobie zwizualizować, a który sprawuje kontrolę nad wszystkim? Co ukrywa się za dążeniem, by państwo było prowadzone niczym przedsiębiorstwo? Skąd idea, by państwo pozbawić funkcji społecznej oraz wspólnotowej i rzucić je na pastwę wolnego rynku? Skąd pomysł, żeby państwa były dla siebie konkurencją, aby rynki państwowe działały na tych samych zasadach co supermarkety, w których przecenami, złudzeniem piękna, zdrowia, świeżości oraz tanim i uczynnym kapitałem ludzkim zabiega się o międzynarodowych inwestorów? Takie podejście zakłada zmianę myślenia o polityce, która zaczyna funkcjonować według zasad konkurencji i reguł wszechstronnej selekcji. W ten sposób tworzą się grupy wygranych i przegranych, a zachowania społeczne zostają podporządkowane globalnej ekonomii. Polityka ze swoich obywateli i obywatelek chce uczynić ludzi nadających się do tej rywalizacji. Wszystkie ich zachowania są oceniane, ważone i wartościowane za pomocą algorytmów, bo przecież niewidzialny algorytm waży więcej niż argumenty, więcej niż konkretny człowiek z konkretną historią.

Narastające uczucie niepewności ma swoje korzenie w lęku, że jako ułomni, chorzy, starzy, nieproduktywni z gospodarczego punktu widzenia ludzie możemy zostać odsunięci na boczny tor i pozbawieni pomocy. Nawet jeśli partie nacjonalistyczne w całej Europie sądzą, że niepewnym obywatelom i obywatelkom przynależność do ich struktur zastąpi zrujnowane poczucie wspólnoty, to kryzys sięga o wiele głębiej. Jest trudno uchwytny, ale poważniejszy niż załamanie na początku XX wieku. Niszczy poczucie przynależności i odpowiedzialności, oparte na naturalnej ludzkiej potrzebie więzi, i doprowadza do stworzenia człowieka rządzonego prawami ekonomii, który postępuje według kryterium własnych korzyści i zysków. Nowoczesna gospodarka radzi sobie coraz lepiej bez jednostek i państw.

Długi oddech historii jest słaby i ledwo słyszalny. Nie przysłuchujemy się mu, ponieważ nie wierzymy mowie. Wiadomości, które do nas docierają, opakowane są w błyszczący papier, ale nadzienie pod czekoladową warstwą może okazać się gorzkie. My jednak o tym nie wiemy, bo nie mamy czasu, aby je otwierać i rzeczywiście zaglądać tam, gdzie celują polityka i mowa, czyli do tych, których one najbardziej dotyczą i dotykają. Jesteśmy zajęci otwieraniem innych ładnie zapakowanych czekoladek, które mają przynieść nam szczęście, a które ostatecznie okazują się tylko jego tanią atrapą. Staramy się wypierać zalewającą nas ze wszystkich stron motywacyjną retorykę. Wyżywamy się w mediach społecznościowych, pokazując, że rozumiemy znaki naszych czasów. Opanowujemy wyższą sztukę obrażania, poniżania, protekcjonalności i oszukiwania – uwewnętrzniamy reguły walki i czujemy się osobiście dotknięci, kiedy jesteśmy krytykowani. Choć dobrze sobie radzimy, to powoli zanosi się na burzę.

Państwa zostały postawione przez cyfrowe koncerny przed nowymi, ogromnymi wyzwaniami. Cyfrowi giganci wzbogacili nas o nowe technologie, a jednocześnie sprawują nad naszym życiem trudną do wyobrażenia władzę, której nie jesteśmy w stanie kontrolować ani na nią w jakikolwiek sposób wpływać. Miotamy się jak schwytani w sieć, która coraz ciaśniej nas oplata, odbierając nam kontrolę nad działaniem. Kiedy poddajemy się presji czasu, także wartość naszego życia i ciała staje się wyliczona co do grosza, kiedy zgadzamy się, by z naszych tęsknot, uczuć i fantazji uczynić mierzalną wartość, towar, wówczas ostatecznie porzucamy nasze wyobrażenia o etyczniej i społecznej jednostce.

A przecież etycznie zachowująca się jednostka jest trzonem, jest sednem każdej demokracji.

Demokracja to chyba jedyna forma rządów uwzględniająca inność i mniejszości oraz jedyny porządek prawny włączający do społeczeństwa ludzi pochodzących z różnych krajów i tradycji, którzy z rozmaitych powodów przybyli do danego państwa, czyniący ich współodpowiedzialnymi za tworzenie wspólnoty i wartości demokratycznych. Tylko więź z krajem i jego demokratyczne wartości potrafią wielorakie społeczeństwa otworzyć na siebie i wszystkim obywatelom pomagają znosić i rozstrzygać konflikty.

Kiedy patrzy się na uciekających ludzi, dla których Morze Śródziemne stało się strefą śmierci, kiedy patrzy się na dewastację naszego środowiska oraz staje w obliczu totalitarnych fantazji o władzy, które dzięki technicznemu rozwojowi zyskują coraz większą siłę przebicia, pytania o przyszłość przybierają naturę pytań o humanizm i ekologię. Musimy stanąć w obronie praw człowieka i pokoju przeciwko niszczącemu potencjałowi wszechogarniającej globalnej mobilizacji. Musimy się uwolnić od wąskiej perspektywy, którą z pomocą technologii chcielibyśmy rozdmuchać, i wreszcie wkroczyć w realny świat. „Z wyostrzonym, na wszelki wypadek, słuchem” – jak pisała Bachmann w swoim wierszu – nieczuli na magię liczb i analiz, odzyskajmy wrażliwość i przybierzmy wreszcie nasz prawdziwy kształt.

Austriacki malarz Oskar Kokoschka opisał konieczność demokracji następującym zdaniem: „Demokracja musi nas prowadzić tak pewnie jak instynkt”. Tego demokratycznego instynktu życzę nam wszystkim w zjednoczonej Europie oraz ciągle jeszcze młodej Republice Austrii z okazji jej urodzin.

 

Tekst jest zapisem przemowy Mai Haderlap wygłoszonej 12 listopada 2018 roku w Operze Wiedeńskiej z okazji jubileuszu stulecia republiki.

 

Z niemieckiego przełożyła Sylwia Miłkowska

[1] Fragment wiersza Ingeborg Bachamann w tłumaczeniu Sławy Lisieckiej i Zdzisława Jaskuły z tomu Wyjaśnij mi, miłości , Wydawnictwo Antykwa, Kraków 2005.

 

O autorach

Maja Haderlap

Poetka i pisarka wywodząca się z mniejszości słoweńskiej w Karyntii. Debiutancka powieść „Engel des Vergessens” [Anioł zapomnienia, 2011] przyniosła jej nagrodę im. I. Bachmann. Studiowała teatrologię i germanistykę na uniwersytecie w Wiedniu. Przez pewien czas mieszkała w Lublanie, na stałe osiadła w Klagenfurcie. Przez wiele lat była kierownikiem literackim w Teatrze Miejskim i nauczycielem akademickim. Publikowała poezję, przede wszystkim w języku słoweńskim, oraz tłumaczenia ze słoweńskiego na niemiecki.

INNE ARTYKUŁY TEGO AUTORA

Copyright © Herito 2020