Łukaszenka

MAMY NA OKU

Recenzje

„Łukaszenka. Niedoszły car Rosji”, Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń, Czarne, Wołowiec 2021

Wiele lat u steru władzy jest oczywiście wdzięcznym tematem memów. Na jednych Putin uśmiecha się drwiąco na widok zdumionych oczu Franciszka – bądź co bądź, trzeciego z panujących zwykle dożywotnio papieży, którzy zmieniają się na tronie, podczas gdy Władimir Władimirowicz na nim trwa. Na innych Elżbieta II pochyla się w stronę Putina, Alego Chameneia i Emomalego Rahmona ze zwyczajową w takich razach ripostą „Hold my beer”. Najbardziej wymowne są jednak zestawienia obrazów, które powstały w sposób naturalny, bez intencji satyrycznej. Ich przykładem może być nota biograficzna Łukaszenki w polskiej wersji Wikipedii: zilustrowano ją antyłukaszenkowskimi graffiti z warszawskich ulic, sprejowanymi w roku 2002 Ich autorzy dobiegają dziś pewnie czterdziestki; jeśli graffiti jeszcze nie zamalowano, lada rok zajmie się nim konserwator.

Dyktatura Łukaszenki jest pod tym względem wyjątkowa: mniej krwawa niż rządy tyranów środkowoazjatyckich czy afrykańskich (chociaż oczywiście, bardzo wygodnie pisze się takie zdanie, nie będąc matką zakatowanego w listopadzie ubiegłego roku Ramana Bondarenki), wydaje się w szczególny sposób pozaczasowa. Zupełnie, jakby obiegowy obraz Białorusi („dobrorusi, sennorusi” z dawnych inkantacji Konwickiego) kształtował też wizerunek i praktykę prezydenta sześciu kadencji: jesień, mgła, dymy ścielą się nad kartofliskami, na zbyt szerokiej mińskiej ulicy OMON pałuje garstkę studentów. W tym kraju tak jest zawsze…

Niełatwo jest zdystansować się od takiej wizji i stworzyć opis życia polityka bardziej atrakcyjny od kalendarza czynności urzędowych. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że najbardziej spektakularna jest droga Aleksandra Grigoriewicza do władzy, czyli – hojnie licząc – dekada 1985–1994. To wówczas żeglował, niesiony burzliwymi wiatrami pierestrojki: od awansu na dyrektora sowchozu przez deputowanego po wybranego w wolnych wyborach prezydenta. Do początku XXI wieku coś się jeszcze działo: skandaliczne wypowiedzi, porywanie oponentów i dziennikarzy, szwadrony śmierci. A potem? Potem już tyko flauta, zastój, sztil.

Rozwiązaniem jest naturalnie zejście głębiej w kartoflaną redlinę, zadanie pytań o przyczyny tak długich rządów, takiej słabości oporu społecznego. Małgorzata Nocuń i Andrzej Brzeziecki, autorzy biografii „niedoszłego cara”, robią to, oczywiście: od połowy książki rezygnują w zasadzie z narracji kronikarskiej i omawiają raczej rozmaite płaszczyzny aktywności Łukaszenki w polityce wewnętrznej i międzynarodowej, jego życie prywatne czy kreowaną przezeń politykę historyczną. Nie stronią też od najważniejszego chyba zarówno dla historyków, jak dla aktywistów pytania o przyczyny utrzymywania się dyktatora u władzy przez ponad ćwierć wieku. Jakim głębokim potrzebom Białorusinów odpowiada ten władca, jakim lękom?

Inna rzecz, że, jak na dziennikarzy piszących zawodowo o Białorusi od kilkunastu lat, a przy tym deklarujących w swej publicystyce dystans wobec narracji postrzeganych przez nich jako zbyt tradycyjne, polskocentryczne czy patriarchalne, Nocuń i Brzezicki sięgają nieraz po dość stereotypowe formuły. Ze zdaniem „Właśnie takiego [pracowitego – W.S.] przywódcy potrzebują Białorusini, którzy są narodem niechętnie biorącym sprawy w swoje ręce” osobiście, z zastrzeżeniem wobec pewnego uproszczenia, jestem skłonny się zgodzić: rzeczywiście, historyczne okoliczności boleśnie oduczały przodków dzisiejszych Białorusinów podmiotowości. Nietrudno jednak sobie wyobrazić oskarżenie autorów takiej frazy o narrację skażoną paternalizmem, czy wręcz, nie daj Bóg, „perspektywą kolonialną”.

Najdalszy jestem od takich zastrzeżeń, zwłaszcza wiedząc z poprzednich książek Nocuń i Brzezickiego (i niemałej liczby reportaży) o ich zaangażowaniu w białoruskie sprawy, o świetnych relacjach z mińskimi artystami, pisarzami i opozycjonistami. Zarazem jednak mam wrażenie, że cała panorama rządów Łukaszenki jest dość mało pogłębiona: że przypominanych zostało wiele faktów z reguły znanych czytelnikom, którym nieobce są sprawy białoruskie, co powoduje efekt pewnego, mówiąc kolokwialnie, zamulenia: no tak, Szkłów, Kuropaty, Zenon Paźniak, Michaił Czyhir – znamy to, znamy.

Można uznać, że takie nagromadzenie dość podstawowych informacji jest zgodne z założeniem książki, która ma stanowić wprowadzenie do tematyki białoruskiej i przeznaczona jest dla tak zwanego szerokiego grona czytelników. O takim podejściu mogą świadczyć żartobliwe, stylizowane na gawędę podtytuły poszczególnych rozdziałów (szkoda, że nie przeniesiono ich do spisu treści) czy przywoływanie w tekście autorów nieco już przebrzmiałych, ale szeroko rozpoznawalnych, jak Roj Lebiediew. Na tym jednak, niestety, postność książki się nie kończy: najmniej może budującym jej elementem jest zamieszczona na końcu Bibliografia. Jest to nieco zbyt potiomkinowski tytuł jak na PIĘTNAŚCIE wymienionych tam książek. Jeśli dodamy, że z tej liczby dwie są pióra samych autorów, jedna to pozycja dość klasyczna (Książę Makiawela), a najnowsza została wydana w roku 2013, nie poprawia to sytuacji, podobnie jak osiem przywoływanych gazet i siedem portali (w tym Wikipedia i YouTube). Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z drugim wydaniem Łukaszenki, przygotowanym, jak się można domyślić, w reakcji na najnowszą falę niezadowolenia społecznego na Białorusi, a jednocześnie zaostrzenie stanowiska Moskwy, dążącej do zwiększenia zakresu swojej kontroli nad krajem ościennym.

W tym kontekście cenne jest uznanie przez Nocuń i Brzezieckiego, że najważniejszy wyróżnik rządów Łukaszenki to jego całkowicie nierealistyczny projekt rozszerzenia swojej władzy prezydenckiej (za pomocą noszących rozmaite nazwy struktur „państwa związkowego”, czyli minifederacji Rosji i Białorusi) aż po Kamczatkę. Taką perspektywę autorzy zadeklarowali już na poziomie tytułu, najrzetelniej też opracowali (i zaktualizowali) te rozdziały, które traktują o relacjach Mińska i Moskwy oraz o podporządkowywaniu sobie Łukaszenki przez Putina i unikach stosowanych przez tego pierwszego. To jednak stanowczo za mało. Można sobie życzyć, by w trzecim, uzupełnionym wydaniu znalazło się dużo więcej wiadomości o stosunkach Białorusi z innymi krajami regionu (w książce mówi się jedynie trochę o polonofobii prezydenta), o obrazie Łukaszenki w kulturze (w popkulturze, w kulturze wysokiej, w figlach postmodernistów i artystów krytycznych) czy o przemianach tożsamości historycznej Białorusinów. No i, przede wszystkim – by była to już wówczas publikacja w oczywisty sposób traktująca o zamkniętej przeszłości.

Copyright © Herito 2020