Narody - historia i pamięć
Zorkiestrować miasto
Publikacja: 1 września 2021
TAGI DO ARTYKUŁU
DO LISTY ARTYKUŁÓWPowiedzmy sobie szczerze: jesteśmy w sytuacji pewnych dążeń, intuicji, nieznanych odpowiedzi. Mamy do czynienia z miastami i ten konkurs, który się w Polsce wydarzył, doskonale pokazuje, które miasta mają ambicje i widzą swoje szanse rozwojowe w inwestowaniu w kulturę. My, ludzie kultury, musimy się nie tylko z tego cieszyć, ale też mieć świadomość, że to dla nas bardzo duża odpowiedzialność.
Joanna Sanetra-Szeliga: W kwietniu został pan dyrektorem artystycznym Biura Festiwalowego Impart 2016, które zajmie się przygotowaniem ogromnego przedsięwzięcia – Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Zwycięska aplikacja konkursowa o tytuł ESK 2016[1] przygotowana została przez poprzedni zespół pod hasłem „Przestrzenie dla piękna”[2]. Dużo będzie w niej zmian?
Krzysztof Czyżewski: W naszych przygotowaniach przyjęliśmy strategię kontynuacji, zarówno jeśli chodzi o współpracujący zespół autorów aplikacji, do którego doproszone będą dodatkowe osoby, w tym eksperci międzynarodowi, jak i zawartość merytoryczną. Chcemy, aby powstała koncepcja wyjątkowa, niepowtarzalna, tworząca nową jakość i nowe wzorce; koncepcja, w której tworzenie zostanie zaangażowane jak najszersze grono osób. Planujemy także bliską współpracę z drugą ESK w 2016 roku, czyli z San Sebastian (prowadzone są rozmowy o stworzeniu wspólnej rady programowej, która zajmie się współpracą polsko-hiszpańską w ramach ESK). Natomiast sam wniosek aplikacyjny, tak jak wiele takich wniosków, jest rodzajem inwentarza. We wstępnej fazie przygotowań konkursowych miasto zbiera wszystko, co ma, chwali się bogactwem i różnorodnością propozycji, odsłania swój potencjał. Natomiast już na końcowym etapie, na którym jesteśmy, taka formuła niekoniecznie jest najlepszym rozwiązaniem. Jeżeli ESK miałoby się sprowadzić do kalejdoskopu rozmaitych wydarzeń, to myślę, że potencjał tego projektu zostałby zaprzepaszczony. Pytanie, przed którym stoimy, jest następujące: jak ten potencjał zintegrować w jedną opowieść, jak zbudować jeden silny przekaz całego miasta, jak zorkiestrować wszystkie planowane działania. Metafory miasta-orkiestry, czy też programu, który orkiestruje całe miasto, są mi szczególnie bliskie. Uważam, że całe miasto będzie aktorem tego wielkiego przedstawienia, które odbędzie się w 2016 roku. Ogromnym wyzwaniem przygotowań całego programu będzie szerokie otwarcie się na funkcjonujące w mieście różnorodne grupy i środowiska i różne sposoby uczestnictwa w kulturze i życiu miasta samych wrocławian.
J.S.S.: Jak bardzo istotny stanie się pod pana przewodnictwem lokalny wymiar projektu? Nietrudno zauważyć, że w przeciwieństwie do innych miast kandydatów do tytułu ESK (choćby Łodzi czy Lublina, gdzie w proces przygotowań zaangażowano niemal całe środowisko kultury i rzesze mieszkańców), Wrocław wypada nieco blado. Czy to się zmieni?
K.C.: Już się to zmienia i są to zmiany bardzo dynamicznie. Powstała Obywatelska Rada Kultury we Wrocławiu[3], z którą chcemy rozmawiać. Spotykam się z wieloma innymi środowiskami, także z przedstawicielami władz miasta, z prezydentem. Wszyscy oczekują od programu Wrocław 2016, że będzie pełnił funkcję (między innymi) budowniczego kapitału ludzkiego, że będzie wspierał kreatywność, że będzie promował otwartość i umiędzynarodowienie miasta. Są to kwestie, które w projekcie Europejskiej Stolicy Kultury były dla mnie zawsze niezwykle istotne. Od początku chciałem angażować się w tę inicjatywę, ponieważ widzę w niej przełożenie mojego dwudziestoletniego doświadczenia z „Pogranicza”[4]. Okazuje się bowiem, że ten warsztat, stworzony w małym miasteczku i dla małego miasteczka, jest dziś bardzo potrzebny także metropoliom.
J.S.S.: Rzeczywiście – taka praca niejako u podstaw, uspołecznianie kultury jest konieczna także w dużych miastach, gdzie często brakuje poczucia wspólnoty, gdzie rozwija się skrajny indywidualizm, a ludzie raczej się nie angażują w działania na rzecz swojego miasta.
K.C.: Szczególnie niepokoi mnie to, że zjawiska te zaczęły dotyczyć także kultury. Można zaobserwować alienację kultury w formę festiwalu czy dużej imprezy. Oczywiście – wszyscy potrzebujemy również takich wydarzeń, świętowanie powinno być ważną częścią naszego życia. Ale jeśli tylko to nam pozostaje, jeśli kultura jest festiwalizowana, to moim zdaniem staje się bardziej zmianą chorobową niż przejawem dobrej, pozytywnej energii. Wciąż aktualne pozostaje pytanie przez dwadzieścia lat zadawane przeze mnie przyjeżdżającym do Sejn studentom, adeptom animacji kultury: jeśli nie festiwal, to co?
J.S.S.: Wspieranie uczestnictwa w kulturze na co dzień? Umożliwienie regularnego kontaktu z kulturą w najbliższym otoczeniu?
K.C.: Dokładnie tak. Z drugie strony chodzi także i o to, w jaki sposób festiwal może być generatorem różnych innych inicjatyw. Jesteśmy we Wrocławiu po dyskusjach zakończonych sukcesem – miasto przekazało Festiwalowi Nowe Horyzonty duże kino Helios. Powstanie w nim działający przez cały rok tak zwany arthouse. Wszystko zaczęło się od Festiwalu Nowe Horyzonty, który został zaproszony przez budujący swoją siłę kulturową Wrocław. Festiwal Nowe Horyzonty (w tym roku T-Mobile Nowe Horyzonty) wspaniale się tu rozwinął. Tak Roman Gutek (szef Stowarzyszenia Nowe Horyzonty) jak i władze miasta miały od dawna taką potrzebę, że na samym przeglądzie filmów nie powinno zakończyć się jego działanie. Kolejnym krokiem jest stworzenie arthouse’u, gdzie swoje miejsce znajdzie pracownia, kino z dziewięcioma salami na pokazy ambitnych filmów, Akademia Filmu Polskiego, a także miejsce do pracy edukacyjnej, kształcenia widowni, warsztatów twórczych i filmowych. Zagospodarowanie widowni jest wielkim wyzwaniem. Kluczowe dla tego przedsięwzięcia jest to, że działania Nowych Horyzontów nie będą się skupiały jedynie na corocznej edycji festiwalu, ale będą prowadzone przez cały rok, poszerzając w ten sposób ofertę kulturalną miasta. To jest kierunek, o który nam chodzi. Kultura na co dzień.
J.S.S.: Wracając jeszcze do samej aplikacji, chciałabym zapytać, czy hasło „Przestrzenie dla piękna”, idea „Metamorfozy kultur” pozostaną, czy pojawią się nowe?
K.C.: Myślę, że w samym procesie przygotowań do 2016 roku mogą się pojawić nowe elementy. Na szczęście wspominane hasła Wrocławia są na tyle pojemne i otwarte, że nie zabierają miejsca innym inicjatywom, które z pewnością jeszcze się pojawią. Zobaczymy, jak sprawy ukształtują się do końca roku, czyli w czasie, który przeznaczyliśmy na stworzenie pierwszej ramy programowej. Zwlekam z publicznym ujawnianiem szczegółów programu Wrocław 2016, bo po pierwsze nie jest jeszcze gotowy, a po drugie potrzeba nam wielu konsultacji. Chcemy, aby w jego kształtowaniu mogło wziąć udział jak najszersze grono twórców. Muszę zaznaczyć, że to co jest kolejnym wyzwaniem naszej obecnej pracy to fakt, że ten program nie może się ograniczyć do samego roku 2016. Marzyłoby mi się stworzenie otwartego programu, którego zasadą jest proces dynamicznego budowania – otwierając obchody w styczniu, wciąż będziemy otwarci na eksperyment i niespodzianki, jakie przyniesie rok 2016. Oczywiście mamy trzy lata na próby, na proces tworzenia i przygotowań. Świadomie nazywam te trzy lata „okresem prób”. Jeśli ta orkiestra ma ruszyć w styczniu 2016 roku, to wszystko, co do tego czasu będziemy robili, będzie właśnie próbą zorkiestrowania działań. Ten proces nie może się tak, po prostu, zakończyć w grudniu 2016 roku. Nie chciałbym, aby projekt ESK był takim tornado, które we wspaniałym stylu przetoczy się po 2016 roku i… pozostawi po sobie tylko zgliszcza. Wszystkie pieniądze zostaną wydane, miasto zostanie wydrążone, mieszkańcy będą mieli dosyć kultury przynajmniej na parę lat. Nie będzie żadnej dalszej pracy, żadnej kontynuacji. To jest kwestia, o której musimy już dzisiaj myśleć. A więc będę się starał tak budować nasz program, aby na tyle wzmocnił zarówno środowiska twórcze we Wrocławiu, jak i społeczeństwo obywatelskie Wrocławia oraz politykę kulturalną miasta, by po 2016 roku można było cały ten zgromadzony potencjał rozwijać. Uważam to za sprawę zasadniczą! Rzadko się to do tej pory w projektach ESK udawało, ale tym bardziej możemy próbować uczyć się na cudzych błędach.
J.S.S.: Kwestia długofalowości oddziaływania ESK, przemian, które może czy powinna dokonywać w mieście, swoistego dziedzictwa, jakie po niej zostaje, jest obecnie szeroko dyskutowana. Na niedawnej konferencji podsumowującej dziesięcioletnie „dziedzictwo” Brugii 2002 padało niestety wiele negatywnych przykładów. Dotyczyły one nawet miast, które tytuł noszą teraz, kiedy świadomość szansy, jaką daje ESK, wydaje się ogromna. W fińskim Turku na przykład, któremu tytuł przypadł w zeszłym roku, dyskusja o długofalowym wpływie ESK na miasto rozpoczęła się w maju 2011!
K.C.: Jest to wyzwanie, a przy tym ogromna odpowiedzialność. Odczuwam ją zarówno wobec innych miast Polski, jak i wobec całej Europy. Powiedzmy sobie szczerze: jesteśmy w sytuacji pewnych dążeń, intuicji, nieznanych odpowiedzi. Mamy do czynienia z miastami i ten konkurs, który się w Polsce wydarzył, doskonale pokazuje, które miasta mają ambicje i widzą swoje szanse rozwojowe w inwestowaniu w kulturę. My, ludzie kultury, musimy się nie tylko z tego cieszyć, ale też mieć świadomość, że to dla nas bardzo duża odpowiedzialność. Jeżeli bowiem to przedsięwzięcie zakończy się krachem, to wszyscy wtedy na tym stracimy. Niedawno byłem w Barcelonie – to alarmujący przykład miasta, które w ostatnich latach dynamicznie się rozwijało, próbując przy tym postawić na kulturę. Po olimpiadzie w 1992 roku miasto stanęło przed pytaniem „co dalej?”. Padły odpowiedzi: „kultura”, „kreatywność”. Miasto zaczęło mobilizować siły (w tym bardzo duże środki finansowe) na stworzenie specjalnej dzielnicy w miejscu, gdzie jedna z głównych ulic miasta, Avinguda Diagonal, dochodzi do morza. Barcelona zaprosiła do zaprojektowania przestrzeni dla kreatywności najwybitniejszych architektów ze świata. Okazją ku temu było Fòrum Universal de les Cultures[5], stuczterdziestojednodniowe święto kultury, w którym miało wziąć udział pięć milionów ludzi. Przyjechało zaledwie trzy miliony trzysta tysięcy. Były to już symptomy słabości tego programu, który – koniec końców – skończył się katastrofą. Dziś to martwy, poddany gentryfikacji fragment miasta, powstają tam hotele dla bogatych gości czy biznesmenów, natomiast kulturowo miejsce to nie tylko nic nie wnosi do miasta, lecz także stanowi bolesne przypomnienie o lekcji nieudanego projektu kulturowego oraz jest znakiem tego, że od tamtego czasu w Barcelonie z wielką ostrożnością zaczęto podchodzić do podobnych przedsięwzięć. To się może zdarzyć wszędzie. Wiemy już przecież, że słynne koncepcje Richarda Floridy[6] niekoniecznie są idealne.
J.S.S.: Przede wszystkim ich wdrożenie nie jest takie łatwe, jak niektórzy decydenci sądzą. Podobnie ma się sprawa z tak zwanym efektem Bilbao, które to hasło często pojawia się w tym kontekście na ustach włodarzy miast. Nie wystarczy zbudować duże i piękne centrum kultury czy dzielnicę kreatywną. To, czy przedsięwzięcie się uda, zależy od szeregu decyzji, splotu okoliczności, strategicznego działania.
K.C.: I nie jest to taki natychmiastowy rozwój. Wiąże się bowiem z całym kompleksem różnych innych problemów i kwestii. To już są kolejne lekcje. W Barcelonie postawiono na siły zewnętrzne, na duży kapitał, na promocję. Okazało się, że skoro nie angażują się obywatele, skoro nie ma oddolnych procesów, które tym procesom towarzyszą, to z wywołanej sztucznie kreatywności nic nie pozostaje. Dlatego też musimy zupełnie inaczej zbudować Wrocław 2016. Tak, jak wtedy Barcelona była po olimpiadzie, tak teraz my jesteśmy po Euro 2012. We Wrocławiu funkcjonuje obecnie następująca narracja: „mieliśmy sport, mieliśmy wielkie wydarzenie Euro 2012, teraz mamy Europejską Stolicę Kultury”.
J.S.S.: A potem jeszcze coś innego? Od eventu do eventu?
K.C.: Właśnie tak! To jest kolejna bardzo ważna kwestia. W moim przekonaniu nie może być tak, że to są jakieś osobne, wykluczające się rozdziały! Wrocław w 2017 roku będzie gospodarzem World Games, czyli igrzysk sportów nieolimpijskich. Czeka nas więc kolejne duże wydarzenie sportowe. Nie może być tak, że skończymy z kulturą w roku 2016, a w następnym zajmiemy się dla odmiany sportem. My już dziś musimy myśleć, że to ma być wspólna platforma działania, a projekty muszą się przenikać. Konieczna jest wspólna strategia – zarówno wewnętrzna, jak i zewnętrzna.
J.S.S.: Problemem wielu krajów, często tych, które dostały duże środki unijne na cele związane z kulturą, staje się obecnie (także ze względu na kryzys) utrzymanie i ożywienie ogromnych inwestycji kulturalnych. Często w aurze skandali i wzajemnych oskarżeń zamyka się inwestycje, pozostawia się niedokończone, albo (tak jak pan wspomniał przy okazji Barcelony) stoją puste i martwe. Polskie inwestycje mogą podzielić ich los. Inwestycji w infrastrukturę kulturalną nie brak i we Wrocławiu.
K.C.: Wrocław ma odremontowaną Halę Stulecia, będzie miał Europejskie Forum Muzyki, arthouse w kinie Helios. To są olbrzymie przestrzenie, które trzeba wypełnić publicznością. Jest to rzecz jasna duże wyzwanie. Chodzi oczywiście o oddolną siłę wrocławską. Nie tylko mobilizowanie, ale i kształcenie widowni, pobudzanie jej kreatywności. Zadanie nasze polega na zbudowaniu takiej widowni, która nie tylko biernie konsumuje, ale współuczestniczy w wydarzeniu. Widzę już tu pozytywne symptomy. Ponadto Wrocław musi sobie uświadomić, że sam nie zapełni tych przestrzeni. W związku z tym (to bardzo bliska mi idea) konieczne jest otwarcie miasta na region, co może być też wymogiem technicznym, koniecznością. Znaczy to, że jeżeli nie zbudujemy dobrej komunikacji z regionem, takiej, która w krótkim czasie pozwala przyjechać z Wałbrzycha czy Legnicy na imprezę kulturalną do Wrocławia i wrócić wieczorem do domu, to Wrocław pozbawi się dużej części potencjalnych odbiorców. Sytuacja ta może wymusi więc coś, z czym kultura nie ma pozornie nic wspólnego, czyli udoskonalenie komunikacji. Zresztą nie wyobrażam sobie, że program, który obmyślimy na 2016 rok, może być dziełem tylko twórców kultury i wydziału kultury urzędu miasta. Domagam się współdziałania wszystkich sektorów od początku. Już w lipcu będziemy mieli pierwsze spotkanie cross-sektorowe, czyli spotkanie, w którym wezmą udział dyrektorzy różnych departamentów urzędu miasta, liderzy rozmaitych dziedzin życia. Usiądziemy przy jednym stole i wspólnie będziemy rozmawiać o tym, jak zbudować program ESK 2016, uwzględniając sprawy społeczne, edukację, przedsiębiorczość, ekologię, komunikację, sprawy międzynarodowe, promocję. Czynnik integracyjny, który dla mnie będzie jednym z kluczowych czynników programotwórczych, to międzysektorowa mobilizacja sił, a także integracja w samym świecie kultury, który (jak wiemy) jest bardzo podzielony, a nawet rozbity. I znowu wracamy do orkiestracji procesu.
J.S.S.: A będzie w nim miejsce dla tych miast, które brały udział w konkursie o tytuł ESK 2016? Ich reprezentanci spotykają się regularnie, wyrazili chęć współpracy z Wrocławiem.
K.C.: Tak właśnie rozumiem gest zaproszenia przedstawicieli tych miast do Wrocławia na kwietniową konferencję Wykluczeni z kultury. Tak też zresztą odczytuję zaproszenie do tworzenia Wrocławia 2016 wcześniejszego rywala z Lublina. Zbudowałem konkurencyjną dla Wrocławia ofertę, walczyłem do ostatniego tchu o tytuł, z ogromną wiarą, że może się udać. Byłem również członkiem ruchu spotkań miast kandydatów, które nazwaliśmy Polskimi Stolicami Kultur. Wydaje mi się, że na Wrocławiu spoczywa odpowiedzialność za tę całą rewolucję kulturalną, jaka przeszła przez polskie miasta przy okazji ESK. Poza tym Wrocław potrzebuje współpracy z innymi miastami. W jakimś sensie powinien stać się Stolicą Kultury Polski i dać miejsce innym miastom w kreowaniu swojego programu. Może też oddziaływać na politykę kulturalną w naszym kraju, szukać rozwiązań wspólnych, z których można by było potem skorzystać. Docierają do mnie takie sygnały z innych miast i wiem, że jedziemy na tym samym wózku. Jeżeli Wrocławiowi się uda, to sytuacja innych miast, które postawiły na kulturę, które widzą szansę rozwoju poprzez kulturę, będzie zupełnie inna.
J.S.S.: Będzie to z pewnością przykład, że kultura się liczy i opłaca. W ten sposób zyskać można cenny argument w dyskusji o miejscu kultury w mieście i w sporze z decydentami. Wspomniał pan o rewolucji kulturalnej w Polsce. Rzeczywiście, ESK wywołało gwałtowne zmiany w niektórych miastach. Korzystając z okazji chciałabym zapytać o Lublin, który mimo całego zaangażowania i ludzi kultury, i mieszkańców, rywalizację o tytuł ESK 2016 niestety przegrał. Czy nastąpiły mimo to jakieś zmiany w mieście? Czy coś trwałego pozostało po całym procesie przygotowawczym do ESK?
K.C.: Wzrasta rola Lublina jako lidera kompetencji „wschodnich”, szczególnie jeśli chodzi o współpracę kulturalną, lecz nie tylko. Powstaje na przykład Kongres Inicjatyw Europy Wschodniej w Lublinie, do którego rady zostałem zaproszony. Został on zainicjowany czy też zainspirowany Kongresem Kultury Partnerstwa Wschodniego, który zorganizowaliśmy w zeszłym roku w Lublinie. Działania pod szyldem Kongresu nadal trwają, są już rekomendacje, będziemy tworzyli europejską sieć kulturalną Partnerstwa Wschodniego. Poza tym Lublin będzie miał nową, niezależną instytucję kulturalną – Warsztaty Kultury się usamodzielniają, co też jest efektem pracy nad ESK. Będzie to instytucja dedykowana między innymi współpracy z naszymi wschodnimi partnerami. Powstała też Wschodnioeuropejska Platforma Sztuk Performatywnych. Wschód, jak widać, to jeden ważny kierunek. A myślę, że drugi efekt ESK to ten rodzaj uspołecznionej kultury, która była najsilniejszą stroną naszej lubelskiej aplikacji o tytuł ESK 2016. To jest już duch Lublina, który to duch może się w bardzo różny sposób przejawiać.
J.S.S.: Ludzie nie dadzą sobie odebrać tych osiągnięć?
K.C.: Nie dadzą, to nie jest już to samo miasto.
J.S.S.: Czy są jakieś podobieństwa między Lublinem a Wrocławiem? Weźmy nawet ten aspekt współpracy z wschodnimi sąsiadami Polski.
K.C.: Zanim w jakikolwiek sposób zacząłem być związany z Wrocławiem, naszym pierwszym pomysłem w Lublinie, już po rozstrzygnięciu konkursu o tytuł ESK 2016, było podarowanie Wrocławowi jednego z naszych najważniejszych projektów, czyli stworzenia przestrzeni dla Lwowa, jako również Stolicy Kultury. Na Ukrainie zaangażowaliśmy nawet środowiska kulturalne do napisania własnej aplikacji. Mieliśmy na celu ich integrację, chcieliśmy zachęcić ich do budowy programu. Naturalne jest, że Wrocław wraz z Lublinem (bo Lublin oczywiście chcemy zaprosić) będzie ten program kontynuował. We wrześniu wybieramy się z prezydentem Dutkiewiczem i do Lublina, i do Lwowa i zabieramy naszą ofertę współpracy.
J.S.S.: Co dla pana będzie największym wyzwaniem we Wrocławiu? Wielu dyrektorów innych ESK skarży się na trudne relacje z władzami miasta, problemy z budżetem.
K.C.: Myślę, że to nie będzie najtrudniejsze, choć na pewno bardzo istotne, nawet z punktu widzenia wrażliwości, którą będziemy się musieli wykazać. Przede wszystkim, jako twórcy kultury, musimy być świadomi warunków, w jakich działamy. Przecież wciąż nie wiadomo, w jakim kierunku i jak daleko rozwinie się obecny kryzys. W tej sytuacji musimy być nie tyle roszczeniowi, ile współodczuwający. Należy brać odpowiedzialność za podejmowane działania, nie tylko wymagać. A jeśli chodzi o moją bardzo osobistą perspektywę to, muszę podkreślić, że zawsze traktowałem ten projekt, choć nigdzie nie znajdowałem takiej pełnej realizacji, jako przedsięwzięcie artystyczne. Uważam, że to, co jako twórcy kultury możemy dać, to możliwie najlepszej jakości sztukę. To, że zaangażujemy w kulturę obywateli, że damy im odczuć tę niezwykłą atmosferę twórczej pracy, budowania czegoś nowego, awangardowego, przekraczania pewnych horyzontów, to jest tylko element tego procesu. Największym wyzwaniem jest więc dla mnie zbudowanie zbiorowego dzieła sztuki, jakim będzie Wrocław 2016, dzieła, które zacznie funkcjonować 1 stycznia 2016, a skończy 31 grudnia 2016. Ma to być dramaturgicznie spójna opowieść, rozłożona na wiele głosów. Prócz Europejskiej Stolicy Kultury nie znam innego projektu, który by obejmował całe miasto przez cały rok, który dawałby szansę na zbudowanie takiego dzieła. Patrzę na ESK także jako artysta.
***
[1] W konkursie o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 startowało 11 polskich miast: Białystok, Bydgoszcz, Gdańsk, Katowice, Lublin (dyrektorem artystycznym starań o tytuł ESK 2016 był tu Krzysztof Czyżewski), Łódź, Poznań, Szczecin, Toruń, Warszawa i Wrocław, który ostatecznie zyskał największą przychylność jury.
[2] Zespół działał w ramach Instytucji Kultury Wrocław 2016, której dyrektorem był prof. Adam Chmielewski.
[3] Obywatelska Rada Kultury (ORKA) „to oddolna i otwarta inicjatywa artystów, kuratorów, ludzi nauki, animatorów i organizatorów życia kulturalnego, którzy uznają, iż proces przygotowań do realizacji programu Europejskiej Stolicy Kultury 2016 może być punktem zwrotnym w myśleniu o kulturze we Wrocławiu”. http://orkawroc.blogspot.com/ (4 lipca 2012).
[4] Krzysztof Czyżewski jest współzałożycielem i dyrektorem Ośrodka „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach.
[5] Fòrum Universal de les Cultures (Światowe Forum Kultury) to trwający od 9 maja do 26 września 2004 roku zespół wydarzeń, na które składały się debaty, konferencje, prezentacje artystyczne, targi sztuki, koncerty itp. Jego celem była promocja pokoju, zrównoważonego rozwoju, poszanowania różnorodności kulturowej i praw człowieka.
[6] Mowa o koncepcji miast kreatywnych rozwiniętej przez Richarda Floridę w publikacji Narodziny klasy kreatywnej (wyd. pol.: Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2010).
Copyright © Herito 2020